nie udało mi się wszystkiego zobaczyć, uczestniczyć w tym, w czym chciałabym. Z jednej strony lubię przemykać niezauważona, z drugiej okazuje się to być wyzwaniem nie lada. Tu trochę, tam chwilę i nagle ogłaszają przez megafon, że właśnie zamykają. Zatem nie widziałam wszystkiego. Ale...
1. Premierę na Warszawskich Targach miała książka Iwony Chmielewskiej Kłopot, do której z przyjemnością napisałam tekst promujący. Nie mówię ''nowa książka'', bo Kłopot wydano w Korei kilka lat temu, jego koreańską wersją mamiłam już moje dzieci i wiedziałam czego się spodziewać. Wytwórnia nie zawiodła. Książki w wersji polskiej nie trzeba się wstydzić. Tym bardziej miło mi o tym donieść - Kłopot jest pierwszą książką, którą moja fundacja Z.O.R.R.O.Z objęła patronatem. Objęła, czyli mam nadzieję, że wspólnie z Iwoną Chmielewską i Magdą Kłos-Podsiadło uda nam się przygotować spotkania, na których nieprzekonani przekonają się do obrazu. Kłopot jest idealnym wabikiem. Wyrafinowany, a nie onieśmielający.
2. Dużo się dzieje! Nie tylko na samych Targach, ale w branży. Choć książki nie najtańsze, choć ciężko i niektórzy kłody rzucają pod nogi, nie robi się wcale mniej ciekawie. Ciekawy był zarówno wybór już dostępnych pozycji, co zapowiedzi.
I tak po polsku:
a) można było kupić nowe perypetie tortu, Wielki piknik, którego niemiecką wersję ucapiłam w zeszłym roku;
b) Dwie Siostry dwoiły się i troiły, bo cały czas mają się czym chwalić (D.O.M.E.K. właśnie wydano w Chinach i niebawem chwalić się będą zapewne A. i D. Mizielińscy). Chwaliły się między innymi nową książką z udanie zapoczątkowanej serii "Serio" - Garnitur na każdą okazję Sylvii Plath, choć mnie i tak najbardziej spodobało się coś, z czego teoretycznie ''już wyrosłam'': Różnimisie - przeciwieństwa niedźwiedzie na kartonie. Sprytnie narysowane, dowcipnie skomentowane. Winny być docenione. Przy okazji przyznam, że zupełnie nie przekonała mnie do gotowania pierwsza książka Agaty Królak (pieczenia ściślej rzecz ujmując). Nie tyle nawet nie przekonała - odstręczyła! Upewniła w przekonaniu, że ciasta to samo zło!
c) Muchomor znowu miał coś dla maluchów, ale jednocześnie uparcie inwestuje w starszych, więcej o nich wkrótce, bo niedobór rąk nie pozwolił mi pochwycić niczego ze stoiska, na którym byli i filozofowie i nowa książka duetu Anna Czerwińska-Rydel / Agata Dudek i nie tylko;
d) Zakamarki miały nowości (Dziwne zwierzęta, Mama Mu czyta oraz Moje szczęśliwe życie) i zapowiadały to, na co uparcie czekam od roku - Pomela! W Pomelu się jeszcze zadurzycie w tym roku, nie ma bata;
e) Egmont z kolei dołączył do basiowego zestawu książki dla najmłodszych, czyli kartonowe opowieści o Franku (i Basi - to wszędobylska dziewczyna), dwa ''odcinki'' Basi właściwej oraz ''pomoce naukowe''. Przy okazji muszę to powiedzieć głośno: ich książki to niezłe wystawki z logami wszelakimi, za chwilę zabraknie powierzchni na okładkach...
