Jeśli myślicie, że już wszystko wiecie o współczesnej książce przestrzennej, oto Jie Qi i jej "Electronic Popables".
Bardzo ładną nazwę ma ta technika - 'paper computing'. Jie Qi studiuje inżynierię mechaniczną na Uniwersytecie Columbia, a powyższa książka powstała jako zaliczenie kursu w Media Lab na MIT, czyli Massachusetts Institute of Technology. Inspirowała się Sabudą, uwierzycie? Tu można podejrzeć proces twórczy. Tak to, drodzy czytelnicy, oswaja się zimną technikę, łącząc z medium tradycyjnym. Jie Qi nie interesuje się bowiem książką, lecz mechatroniką. Robi jednak różne rzeczy - tu można zobaczyć.
Bardzo ładną nazwę ma ta technika - 'paper computing'. Jie Qi studiuje inżynierię mechaniczną na Uniwersytecie Columbia, a powyższa książka powstała jako zaliczenie kursu w Media Lab na MIT, czyli Massachusetts Institute of Technology. Inspirowała się Sabudą, uwierzycie? Tu można podejrzeć proces twórczy. Tak to, drodzy czytelnicy, oswaja się zimną technikę, łącząc z medium tradycyjnym. Jie Qi nie interesuje się bowiem książką, lecz mechatroniką. Robi jednak różne rzeczy - tu można zobaczyć.
Tak, to jest pop up jeden krok dalej. Widziałam już takie cuda. Chciałabym mieć takiego inżyniera mechanicznego pod ręką ;-)
OdpowiedzUsuńCiekawe, choć nie wiem czy ten przypadek wciąż jeszcze pozostaje książką?
OdpowiedzUsuńSłowo jest we współczesnych wydawnictwach zdecydowanie wypierane przez obraz, ale tu juz nie ma chyba na nie miejsca wcale?
Mam jeszcze w domu sporą kolekcję pop-upów z lat 70-tych w tym trochę radzieckich. Najbardziej fascynowala mnie Baba Jaga wjeżdżajaca do pieca:)
Postrzegam to inaczej. Wagą książki u nas jest jej przekaz słowny - ilość i jakość tekstu, obraz to wartość drugorzędna. Niestety to podejście odbiło się na książkowym rynku czkawką na początku lat 90. Tymczasem książki bez słów, czy też inaczej obrazkowe, są bardzo ważnym przystankiem na drodze do wsiąkniecia w literaturę. Napisano wiele tekstów na ten temat, więc nie będę robiła im konkurencji. Książki przestrzenne, a do tego jeszcze sięgające po nowe środki / media, wkraczają także na inny grunt - gdzieś w okolicach sztuki jako takiej. To, że mają swoje 'macki' i tam, bardzo mnie cieszy.
OdpowiedzUsuńA tych z lat 70. bardzo zazdroszczę. Swoje oddałam dawno temu i teraz sobie w brodę pluję. Cóż. Pozostają obrazy (nie słowa) w głowie, które czasem wyskakują i przypominają mi o nastroju, który towarzyszył tamtym lekturom, pamiętam dotyk plastiku, który pokrywał trumienkę śpiącej królewny, trochę szeleścił. Pozdrawiam, {Z}