Lubię jeść, nie lubię gotować. Do gotowania trzeba mieć 'wolną głowę', a moja odcięta i zajęta (przez obcych). Zorro, jeździec bez głowy szarżuje w kuchni. Potrafi przypalić 3 razy z rzędu taką samą (lecz nie tę samą) zupę, wyjść w trakcie przygotowania posiłku, osłabnąć podczas przygotowywania półproduktów. Dlatego doceniam formy żywienia zbiorowego, jak również indywidualnie serwowane posiłki. Najchętniej 'po japońsku' i bez szemrania (herbata czy kawa, zielona czy czarna, mocna czy słaba, w kubku czy w filiżance, z cukrem, a może bez, teraz czy po jedzeniu, uff). To na wypadek, gdybyście chcięli mnie kiedyś ugościć (po tym wszystkim na pewno nie). W każdym razie: zazdrośnie spoglądam ku Azji. Kiedy idziesz, idź. Siedząc, po prostu siedź. Przede wszystkim nie wahaj się.
Azjaci jedzą... wielbłądzie pośladki! (strona 32),
Chińczycy jedzą... zupę z jaskółczych gniazd! (strona 34),
Filipińczycy jedzą... psie wymiociony! (strona 40),Indonezyjczycy piją... kawę z kupy! (strona 44),
Japończycy jedzą... śmiertelnie trującą rybę! (strona 46),
Koreańczycy piją... wino z myszy! (strona 50),
a Wietnamczycy likier na wężu... (strona 32)
W innych miejscach na świecie nie poczujecie się bezpieczniej.
Jacy ludzie, jaka kultura - takie pożywienie. Na tej podstawie można by wyciągnąć pochopne wnioski, ale myślę, że nie o to chodziło autorce książki Co jedzą ludzie? Paulinie Wierzbie. Domyślam się, że przede wszystkim chciała pokazać, jak różnorodne może być spektrum zainteresowań kulinarnych. Świetnie. Nie oddalając się bowiem z własnego podwórka, możemy zjeść kilka rzeczy dla innych nacji nie do przyjęcia. Flaki (strona 68), potrawy z krwi (kaszanka, której w książce nie ma i czernina ze strony 68), ogórki kiszone (dla niektórych 'zepsute'), tatar (surowa konina). Nie ma u nas małp, więc skupiamy się na mózgach kurzych. Krowie wymiona i grzebienie kogucie prawdopodobnie wcinają Polacy w pasztetach i parówkach. Zamiast papieru toaletowego, który - jak głosił mit - pakowano do parówek z lat 80. Może dlatego nie było go w ubikacjach.
Taka książka to gratka. Musiała powstać. Jest jednak coś dziwnego w tonie opowieści. Balansuje ona na granicy ciekawostki, dziwactwa i rzetelnej opowieści o przedsionkach kuchennych. Sęk w tym, że trudno czasem uchwycić rozpuszczone wici, niełatwo pójść tropem najdziwniejszych przyzwyczajeń, nie sposób wyczuć intencji autorki. O ile ślimaki dla Francuzów "produkujemy" sami, o tyle wymiotujący pies to nowość na naszym gruncie (w tym kontekście). Są w tekście wzmianki o biedzie, która wyznacza zainteresowania kulinarne, są gdzieniegdzie fragmenty, dotyczące kultury, są także wpadki. Doskonale obrazuje to tekst o jedzeniu kotów, w którym jest wszystko - jak kota postrzegano, dlaczego go jedzono, jak smakuje mięso, a na końcu pointa w postaci odgłosu kota paszczą. Miauuu... No i rysunek...
Przy okazji, jeśli nęka was idea konsumpcji psów i nie wiecie, jak wytłumaczyć to dzieciom, polecam interesujący artykuł: Historia jedzenia psów na Filipinach. Nie znalazłam tam niestety niczego o buro (=sfermentowany), czyli treści żołądowej psa. Brakuje zatem przypisów. Uśmiejecie się: przypisy w książce dla dzieci?! Czemu nie. Paulina Wierzba pokusiła się o jeden we wstępie, tłumacząc zależności pomiędzy kulturą i jedzeniem. Spodziewałabym się zatem innych, w bardziej nieoczywistych miejscach.
Ilustracje do książki wykonało małżeństwo: Agnieszka Popek-Banach i Kamil Banach, prawdopodobnie zainspirowane innym znanym małżeństwem - jest kolorowo, dziecięco i dosłownie. Na końcu zamieszczono 'strony interaktywne', na których dzieci mogą umieścić swój ranking ulubionych, bądź też znienawidzonych potraw. Świetny pomysł.
Na przykład można by tam wpisać wierszyk taki:
Natalia Usenko napisała ten i inne śmieszne wiersze, Ewa Poklewska-Koziełło zilustrowała, a Egmont wydał pod tytułem, który właściwie ciągnie do poprzedniej książki - NIESMACZNIK. Lektura to kalibru innego, stawia bowiem na humor, nie wiedzę o jedzeniu.
