czwartek, 5 maja 2011

Majowy przegląd wszystkiego

Majowy przegląd wszystkiego, a w nim:
- o papierze, który oślepia i sprawia, że staję się niewrażliwa na piękno,
- o nadchodzących targach, które nie będą okazją do zapuszczenia się w obce rejony,
- o wyższości Świat Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy.


* * *
Kupiłam kolejną Alicję w Krainie Czarów - wiadomo, najgorsi są neofici.  Wyszłam z założenia, że nie zaszkodzą mi ilustracje Roberta Ingpena.  Myślałam, ale się pomyliłam, bo blask kredowego papieru oślepił mię dokumentnie i nie mogłam dostrzec urody.  Powiem więcej, potrzeba mi kogoś do przewracania kartek.  Nie chcę tego dotykać i tylko jakimś cudem jednak nie zwróciłam (do sklepu).  Dlaczego mi to zrobiłeś, Buchmannie!?  Intensywnie wpatruję się w internetowe odzwierciedlenie wydań obcych, chcąc wysnuć, czy to blask zaplanowany, czy też przypadkowy.  I rodzą się kolejne (retoryczne?) pytania:  dlaczego zrezygnowano z obwoluty i materiałowej okładki?  W oryginale (wyd. Templar) stoi:  hardback with imitation cloth case and gold debossing  |  jacket with fifth-colour gold.  Litościwie nie przetłumaczę, bo jeśli nie znacie angielskiego, to się aż tak nie przejmiecie, jak ci, co znają.  Jeśli Ingpe na 'na ślisko', to może lepiej w ogóle.  Wielką krzywdę wyrządza się sztuce, wybierając niewłaściwą oprawę.

* * *

Za chwilę targi w Warszawie, potem w Krakowie.  Dużo tych targów w Polsce.  Zdawałoby się, że targi zastapiły po prostu popularne i niezobowiązujące kiermasze. Są okazją, by stworzyć okazję do kupowania i świętowania.  Prawdopodobnie tego, że jeszcze ktoś w ogóle czyta i kupuje.  Niestety w w wyniku sporu Murator Expo kontra Ars Polona i zniknięcia imprezy tej drugiej, znika także  jedyne miejsce w Polsce, gdzie raz w roku pojawiało się małe okienko na świat.  Dla tych, co im do Frankfurtu lub Bolonii finansowo nie po drodze.  Całe szczęście obłowiłam się w zeszłym roku koreańsko.  Starczy na kilka lat.  Co potem?

* * *

W Rymsie 13 wiele interesujących wątków, także buńczuczne stwierdzenie Grażki Lange o wyższości ilustratorów-projektantów nad ilustratorami-sauté.   W wielu kręgach zawrzało.  Ucieszyli się wielbiciele Bożego Narodzenia, obrazili zwolennicy Wielkiej Nocy, przewrócił w grobie Bergman (ale tylko raz).  Czymże by był bowiem bez Nykvista!?  Cenię Grażkę, to, co zrobiła dla książki dziecięcej jest nie do przecenienia, ale po co wsadzać kij w słabowite mrowisko?



Poza tym ciekawe spostrzeżenia 'prosto z frontu', czyli 'szokujące zetknięcie Małgorzaty Cackowskiej z opinią publiczną' w pamiętniku Ula i książki.  "Wierzenia ludowe", kolejny raz zasłyszane, zawsze w pewnym sensie reorganizują mój dotychczasowy porządek wewnętrzy i spokój, a efekty niezmiennie trafiają do działu głupawych anegdot.  Z tych zarejestrowanych podczas badań polowych przez Małgorzatę Cackowską przytoczę najbardziej przewrotne -  o prostocie dzieciMoże te ilustracje też zainteresowałyby jakieś dzieci, nie wszystkie, ale może bardziej wrażliwe i inteligentne.  To taka książka, nad którą trzeba trochę pomyśleć, domyślić się czegoś, poruszyć wyobraźnię.  W większości dzieci sa proste.  Rzadko się zdarza, że małe dziecko ma tak wykształconą wyobraźnię (nauczycielka).  Na tapecie Nachts Wolfa Erlbrucha.  Zaiste odkrywcze!

