W "Oczach" Iwony Chmielewskiej czytelnika podejmuje się iście królewskim zestawem przedmiotów. Wprawiają go w zachwyt i zmuszają do poszukiwań. Książka prezentuje detale, strzępy rzeczywistości, migawki z życia, przedmioty, zwierzęta, lecz nie oferuje klucza, dzięki któremu można by je powiązać w całość. Zmusza do refleksji, rozważań, prowokuje porównania, narzuca skojarzenia. Przede wszystkim jednak stwarza nierozerwalną więź pomiędzy tym, co widzimy i tym, jak to rozumiemy, pomiędzy zdumieniem, że oto nauczyliśmy się nowego sposobu patrzenia, a świadomością wiedzy. To wyjątkowo nowatorska książka, nasycona wyrafinowana elegancją, którą osiągnięto dzięki odważnemu eksperymentowi i wnikliwym przemyśleniom.
Tak motywowało swój wybór jury, przyznające tegoroczną nagrodę BolognaRagazzi w kategorii FICTION Iwonie Chmielewskiej i jej książce autorskiej Oczy. A tak mówi o niej zaskoczona podwójna laureatka nagrody BolognaRagazzi (przypomnę, po raz pierwszy Iwonie Chmielewskiej i Koreańczykom przypadła ona dwa lata temu, gdy w kategorii NON-FICTION nagrodzono książkę MAUM, dom duszy, z tekstem Heekyoung Kim, znanej u nas już z książki Dokąd iść, mapy mówią do nas, do której obraz przygotowała Krystyna Lipka-Sztarbałło).
* * *
- Skąd wzięły się te oczy w twojej głowie?
Zrobiłam sobie tę książkę w prezencie na okrągłe urodziny trzy lata temu - taka zabawa, żeby sobie poprawić humor, nadwątlony upływającym czasem. Ale była to całkiem inna książka, dwa razy dłuższa. Mam jeszcze gdzieś makietę tamtej, nazywała się Otwórz oczy. Oparta na dokładnie tym samym pomyśle wyciętych otworów w kształcie oczu, których owale zamieniają się na kolejnej stronie w coraz to nowe kształty. To miała być po prostu książka o oczach, ich fenomenie. Zakończona ich zamknięciem, zaśnięciem.
Po dwóch latach (i to jest przykład jak książka może ewoluować i że czasem dobrze jest pomysł odłożyć) zobaczyłam, że to jest fajna książka, ale właściwie o niczym ważnym. A wtedy coraz bardziej zaczęłam wierzyć w społeczną siłę książki obrazowej i ważność jej przesłania. Zainteresowałam się też książkami dotykowymi i przypomniałam sobie z jakim podziwem obserwowałam kiedyś sprawność niewidzącej koleżanki, czy niewidzących dzieci w ośrodku w Laskach. Oczy nabrały głębszego znaczenia, wynikającego również z uświadomienia sobie i wyobrażenia ich braku. Książkę radykalnie zmieniłam, skróciłam i bardzo, prawie do bólu uporządkowałam. Nie mogła się już nazywać Otwórz oczy, tylko po prostu Oczy. Jiwone Lee pokazała ją w tej formie wydawnictwu Changbi, które już wcześniej wydawało książki dotykowe. Ja chciałam, żeby to była książka dotykowa, ale produkcja takiej książki i jeszcze z wyciętymi otworami jest bardzo kosztowna.
- O czym opowiada książka w obu warstwach - tekstowej i wizualnej?
Książka jest o tym jak światy ludzi widzących i niewidzących nakładają się na siebie, tak jak nakładają się na siebie kolejne strony z otworami w kształcie oczu i jak zaskakująco mogą wyglądać zdarzenia, kiedy się widzi tylko ich wycinek, odbierany za pomocą oczu właśnie. Jest o tym, jak postrzegają świat ludzie widzący, dla których oczy są oczywistością na co dzień nie cenioną i jak rekompensują ich brak ludzie niewidzący, wypracowując w sobie rodzaj pełnosprawności poprzez inne zmysły.
- Jak oba te wcielenia książki prowadzą między sobą dialog?
