wtorek, 7 czerwca 2011

SIE JE

 
Jako, że ogórek* już śpi (nieprzykryty z racji upału), mogę bez wyrzutów sumienia napisać o książce, która proponuje przetworzenie jego i jego pobratymców w estetyczne dania niebanalne.

* * *

Dawno dawno temu, w czasach butelek zwrotnych, lodów bambino (niezawodnie niedostępnych), kultu puszki po Coca-coli, generalnie fazy przedawokadowej, na półkach młodocianych wielbicieli wytrawnego jadła rządziła Kuchnia z niespodzianką Marii Terlikowskiej z ilustracjami Ewy Salamon (kto nie wie, co to ''mleko na żółto'' niechaj się schowa).  Inspirowała do robienia tego, czego nie można było kupić od razu, zachęcała do picia koktajli z żółtkiem, nie strasząc jednocześnie salmonellą.  Teraz "od razu" można kupić prawie wszystko, więc i problemy się przesunęły na inny grunt.  W dobrobycie trzeba przekonywać dzieci do jedzenia.  W ogóle.   No więc człowiek chwyta się różnych sposobów, a "leci samolocik" to najsłabszy z nich.  Rozluźnienie więzów rodzinnych spowodowało, że i zdrowiem babci nie sposób zaszantażować.  Takie czasy (wiadomo:  "straszne i przerażające, zdominowane przez tajemnicze siły z kosmosu", choć o tym w innym wpisie).

No i mamy taką książkę.  Gatka dla małego niejadka Emilii Dziubak.



Wygląda na to, że wszystko zaczęło się amerykańskim blogiem "They Draw and Cook", o którym pisałam wcześniej.  Równo rok temu nie było tam jeszcze polskich wpisów.  Ale wystarczyło tylko trochę rozruszać internet, żeby pojawiły się pierwsze.  Marianna Oklejak, zaraz potem inni, także Emilia Dziubak.  Blog rozkręcił modę na ilustrowane przepisy, a polscy ilustratorzy mogli zaistnieć w świecie, w nowym kontekście.  Tu liczy się nie tylko dobry rysunek, nie tylko sam przepis, ale przede wszystkim zabawny sposób jego prezentacji.  Te kilka przepisów Emilii Dziubak z They Draw&Cook to w zasadzie gotowe prace, które weszły do książki wydanej w maju przez wydawnictwo Albus.  Rodzina Gnocchi, kompot z suszonych owoców, przysmak pana Arbuza.  Właśnie:  przepis na zupę z arbuza ze strony 40 zamieszczono (jako jeden z 107 przepisów z całego świata) w książce, wydanej przez Nate'a Padavicka i Salli Swindell, czyli pomysłodawców ilustratorskich przepisów.






Wracając jednak do polskiej książki: jest bardzo dobrze wydana, zabawnie narysowana i bardzo uniwersalna, może bowiem podszyć się pod ciekawy prezent dla wielbiciela gotowania 18+.



Na początek początek, czyli po co i dla kogo, dalej absurdalny wywiad z marchewką, pojęciowo niedostępny dla dzieci młodszych, no i przechodzimy do witamin, a raczej 'witaminek'.  Witaminka z ilustracji ujawnia niestety swoje rysunkowe powinowactwo z bakterią (tym bardziej, że siedzi z wytrzeszczem na martwej rybie, a za moim oknem upał), ale wybaczam, zakładając, że to wypadek przy pracy, a i bezmięsne skrzywienie daje się mi we znaki.



Po 'witaminkach' i ich 'domkach', przewrotnie przechodzimy do przekąsek.  Przekąskom blisko do japońskiej sztuki bento, czyli dań przygotowywanych na wynos w formie i składzie, zadowalajacych zarówno poczucie estetyki, jak i uczucie głodu.  W ogóle ''zabawa jedzeniem'' bliska jest filozofii przygotowywania bento.  Nie sztuką w niej dać komuś jeść, trzeba w to włożyć całą swoją duszę i artyzm oraz przyprawić dzieckiem w sobie.  Do tego pamiętać o wartości odżywczej i różnorodności.  Doprawdy, dla polskiej matki ciężka to praca nad własnym charakterem i niedomaganiami czasowymi...

Wspomniałam o skrzywieniu bezmięsnym, zatem teraz chwila przerwy, w czasie której wyłuszczę pewne szczegóły grupie, która nieczęsto odnajduje się w książkach kucharskich.  Oprócz rzeczonej martwej ryby, jest jeszcze jedna ryba żywa (w cylindrze i monoklu), która za chwile martwa będzie i przybierze formę kostki posypanej "koperkiem lub pietruszką" i to tyle, jeśli chodzi o ofiary.  Reszta ofiar, choć mocno spersonifikowana, w życiu rzeczywistym nie wykazuje oznak inteligencji, nie ma rączek i nóżek, więc jeśli widzicie na stole śmiejącego się banana, to już wasz problem.



Po przekąskach czas na 'zupki', z których na dzisiejszą aurę najlepszy będzie wspomniany już dzisiaj 'Przysmak Pana Arbuza' (w rolach głownych skondensowane mleko, śmietana, maliny, cukier oraz sam arbuz).  Dania główne, to jak wspomniałam dorsz, ale nie tylko.  No i przechodzimy do deserów.  Widać, że w tym miejscu autorka pofolgowała swoim fascynacjom.  Jeśli jesteście na diecie bezcurkowej, a i dzieci próbujecie do niej przekonać, pozostaje wam Kwaśne Prosie.  Bardziej jako figurka niż obiekt konsumpcji, choć różne rzeczy zdarzają się na tym świecie.  Nawet wielbiciele ''telesaty''**, którzy za chwilę z upodobaniem zabierają się do cytryny.

W napojach siłą rzeczy nie ma wysokoprocentowych.  Słodki kompocik, koktail no i 'suszona rodzina'.


Całość przetykana jest dodatkowymi atrakcjami - znajdź uciekiniera z zupy (wcale nie takie łatwe), wygoń robaka z kapusty, pokonaj arbuzowy labirynt oraz pokoloruj muffinki.  Polecam.




Tymczasem...
Marchew zaprasza do udziału w konkursie.



*  ogórek stracił nogę, mimo ogórkowego horroru, który opanował Europę
**telesata = czekolada

Gratka dla małego niejadka
Emilia Dziubak
wyd. Albus 2011
format 19,5 x 25
stron 96

5 komentarzy:

  1. Wizualnie super mi się podoba, te wywiady itd - świetna sprawa. Tyle, że my staramy się jeść mało lub bez cukru. Mam 1,5 rocznego małojadka (absolutnie jadek ale niewielkie ilości i rzadko) i pilnuję aby miał w diecie jak najmniej cukru, jak najwięcej ruchu aby nie stał się niejadkiem. Wczoraj np. po powrocie ze żłobka zjadł może w sumie łyżkę kaszy jęczmiennej. Za to po prawie 3h spacerze dorwał się do miski z marchewką z chrzanem, do tego rzeczona kasza i przegryzał truskawkami.
    Na pewno napiszę u siebie o rysująco - gotujących a na razie polecam trzy wpisy o jedzeniu. Między innymi o bento.
    http://lucyferkiem.blogspot.com/2011/05/poznajcie-jedzenie-swietnie-podane.html
    http://lucyferkiem.blogspot.com/2011/05/gdy-jesc-sie-chce.html
    http://lucyferkiem.blogspot.com/2011/04/niby-prosta-sprawa.html
    Wszystkim, którzy mają niejadki polecam metodę BLW - może się okazać, że dziecko jest małojadkiem a nie niejadkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. A propos "Kuchni z niespodzianką" - szukam przepisu na czekoladowe trufle, które robiłam wg przepisu z tej książki, kiedy byłam mała. Książka się zapodziała, a wraz z nią przepis na pyszne i niezwykle proste trufle!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny i apetyczny tekst,uśmiałam się przy czytaniu. (chociaż ten ogórek bynajmniej apetycznie nie wygląda i nie zaprasza do konsumpcji ;-) Na książkę chętnie się skuszę, nawet jeśli moje dzieci uwielbiają jeść. Opowieści o witaminkach należą do ulubionych, i gadające warzywa są u nas przy stole codziennością. Super propozycja.
    Pozdrawiam sedecznie.
    Uwielbiam pani stronę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo to jest ogórek dekoracyjny i jak większość rzeczy dekoracyjnych jest absolutnie nieestetyczny.
    @Lamarta: "Kuchnia" się przede mną ukryła, ale ja ją namierzę i zamieszczę dla Ciebie ten przepis.
    Tymczasem: czuwajcie! :)

    OdpowiedzUsuń

Rozmawiajmy! :)