* * *

P o g a r d a   dla świata dziecięcego. Skąd się wzięła? Jeszcze dwadzieścia lat temu tworzenie dla dzieci zaszczytem było i powodem do dumy - pracą u podstaw. Towarzyszyła temu wiara w możliwość odmiany, nadzieja na stworzenie odbiorcy przyszłości. Tymczasem współcześni dystansują się równo i egalitarnie: 'pospólstwo', jak i (co najgorsze) twórcy, którzy dla dzieci nie tworzą, choć to eksdzieci będą kiedyś ich odbiorcami. A raczej NIE będą. Pogarda cieniem się kładzie na tworzących dla najmłodszych (jakoby 'półartystach') oraz wszystkich tę kulturę promujących. Grupa "niedorosłych niespełnionych". Jakby z tworzenia dla dzieci wyrastało się tak, jak z samego dzieciństwa.

* * *

Może w tym wszystkim za dużo skrótów myślowych, ale - wiecie - jestem 'taka skomplikowana'. W przeciwnieństwie do moich 'prostych' dzieci.

8 komentarzy:

  1. Co do "wierzeń ludowych" - ja mam czasami wrażenie, że "poważni badacze" przytaczają te najjaskrawsze przykłady "głosu ludu", głównie po to, aby podkreślić swój wartościowy głos.


    Pracuję społecznie z nauczycielkami przedszkolnymi i zapewniam, że chętnie "nawracają się" i potrafią wiele zobaczyć...
    Problem polega na tym, żeby IM POKAZAĆ,
    a wiem też, jak traktuje się edukację językową/literacką na uczelniach pedagogicznych.
    To chyba tam królują "skomplikowani" dorośli.

    Ps. I nie chcę wkładać kija w mrowisko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Różnie bywa. Sama nasłuchałam się niesamowitych opinii przy okazji realizacji Bajkonurrra.
    Miałam się nie znęcać nad bibliotekami i zostawić to sobie jako ciekawostkę przyrodniczą, ale w tym kontekście doskonale zaistnieje ta oto notka z katalogu. Rzadko udaje mi się spotykać tak krytycznie nacechowane opisy katalogowe. ;-)
    TU.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wieściami z własnego podwórka uzupełniam drugi punkt zorrowego przeglądu.

    Między Warszawą a Krakowem będą bowiem jeszcze wrocławskie Targi Książki dla Dzieci i Młodzieży DOBRE STRONY

    Mimo nazwy i obiecującej nagrody, ufundowanej przez prezydenta miasta, to na razie bardziej kiermasz niż targi. Mam jednak nadzieję, że impreza z każdym rokiem będzie rosła, a już teraz zapraszam za trzy tygodnie na wrocławski Rynek

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za uzupełnienie majowych aktualności. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na okoliczność wszystkich przyszłych i aktualnych konkursów - prośba o kryteria i w związku z powyższym o uzasadnienie werdyktów. Po co kolejny konkurs jeżeli kryteria nie budują wiedzy przewodniej. A to wszystko ważne na wielu frontach, chociażby w sferze komunikatu! ... do koszyczka Grażyny L. oraz na rzecz skąplikowanych bardziej i mniej dzieci. Bo dzieci niekoniecznie muszą stanowić dodatek do karier artystycznych i naukowych, ani być lokomotywą biznesu.Czasami powinny być podmiotem.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja tam czytając bezkrytycznie ;-0 wywiad z G.L. przyznałam jej rację. Bo może taki projektant-ilustrator mniej da sobie w kaszę dmuchać? Mało to wydań z niby świetnymi ilustracjami, a jakoś się nie chce do ręki wziąć? Mało razy książka jest krzywdą wyrządzoną ilustratorowi, autorowi, czytelnikowi? Bo zabrakło dobrego projektanta (jakiegokolwiek projektanta?). Ja też wierzę w książkę dobrze zaprojektowaną. I w typografie na dokładkę.
    No i może taki projektant "zaprojektowałby" również chamski papier matowy zamiast lśniącego luksusu??

    No, ale ja nie jestem mrówką z tego mrowiska ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wracając do mojego skrótu myślowego: operator może nakręcić film i wyreżyserować, ale reżyser sobie nie nakręci, jeśli skończył tylko reżyserię. Który lepszy? OCZYWIŚCIE PROJEKTANCI SĄ POTRZEBNI - powiem więcej: NA GWAŁT POTRZEBNI i to w zasadzie widać przy większości książek dziecięcych na polskim rynku. Nie wiem tylko po co, różnicować, który ilustrator lepszy: ten, co jednocześnie projektuje książki, czy ten, który 'tylko rysuje'.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech, jasne, że nie warto różnicować. Ale myślę, że może to takie niezręczne sformułowanie? Wszak nie będziemy dywagować, kto lepszy: ten co zgrabnie się posługuje kreską i plamą, czy ten co słowem i literą ;)

    OdpowiedzUsuń

Rozmawiajmy! :)