Tekst jest bardzo krótki, przy czym bardzo skondensowany i zdyscyplinowany. Obraz niby podąża swoją drogą, a jednak towarzyszy tekstowi w sposób dokładnie zaplanowany. W obydwu warstwach obowiązuje rytm powtarzania pewnych sekwencji, co powoduje nakładanie się na siebie światów ludzi widzących i niewidzących. Książka jest - podobnie jak inne moje książki, choć perfekcyjniej - skonstruowana matematycznie. Nie mogłam sobie tu pozwolić na żadne emocjonalne, żywiołowe działanie, dlatego właśnie, żeby emocje wywołać dopiero u czytelnika (mam taką nadzieję). Narzuciłam więc sobie szczególnie trudną rolę zmieszczenia się w tych samych otworach i zamiany ich kształtów na kolejnej stronie w coś nieoczekiwanego. Trochę mnie to nawet wyczerpało, bo lubię mieć też zmysłową przyjemność z rysowania, a tu musiałam ściśle odwzorować np. gniazdko elektryczne. A potem kolejne gniazdko elektryczne, bo okazało się, że w Korei gniazdka wyglądają inaczej. Mosty między tekstem i obrazem odbiorca musi budować sobie sam. Trudno o tym opowiadać, nie trzymając książki w ręce, a nawet nie przekładając kolejnych stron, tylko widząc kolejne rozkładówki np. na ekranie. Bo ważna jest tu materia książki, działanie podczas oglądania. To rodzaj pop-upu, książki w jakiś sposób animowanej. Trochę jak w przypadku Maum książki nagrodzonej w Bolonii dwa lata temu.
- Jak postrzegał twoją propozycję opowieści obrazkowej wydawca?
Jak łatwo się domyślasz, po poprzedniej bolońskiej nagrodzie, mam już w wydawnictwie Changbi ugruntowaną pozycję, chociaż początki naszej współpracy były o tyle niełatwe, że to koreańskie wydawnictwo z wielkimi tradycjami nie zapraszało nigdy cudzoziemców do ilustrowania. Maum było precedensem. No i okazało się poźniej, że udanym. Zaraz po nagrodzie Ragazzi Award 2011 mogłam tam wydać autorskie Królestwo dziewczynki, a w kolejnym roku Oczy. Pracowało nam się bardzo sprawnie i szybko. Jiwone przekazywała mi sugestie niewielkich zmian (np. to nudne gniazdko elektryczne), lecz książka właściwie poszła do druku według mojego scenariusza, bez poprawek.
- Czy wiesz, jak odbierają ją koreańscy czytelnicy?
Nie wiem. Książka została wydana dopiero 31 grudnia 2012. Ledwo zdążyłam się nią nacieszyć. Jest nowością w Korei. Ale tam ta nagroda naprawdę budzi wielki szacunek i mam nadzieję, że Oczy, podobnie jak Maum ze złotą naklejką Bologna Ragazzi Award będą przyjęte dobrze. Choć koreańscy czytelnicy są bardzo wymagający i mam oczywiście tremę.
- Czy wybierasz się do Korei świętować swój kolejny koreański sukces?
Już wcześniej miałam zaplanowaną podróż w maju i czerwcu do Japonii, Korei i na Taiwan, a z ostatniej chwili mam wiadomość, że może też do Chin. To w związku z wydaniem w tych krajach Pamiętnika Blumki, ale też w związku z promocją mojej najnowszej książki Cztery zwykłe miski, którą wyda moje ulubione wydawnictwo Nonjang z Seulu (jubileuszowa dwudziesta książka w Korei). Pewnie będziemy też świętować z Changbi tak jak dwa lata temu. Najpierw jednak będziemy się cieszyć z koreańskimi przyjaciółmi w Bolonii. Ostatnim razem przyjechała nawet z Korei ekipa telewizyjna i dziennikarze - tak cieszyli się z pierwszej dla Korei nagrody głównej Ragazzi Award.
- Co mówią ci takie nagrody i jak odbierasz słowa jury?
