Myślicie, że co to jest? Rękawica kuchenna? Cha cha, fatalnie! Ech, wapniaki! Nic nie wiecie o świecie. To Potwór (tymczasowo przyszpilony skanerem). A ten na dole to Kuzyn. Bardzo doświadczone chłopaki. Przed nimi uciekały zastępy, dziś już poważnych, dziesięciolatków. Przed nimi chowały się drżąc na całym ciele ekstrzylatki. Z chęcią uciekałyby także dzisiaj, ale nie wypada. Teraz patrzą pumimi oczami i utwierdzają się nawzajem w przekonaniu: - Jaki to potwór, to tylko rękawica. Rękawica? Na wszelki wypadek gotowi są do skoku. Aktualna trzylatka spyla, bo nie jest już tego taka pewna. Właściwie jest przekonana, że lada chwila coś ja ugryzie. A uwierzcie, że gryźć to to potrafi, jak nic innego...
Tak w ogóle to oni mogą być każdym - EVERYMEN, a raczej EVERYTHINGS. Kreauje ten, kto włoży rękę i ma stosowną publikę. Wszystko? Przydałoby się jeszcze odrobinę fantazji, lekko sfazowany mózg (lata niewyspania, podczas których obumierały komórki odpowiedzialne za stosowne zachowania i samokontrolę) i scenariusz gotowy. Na nowo można się ekscytować, jaką to ma się bujną wyobraźnię. Czerpać z ponownego zdziecinnienia, które inni nazywają powrotem do korzeni, jeszcze inni wyobraźnią, a ja sobie rzucę od niechcenia tu słowem ''teatr''. A co! Właśnie, że teatr!
Wymuszanie kreatywności to domena dzieci. Żeby mieć wyniki w kontaktach z nimi trzeba kombinować. Nie wystarczy powiedzieć: - Nie bujaj się na tym krześle, bo przewrócisz się i rozbijesz głowę, bo przewrócisz się i zaplamisz krwią dywan, bo przewrócisz się i spowodujesz, że znowu wystygnie mi obiad i w ogóle będzie słabo i jak zwykle nie tak, jak planowałam. Trzeba zagrać. Iść na całość. Tworzy się wielostopniową historię kwadratową do potęgi entej, dziecko rozdziwia paszczę, zapomina, gdzie jest, zapomina o bożym świecie i o tym, że właśnie planowało z gracją wyrżnąć o posadzkę, a my po mistrzowsku osiągamy swoje. Muszę się pochwalić, że jestem w tym całkiem niezła. Zaprawiona w bojach jak ta rękawica, pardon, potwór. Odpowiem nawet na najbardziej niestosowne pytanie z miną pokerzysty, nie dam się wyprowadzić z równowagi byle bzdetem, zanim się poddam, próbuję. Wiem, że zamiast: - Kochanie, nie trzymaj ręki pod stołem, bo będziesz miała krzywy kręgosłup (matko, jakie to głupie), winnam powiedzieć: - Gdzie ta ręka?! Znowu pałęta się pod stołem? Zaproś ją na górę i pokaż, co jesz, myślę, że umiera z ciekawości. Wiecie, że mam osiągi? Nie powstydziłby się żaden przedstawiciel handlowy, manipulator, kuglarz, wirnik rzeczywistości, reżyser. Reżyser?
Ostatnio zaplątaliśmy się w teatr teatralny. Życie w dużym mieście zobowiązuje. Zobowiązuje zawód. Trzeba zobaczyć, co też osiągają w czasie naszych kuchennych pogoni profesjonaliści. Powiem wam, że dzieci nie dziwi nic. Chłoną. To rodzice często znajdują się w kropce. Żeby się nie zagubić, wyprzedzają. - O, zobacz, motylek! Na scenę wbiegło coś, co może być motylkiem. Już wiedziałam, że jest to motylek zanim obaczyłam, bo impuls z uszu wyprzedził ten z ócz. Pani miała przenikliwszy wzrok i trzylatkę u boku. - O, a teraz żuczek! Dżizas, rzeczywiście chyba zaraz zobaczę ''żuczka''. Przesiadam się o jedno krzesło, żeby osłabić impuls uszny. - Nie motylek, lecz ćma. Nie żuczek, lecz pająk. Prostują chwilę później obyci dziesięciolatkowie z góry. - Cicho! Jesteście w teatrze! - strofują opiekunowie.
Ostatnio zaplątaliśmy się w teatr teatralny. Życie w dużym mieście zobowiązuje. Zobowiązuje zawód. Trzeba zobaczyć, co też osiągają w czasie naszych kuchennych pogoni profesjonaliści. Powiem wam, że dzieci nie dziwi nic. Chłoną. To rodzice często znajdują się w kropce. Żeby się nie zagubić, wyprzedzają. - O, zobacz, motylek! Na scenę wbiegło coś, co może być motylkiem. Już wiedziałam, że jest to motylek zanim obaczyłam, bo impuls z uszu wyprzedził ten z ócz. Pani miała przenikliwszy wzrok i trzylatkę u boku. - O, a teraz żuczek! Dżizas, rzeczywiście chyba zaraz zobaczę ''żuczka''. Przesiadam się o jedno krzesło, żeby osłabić impuls uszny. - Nie motylek, lecz ćma. Nie żuczek, lecz pająk. Prostują chwilę później obyci dziesięciolatkowie z góry. - Cicho! Jesteście w teatrze! - strofują opiekunowie.
PS. Mnie też kiedyś podkusiło, by ''sprawdzić, co rozumie''. Trzylatka nie miała litości: - Cicho! Nie psestadzaj! Wkrótce opowiem wam, co widzieliśmy.
Świetny tekst i prawdziwy. To sztuka zapomnieć nam dorosłym, że spieszymy się do pracy, że mamy tyle spraw na głowie i zamiast dorosłych komend zejść na platformę dziecka. Ale sztuka sztuką, więc trzeba uprawiać. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOtrzymałam wyróżnienie – Twój blog jest wspaniały i z przyjemnością przekazuję je tobiehttp://lucyferkiem.blogspot.com/2012/03/eskperymenty.html
OdpowiedzUsuńEch chyba ten "motylek" i "żuczek" to "Mikrokosmos"? :)
OdpowiedzUsuńI teatralny teatr z okazji wczorajszego święta?
My wczoraj świętowaliśmy - z dłuugimi nosami, w Teatrze Pinokio na "Pinokiu".
W pierwszym rzędzie - kilkulatek (5?) zapewne pierwszy raz na spektaklu w prawdziwym teatrze. Przerażony, za nic mający "cudzysłów" fikcji - błagalnie zawodzący o powrót do bezpieczeństwa i domu. Twarda matka, która postanowiła udowodnić, że teatr to "tylko" teatr.
Na całe szczęście obsługa wymusiła na niej poddanie się i odwrót.
Czasem trzeba sobie trochę przypomnieć ''z dawnych czasów''. :) Że bało się dziwnych rzeczy (ja na przykład tramwajów), że nie kierowało się logiką znaną nam dzisiaj, że czas w ogóle płynął inaczej.
OdpowiedzUsuńCenię w dzieciach ich naturalną barierę dla ''zła" i "straszności". Podziwiam to, jak potrafią jej dzielnie bronić, właśnie w takich sytuacjach, jak opisywana przez Ciebie, Anno (poza rozkładem). Wychodzimy i już. Zresztą zauważyłam, że chłopcy są o wiele wrażliwsi na przekaz, na tajemniczą ciemność w teatrze, groźny pomruk kulis - uciekają.
Lucyferka, dzięki za wyróżnienie, jak tylko będę miała czas, poczytam, o co chodzi. :-)
A, jeszcze: tak, byliśmy na "Mikrokosmosie", ale wcześniej zaliczyliśmy jeszcze kilka spektakli w Teatrze Lalka, tak więc niesamowity teatronatłok się nam przytrafił.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe te refleksje o dziecięcej wyobraźni, wrażliwości, strachach. Pamiętam, że choć jako dziecko tak wielu rzeczy się bałam, a z których teraz mogłabym się tylko śmiać, potwornie żal mi, że już się nie boję... Bardzo lubię próby powrotów do tamtego świata. Z dziećmi jest łatwiej, one pokazują, uczą. Tylko trzeba umieć ich słuchać, znaleźć na to czas.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wam bardzo tych wizyt w teatrze. Mieszkamy bardzo daleko od Polski, tutejsze teatry to nie to samo, zresztą dzieci wciąż i na szczęście wolą świat bajki w języku ojczystym. A latem, kiedy jestesmy w Polsce, teatry pozamykane na trzy spusty :( W telewizji jak coś jest dobrego, to potem zaraz nie ma albo nie na tym obszarze, ech... Może jeszcze kiedyś uda się nadrobić :)
Pozdrawiam,
Asia
www.malekruki.com
Strasznie boleję nad tym, że w wakacje teatry dla dzieci są zamknięte!
OdpowiedzUsuń