Taka książka to gratka. Musiała powstać. Jest jednak coś dziwnego w tonie opowieści. Balansuje ona na granicy ciekawostki, dziwactwa i rzetelnej opowieści o przedsionkach kuchennych. Sęk w tym, że trudno czasem uchwycić rozpuszczone wici, niełatwo pójść tropem najdziwniejszych przyzwyczajeń, nie sposób wyczuć intencji autorki. O ile ślimaki dla Francuzów "produkujemy" sami, o tyle wymiotujący pies to nowość na naszym gruncie (w tym kontekście). Są w tekście wzmianki o biedzie, która wyznacza zainteresowania kulinarne, są gdzieniegdzie fragmenty, dotyczące kultury, są także wpadki. Doskonale obrazuje to tekst o jedzeniu kotów, w którym jest wszystko - jak kota postrzegano, dlaczego go jedzono, jak smakuje mięso, a na końcu pointa w postaci odgłosu kota paszczą. Miauuu... No i rysunek...
Przy okazji, jeśli nęka was idea konsumpcji psów i nie wiecie, jak wytłumaczyć to dzieciom, polecam interesujący artykuł: Historia jedzenia psów na Filipinach. Nie znalazłam tam niestety niczego o buro (=sfermentowany), czyli treści żołądowej psa. Brakuje zatem przypisów. Uśmiejecie się: przypisy w książce dla dzieci?! Czemu nie. Paulina Wierzba pokusiła się o jeden we wstępie, tłumacząc zależności pomiędzy kulturą i jedzeniem. Spodziewałabym się zatem innych, w bardziej nieoczywistych miejscach.
Ilustracje do książki wykonało małżeństwo: Agnieszka Popek-Banach i Kamil Banach, prawdopodobnie zainspirowane innym znanym małżeństwem - jest kolorowo, dziecięco i dosłownie. Na końcu zamieszczono 'strony interaktywne', na których dzieci mogą umieścić swój ranking ulubionych, bądź też znienawidzonych potraw. Świetny pomysł.
Na przykład można by tam wpisać wierszyk taki:
W królewskiej kuchni Kucharz Straszliwy
przyrządził dzisiaj dla wprawy
obiad dziwaczny i dość smrodliwy.
Dwadzieścia cztery potrawy:
Dzik nadziewany watą i mydłem.
Zupa brzozowa.
Klopsy z powidłem.
Żaby po szkocku.
I Szkot po żabsku.
Kluski gniecione w niemytym łapsku.
Budyń z buraka.
Śledź w czekoladzie.
Oślizgłych małży dwie pełne kadzie.
Smażone róże.
Sernik czosnkowy...
Resztę sam wymyśl.
Obiad masz z głowy!
Natalia Usenko napisała ten i inne śmieszne wiersze, Ewa Poklewska-Koziełło zilustrowała, a Egmont wydał pod tytułem, który właściwie ciągnie do poprzedniej książki - NIESMACZNIK. Lektura to kalibru innego, stawia bowiem na humor, nie wiedzę o jedzeniu.
Smakosz
Żył smakosz raz pod Paryżem,
co mrówki zjadał wraz z ryżem.
- Lubię dziwne potrawy -
mawiał. - Więc bez obawy:
wszystko zjem. Jeszcze talerz wyliżę!
Zawodnikiem, który wygrałby konkurs "Zjem wszystko", jednocześnie nie jedząc niczego z tych banalnych powyższych przykładów, był nieżyjący już Michael Lotito - "Pan Zjem Wszystko" (Monsieur Mangetout). Do księgi Guinessa i Co jedzą ludzie? trafił dzięki Cesnie 150, którą zjadł, a nie doleciał.
Na wszelki wypadek: herbata, zielona, średnio-mocna, w kubku, bez cukru, zawsze.
Co jedza ludzie?
Paulina Wierzba
il. Agnieszka Popek-Banach i Kamil Banach
wyd. Albus 2010
format 21 x 21 cm
stron 92
oprawa twarda
Niesmacznik
Natalia Usenko
il. Ewa Poklewska-Koziełło
wyd. Egmont 2007
format 20 x 20 cm
stron 32
oprawa twarda
Co jedza ludzie?
Paulina Wierzba
il. Agnieszka Popek-Banach i Kamil Banach
wyd. Albus 2010
format 21 x 21 cm
stron 92
oprawa twarda
Niesmacznik
Natalia Usenko
il. Ewa Poklewska-Koziełło
wyd. Egmont 2007
format 20 x 20 cm
stron 32
oprawa twarda
Własnie także recenzowałam tę książkę u mnie. "Niesmacznika" nie znałam, przyjrzę się mu:)
OdpowiedzUsuńHm... "Zainspirowane innym znanym małżeństwem"... No naprawdę? Wygląda niepokojąco znajomo - może J.E.D.Z.E.N.I.E. powinna się raczej nazywać? Swoją drogą należy pogratulować wydawnictwu Albus szybkiego reagowania na trendy...
OdpowiedzUsuńMożna pokazać dziecku pierwszą książkę w pakiecie z komentarzem - "widzisz, jak mamusia pysznie gotuje" ;-) Musimy zrobić ranking znienawidzonych potraw, koniecznie.
OdpowiedzUsuńAnno: widziałam w przelocie netowych poszukiwań. :)
OdpowiedzUsuńMikołaju: "reagowania na trendy" też mi się podoba. ;)
mala_formo: "widzisz, jak mamusia pysznie gotuje" to jedno z moich ulubionych zdań. Jak już coś ugotuję, to od razu przychodzi mi do głowy, che che. W rankingu potraw niezjadliwych flaki wysoko. Nawet, gdy jadłam jeszcze mięso, nie tykałam. Podobnie salcesonu.
Napisz kiedy wode na zielona wstawiac ;)
OdpowiedzUsuńPoinformuję Cię telepatycznie. ;)
OdpowiedzUsuń