Profesor Antonio Faeti, który co roku jest przewodniczącym jury (reszta składu się zmienia i jest do końca nieznana) potrafi pięknie, poetycko mówić i pisać o książkach oraz obrazach w nich zawartych. Zawsze podziwiałam jego laudacje, a tym bardziej wzruszają mnie te, które pisze o moich książkach. Jury daje w nich sygnał, że książka dla dziecka z jej artyzmem jest wyrazem szacunku dla inteligencji, wrażliwości, empatii młodego odbiorcy i kształtuje go jako humanistę o szerokich horyzontach. Całe targi bolońskie (które odwiedzam od 10 lat, nota bene tym razem miałam sobie je odpuścić, ale się nie uda), wystawa ilustratorów, nowe książki, sympozja, towarzyszące imprezy, powaga z jaką dorośli przygotowują sztukę dla dzieci, są przejawem przeogromnego szacunku dla młodego człowieka. To mnie zawsze bardzo wzrusza i tego mi w Polsce brakuje. Tegoroczna nagroda (podobnie jak poprzednia) jest dla mnie gromem z lutowego nieba, którego się naprawdę nie spodziewałam. Myślałam, że taki honor jak odebranie nagrody Bologna Ragazzi Award może człowieka spotkać tylko raz w życiu. I że tylko raz w życiu mogę zalać się szczerze łzami w tym pięknym pałacu w Bolonii... Ta kolejna nagroda, po dwóch latach, w innej tym razem kategorii przemówiła do mojej wewnętrznej dziewczynki o ciągle, a ostatnio szczególnie niewysokiej samoocenie: "Iwonko a może ty na prawdę już trochę nauczyłaś się robić książki?"
©Iwona Chmielewska
©Monika Obuchow
* * *
Iwonie Chmielewskiej G R A T U L U J Ę i życzę, żeby druga nagroda nie przeszła w polskich mediach mainstreamowych bez echa. Wszystkich, którzy przegapili "ten pierwszy raz", lub chcieliby go sobie przypomnieć, zachęcam do przeczytania wywiadu sprzed dwóch lat. Wszyscy tegoroczni laureaci opublikowani na stronie Bologna Children's Book Fair.
Tak motywowało swój wybór jury, przyznające tegoroczną nagrodę BolognaRagazzi w kategorii FICTION Iwonie Chmielewskiej i jej książce autorskiej Oczy. A tak mówi o niej zaskoczona podwójna laureatka nagrody BolognaRagazzi (przypomnę, po raz pierwszy Iwonie Chmielewskiej i Koreańczykom przypadła ona dwa lata temu, gdy w kategorii NON-FICTION nagrodzono książkę MAUM, dom duszy, z tekstem Heekyoung Kim, znanej u nas już z książki Dokąd iść, mapy mówią do nas, do której obraz przygotowała Krystyna Lipka-Sztarbałło).
* * *
- Skąd wzięły się te oczy w twojej głowie?
Zrobiłam sobie tę książkę w prezencie na okrągłe urodziny trzy lata temu - taka zabawa, żeby sobie poprawić humor, nadwątlony upływającym czasem. Ale była to całkiem inna książka, dwa razy dłuższa. Mam jeszcze gdzieś makietę tamtej, nazywała się Otwórz oczy. Oparta na dokładnie tym samym pomyśle wyciętych otworów w kształcie oczu, których owale zamieniają się na kolejnej stronie w coraz to nowe kształty. To miała być po prostu książka o oczach, ich fenomenie. Zakończona ich zamknięciem, zaśnięciem.
Po dwóch latach (i to jest przykład jak książka może ewoluować i że czasem dobrze jest pomysł odłożyć) zobaczyłam, że to jest fajna książka, ale właściwie o niczym ważnym. A wtedy coraz bardziej zaczęłam wierzyć w społeczną siłę książki obrazowej i ważność jej przesłania. Zainteresowałam się też książkami dotykowymi i przypomniałam sobie z jakim podziwem obserwowałam kiedyś sprawność niewidzącej koleżanki, czy niewidzących dzieci w ośrodku w Laskach. Oczy nabrały głębszego znaczenia, wynikającego również z uświadomienia sobie i wyobrażenia ich braku. Książkę radykalnie zmieniłam, skróciłam i bardzo, prawie do bólu uporządkowałam. Nie mogła się już nazywać Otwórz oczy, tylko po prostu Oczy. Jiwone Lee pokazała ją w tej formie wydawnictwu Changbi, które już wcześniej wydawało książki dotykowe. Ja chciałam, żeby to była książka dotykowa, ale produkcja takiej książki i jeszcze z wyciętymi otworami jest bardzo kosztowna.
