Właściwie od dawna zbierałam się, żeby napisać o...
a) tym, co dają nam dzieci i ich edukacja, poza ogólnie przyjętymi prawdami,
b) książkach do prac ręcznych, od rysowanek do papieru składania,
c) poczuciu mocy.
Trzy powyższe punkty kumulują się w tym wpisie, ale tylko na chwilę, a do tego dosyć niedbale.
Bezdyskusyjnie dzięki dzieciom zrobiłam wiele rzeczy. Wstawałam o porze, która nie figurowała na moim zegarze, porzuciłam krytykę filmową i stworzyłam ten blog, w przedszkolu nauczyłam się filcować (na zimno i mokro, i nic mi to wcześniej nie mówiło), a w szkole uszyłam żyrafę. Przypadkiem spotkana znajoma popchnęła mnie ku edukacji waldorfskiej, wpisując się w teorię mówiącą o tym, że nawet pragmatyczne przyjęcie niezbyt wyrafinowanej pracy, przynosi długofalowe pozytywne skutki. Oto wersja optymistyczna, zakładająca istnienie „sensu życia". Druga mówi, że wydarzenia są dziełem przypadku.
Mam moc. Udaje mi się wyrwać dzieci (i siebie) ze szponów konsumpcji, słowami: „przecież możemy sobie takie zrobić w domu." Kąpu kąpu chlastu chlastu i ucinamy długie korpołapy. Wtedy pozostaje jeszcze okiełznanie zachłanności: te trzy misie ze zdjęcia z trudem uzyskały pozwolenie na dołączenie do szkolnego jarmarku i przysłużenie się szkolnej społeczności. Mają już oczy, więc będą świadkami naocznymi naszego triumfu.
A wystarczyło aż i tylko kilka godzin roboty, kawałek materiału, nożyczki, igła, nitka i wypełnienie. CZAS. Dodam jeszcze, że w oczach dzieci zyskałam +100 punktów.
A wystarczyło aż i tylko kilka godzin roboty, kawałek materiału, nożyczki, igła, nitka i wypełnienie. CZAS. Dodam jeszcze, że w oczach dzieci zyskałam +100 punktów.
Efekty pracy wielu amatorów mnie podobnych, także tych, którzy na dobre wkręcili się w prace ręczne będzie można zobaczyć na dorocznym jarmarku adwentowym w Szkole Waldorfskiej w Warszawie. Przyjdźcie, popatrzcie, już mamy trochę więcej miejsca. Nie trzeba niczego kupować (choć może być ciężko się oprzeć), można za to poszukać inspiracji i nasiąknąć mocą. Czego wam szczerze w tym okresie przedświątecznym życzę.
* * *
Misie (i żyrafa sprzed 6 lat) powstała dzięki posiłkowaniu się książką Karin Neuschütz. Wykroje pozwalają skonstruować stwory na wzór zwierząt, nawet bez odwoływania się do niemieckich opisów. Uwierzcie na słowo. Wszak jeszcze nie wspomniałam o tym, że o ile ja uszyłam to, co uszyłam, moja córka-przedszkolaczka wykonała kotka, konika i rybę.
Obiecuję: niedługo podpowiedzi świąteczno-książkowe, a w bliżej niesprecyzowanej przyszłości przegląd książek, które dają moc sprawczą. Taką, o których dzisiaj była mowa.
Stofftiere zum SelbernähenKarin Neuschütz
okładka twarda
wyd. Freies Geistesleben Gmbh 2007
Brawo dla matki i córki! - życzę by ta moc trwała jak najdłużej
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z widokiem na BN
jola
Och, dziękujemy. Dziewczyny (i chłopaki) z widokiem na śmietnik. :D
OdpowiedzUsuńO, chyba poszukam tej książki dla mojego siedmiolatka. On, choć "ofiara" tradycyjnej edukacji, też czuje tę moc - niedawno na krośnie wyprodukował dla kolegi podkładkę pod kubek, a wczoraj zaszył sobie dziurę w skarpetce. Itd. Cooooo, on nie potrafi????????
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak - robótki dają moooc! Szczególnie wykonywane wspólnie (czyli razem) ale samodzielnie;) Ostatnio właśnie szyjemy przytulanki, to tak ogromna, namacalna satysfakcja dla dzieci!!! Czekam na bibligrafię:))
OdpowiedzUsuńJa również po urodzeniu syna pokochałam zpt-y;) Ale przede wszystkim chciałam napisać, że w ciągu ostatnich kilku dni przeczytałam niemal cały ten blog od deski do deski! Trafiłam tu przypadkowo, mimo iż kilka miesięcy temu sama szukałam w necie Pani "działań" (po obejrzeniu Hali odlotów z Pani udziałem i książką Juula o ile pamiętam:). Mam jeszcze pytanie, czy Ryms można zamówić pocztą? Bo niestety w białostockich empikach nie mają:( pozdrawiam - od teraz wierna czytelniczka (i imienniczka:) mw
OdpowiedzUsuńDzień dobry! Jak się cieszę, że udało się Pani trafić!
OdpowiedzUsuńRYMSA można zamówić przez stronę portalu:
http://ryms.pl
Do usłyszenia!
Och, masz rację z tą mocą. Ja ostatnio zawalona pracami zawodowymi różnymi jak nigdy chyba dotąd, oklapłam strasznie w mentalnej niemocy i zniechęceniu (że dom i życie leży odłogiem). Aż wtem, mimo i na przekór, w trybie pilnym wykonałam kapelusz czarodzieja na andrzejki przedszkolne. I ten kapelusz przywrócił mnie do pionu, normalnie właśnie moc poczułam. Choć może to być też kwestia zaklęcia wypisanego na rondzie przez Młodszego... A na pewno tych +100 w oczach :)
OdpowiedzUsuńNiech więc MOC będzie z Wami w te najciemniejsze dni roku!
Tymczasem Adam Słodowy, niedościgniony idol dzieciństwa lat 70./80. kończy 91 lat. Panie Adamie, dziękujemy! Mimo tego, że nawet najzdolniejsi nie potrafili zrobić stojaka na gazety. :D
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń