W poprzednim wpisie poruszyłam problem nurtujący wielu - jak wybierać książki dla dzieci pod choinkę. Nieopatrznie wspomniałam kwestię świeżości, rzucając rękawicę terminom przydatności do spożycia. Otóż okazuje się, że w przypadku wyrobów książkowych (nie mylić z książkopodobnymi, których należy się wystrzegać z uwagi na dużą zawartość konserwantów) kwestia świeżości nie jest taka oczywista, bowiem należy rozpatrzywać ją na wielu płaszczyznach i w perspektywie szerokiej.
1. Świeżość, czyli pomysły dyktowane przez ducha współczesności, a odzwierciedlające zmagania ludzi bądź zwierząt XXI wieku. Czasem świeże historie osadzone są w epoce przedindustrialnej, co może być początkow niezrozumiałe, ale dalsza analiza zazwyczaj pomaga w wyjaśnieniu pozornej sprzeczności.
2. Świeżość, czyli wydane niedawno. Możliwe do zweryfikowania na podstawie daty wydania, umieszczonej na początku lub końcu książki. W tej kategorii mieszczą się zarówno utwory młode, czyli napisane i wydane niedawno, jak i te, które wydano co prawda przed chwilą, lecz napisano przed chwilami siedmioma (za siedmioma górami).
3. Świeżość drugiej młodości. Zdarzają się utwory świeże, aczkolwiek wydane i napisane przed siedmioma chwilami za siedmioma górami, ale rzadko trafiają one pod świąteczne choinki i adresowane są jako prezenty dla dzieci. Świeżość drugiej młodości najlepiej odbierana jest bowiem w grupie koneserów - ludzi z doświadczeniem, często pomłodych, a przedstarych. Nawet najbardziej wyrobione dziecko nie odbierze tego prezentu z grupy koneserskiej jako ''świeży'', kierując się w swoich ocenach przede wszystkim metodą organoleptyczną z wpisu poprzedniego.
W następnym wpisie znakomite przykłady artykułów ''pierwszej świeżości drugiej młodości", czyli że czasami data przydatności do spożycia wyznaczona jest na lata i produkt nigdy się nie przeterminowuje. Tymczasem pozostawiam was z indykiem pierwszej świeżości, bowiem narodził się kilka dni temu z woli artystki młodego pokolenia i wyraża ducha XXI wieku.
Świetny ten świeży indyk. Świeżość drugiej młodości też mi się podoba;)
OdpowiedzUsuńTen indyk tak naprawdę jest pawiem. Efekt warsztatów z Józefem Wilkoniem. ;-)
OdpowiedzUsuńTyle kolorów po warsztatach z panem Józefem?? :P
OdpowiedzUsuńProszę Pana! Chyba Pan nie widział jeszcze książki Rzecz o tym, jak paw wpadł w staw! ;-)
OdpowiedzUsuń