- O czym opowiada książka w obu warstwach - tekstowej i wizualnej?
Książka jest o tym jak światy ludzi widzących i niewidzących nakładają się na siebie, tak jak nakładają się na siebie kolejne strony z otworami w kształcie oczu i jak zaskakująco mogą wyglądać zdarzenia, kiedy się widzi tylko ich wycinek, odbierany za pomocą oczu właśnie. Jest o tym, jak postrzegają świat ludzie widzący, dla których oczy są oczywistością na co dzień nie cenioną i jak rekompensują ich brak ludzie niewidzący, wypracowując w sobie rodzaj pełnosprawności poprzez inne zmysły.
- Jak oba te wcielenia książki prowadzą między sobą dialog?
Tekst jest bardzo krótki, przy czym bardzo skondensowany i zdyscyplinowany. Obraz niby podąża swoją drogą, a jednak towarzyszy tekstowi w sposób dokładnie zaplanowany. W obydwu warstwach obowiązuje rytm powtarzania pewnych sekwencji, co powoduje nakładanie się na siebie światów ludzi widzących i niewidzących. Książka jest - podobnie jak inne moje książki, choć perfekcyjniej - skonstruowana matematycznie. Nie mogłam sobie tu pozwolić na żadne emocjonalne, żywiołowe działanie, dlatego właśnie, żeby emocje wywołać dopiero u czytelnika (mam taką nadzieję). Narzuciłam więc sobie szczególnie trudną rolę zmieszczenia się w tych samych otworach i zamiany ich kształtów na kolejnej stronie w coś nieoczekiwanego. Trochę mnie to nawet wyczerpało, bo lubię mieć też zmysłową przyjemność z rysowania, a tu musiałam ściśle odwzorować np. gniazdko elektryczne. A potem kolejne gniazdko elektryczne, bo okazało się, że w Korei gniazdka wyglądają inaczej. Mosty między tekstem i obrazem odbiorca musi budować sobie sam. Trudno o tym opowiadać, nie trzymając książki w ręce, a nawet nie przekładając kolejnych stron, tylko widząc kolejne rozkładówki np. na ekranie. Bo ważna jest tu materia książki, działanie podczas oglądania. To rodzaj pop-upu, książki w jakiś sposób animowanej. Trochę jak w przypadku Maum książki nagrodzonej w Bolonii dwa lata temu.
- Jak postrzegał twoją propozycję opowieści obrazkowej wydawca?
Jak łatwo się domyślasz, po poprzedniej bolońskiej nagrodzie, mam już w wydawnictwie Changbi ugruntowaną pozycję, chociaż początki naszej współpracy były o tyle niełatwe, że to koreańskie wydawnictwo z wielkimi tradycjami nie zapraszało nigdy cudzoziemców do ilustrowania. Maum było precedensem. No i okazało się poźniej, że udanym. Zaraz po nagrodzie Ragazzi Award 2011 mogłam tam wydać autorskie Królestwo dziewczynki, a w kolejnym roku Oczy. Pracowało nam się bardzo sprawnie i szybko. Jiwone przekazywała mi sugestie niewielkich zmian (np. to nudne gniazdko elektryczne), lecz książka właściwie poszła do druku według mojego scenariusza, bez poprawek.
- Czy wiesz, jak odbierają ją koreańscy czytelnicy?
Nie wiem. Książka została wydana dopiero 31 grudnia 2012. Ledwo zdążyłam się nią nacieszyć. Jest nowością w Korei. Ale tam ta nagroda naprawdę budzi wielki szacunek i mam nadzieję, że Oczy, podobnie jak Maum ze złotą naklejką Bologna Ragazzi Award będą przyjęte dobrze. Choć koreańscy czytelnicy są bardzo wymagający i mam oczywiście tremę.
- Czy wybierasz się do Korei świętować swój kolejny koreański sukces?
Już wcześniej miałam zaplanowaną podróż w maju i czerwcu do Japonii, Korei i na Taiwan, a z ostatniej chwili mam wiadomość, że może też do Chin. To w związku z wydaniem w tych krajach Pamiętnika Blumki, ale też w związku z promocją mojej najnowszej książki Cztery zwykłe miski, którą wyda moje ulubione wydawnictwo Nonjang z Seulu (jubileuszowa dwudziesta książka w Korei). Pewnie będziemy też świętować z Changbi tak jak dwa lata temu. Najpierw jednak będziemy się cieszyć z koreańskimi przyjaciółmi w Bolonii. Ostatnim razem przyjechała nawet z Korei ekipa telewizyjna i dziennikarze - tak cieszyli się z pierwszej dla Korei nagrody głównej Ragazzi Award.
- Co mówią ci takie nagrody i jak odbierasz słowa jury?
Profesor Antonio Faeti, który co roku jest przewodniczącym jury (reszta składu się zmienia i jest do końca nieznana) potrafi pięknie, poetycko mówić i pisać o książkach oraz obrazach w nich zawartych. Zawsze podziwiałam jego laudacje, a tym bardziej wzruszają mnie te, które pisze o moich książkach. Jury daje w nich sygnał, że książka dla dziecka z jej artyzmem jest wyrazem szacunku dla inteligencji, wrażliwości, empatii młodego odbiorcy i kształtuje go jako humanistę o szerokich horyzontach. Całe targi bolońskie (które odwiedzam od 10 lat, nota bene tym razem miałam sobie je odpuścić, ale się nie uda), wystawa ilustratorów, nowe książki, sympozja, towarzyszące imprezy, powaga z jaką dorośli przygotowują sztukę dla dzieci, są przejawem przeogromnego szacunku dla młodego człowieka. To mnie zawsze bardzo wzrusza i tego mi w Polsce brakuje. Tegoroczna nagroda (podobnie jak poprzednia) jest dla mnie gromem z lutowego nieba, którego się naprawdę nie spodziewałam. Myślałam, że taki honor jak odebranie nagrody Bologna Ragazzi Award może człowieka spotkać tylko raz w życiu. I że tylko raz w życiu mogę zalać się szczerze łzami w tym pięknym pałacu w Bolonii... Ta kolejna nagroda, po dwóch latach, w innej tym razem kategorii przemówiła do mojej wewnętrznej dziewczynki o ciągle, a ostatnio szczególnie niewysokiej samoocenie: "Iwonko a może ty na prawdę już trochę nauczyłaś się robić książki?"
©Iwona Chmielewska
©Monika Obuchow
* * *
Iwonie Chmielewskiej G R A T U L U J Ę i życzę, żeby druga nagroda nie przeszła w polskich mediach mainstreamowych bez echa. Wszystkich, którzy przegapili "ten pierwszy raz", lub chcieliby go sobie przypomnieć, zachęcam do przeczytania wywiadu sprzed dwóch lat. Wszyscy tegoroczni laureaci opublikowani na stronie Bologna Children's Book Fair.
OdpowiedzUsuńPięknie!
To już możemy się popodniecać :)
Ostatnie pytanie traktuję jako retoryczne...
Liczymy?
OdpowiedzUsuńInformacje TVP Kultura mają w poniedziałek zamieścić krótką informację. ;-)
Szybkość Zorro była ( w filmie) i jest (w necie) już legendarna. Dzięki za wywiad- a dla Iwony Chmielewskiej serrrrrdeczności i grrrrrratki. Mam też interesownie nadzieję, ze ta nagroda zwiększa szanse na wydanie w Polsce niebieskiej pałeczki, niebieskiej skrzyneczki...
OdpowiedzUsuńW poniedziałek Iwona Chmielewska zawita do Wrocławia. Tam na pewno będzie można zobaczyć nagrodzoną książkę. I wszystkie inne. Zapraszam!
OdpowiedzUsuńProgram kilkudniowych warsztatów NA STRONIE ASP.