f) Format rzuca środowisku książkowemu rękawicę, buńczucznie zachęcając:
WYRZUĆ
KSIĄŻKĘ
PRZEZ
OKNO
To nie jest książka. Prowokacja na całego ściągnięta do nas z Niemiec. Zmartwiałam, gdy się dowiedziałam i w tym stanie cały czas myślę, co o tym myśleć. Poza tym wydano coś dla wielbicieli laleczek kokeshi. Wyrzucać kokeshi nie kazano;
d) Tatarak odświeżył swoją serię o Klarze, dorzucając dodatkowy tom i audiobook, Sto pociech z Klarą. Jak wszystko dobrze pójdzie to pociechy dostarczą jeszcze nielada, bo knują coś z Pawłem Pawlakiem (wiem, ale nie powiem) oraz zasadzają się na francuskie pingwiny;
d) Tatarak odświeżył swoją serię o Klarze, dorzucając dodatkowy tom i audiobook, Sto pociech z Klarą. Jak wszystko dobrze pójdzie to pociechy dostarczą jeszcze nielada, bo knują coś z Pawłem Pawlakiem (wiem, ale nie powiem) oraz zasadzają się na francuskie pingwiny;
e) Tako od jakiegoś czasu mami hiszpańskimi rzeczami Polaków. Ostatnio zagnieździła się u mnie w domu Mama bohatera. Miłością tą zarażam równo. Nie dość, że dowcipna i dobrze przetłumaczona (Filip Łobodziński), to jeszcze do tego zilustrowana twórczo i wielowątkowo. Koncept wiecznie wciskającej swoje dwa grosze matki jakże bliski, także synka, któremu wydaje się, że wszystkie rozumy zjadł, a głupia torba mamy wybawia go z opresji. Książka połączyła moje dzieci (4 i 10 lat) w wieczornym czytaniu. Syn zażyczył sobie, by włączyć ją do jego ''top 7'', które spisywałam dla Rymsa.
- Chciałbyś, żebym tak za tobą chodziła?
- Nie, chciałbym, żebyś tak torbą prała!
Zatem miłość do Mamy bohatera wam nakazuję! Poza tym, jak wszyscy, plany mają rozległe i wielce optymistyczne. Możliwości jest wiele, ale sami popatrzcie, co też mogłoby się u nas ukazać po polsku...
Na razie pewnikiem jest Wojna liczb. Sama widziałam jak Tomasz Klejna rozcinał na stoisku wersję polską.
3. Ech, Hiszpanie! Byli tylko w takowskim przebraniu (czyli na półkach stoiska Tako), ale doprowadzili mnie zdalnie (i zdolnie) do ruiny. Nie oparłam się dwóm rzeczom. Milano Ale+Ale (pocieszam się, że nie tylko ja, a ci co kupili, to już wiedzą, o kim mówię) oraz Mis 80 000 primeras palabras. Oczywiście wrzucam tu kilka zdjęć, ale wytłumaczę się z tego jeszcze kiedyś w osobnym poście. Tym bardziej, że obie te rzeczy pośrednio lub bez są związane z Polską.
4. Oglądanie stoiska francuskiego należy do obowiązkowych punktów programu. W tym roku Francuzi nawet jakby mieli nadzieję, że jednak coś w Polsce sprzedadzą, bo razem z książkami przysłali do Warszawy przemiłą Isabelle, która znała angielski (!). Rzeczywiście kiedyś udało im się sprzedać prawa do książek Soledad Bravi, ale było to dawno i zapewne nie w Warszawie. Zresztą na te dwie książki czekamy od dawna. Księga dźwięków i Minibiblia w obrazkach.
Na stoisku był też pewien roztropny brat (François), który nie wahał się użyć gitary, żeby zareklamować książkę swojej siostry (Mado).
5. Niemcy? Byli i Niemcy. Trochę na uboczu, mało dynamiczni (wiadomo: hiszpański temperament, niemiecka precyzja), wątpię, czy przekrojowi. Kilka rzeczy wyłoniłam, choć widać, że ''inspiracje'' nie omijają także ich ilustratorów.
6. Smuci mnie, że niektórzy gracze spuszczają z tonu. Że Czarna Owieczka większość swoich książek drukuje na kredowym papierze i wszyscy na tym tracą, choć niektórym się zdaje, że zyskują. Że Znak (którego w PKiN nie było) mami rodziców ''rybkąminimini". Że Nasza Księgarnia zwróciła się głównie ku nastolatkom. Napisałabym ''czytadłom dla nastolatków", ale nie będę krytykowała tylko dlatego, że okładki mi się nie podobają i podskórnie przeczuwam, że w środku może być nie za ciekawie. Nie czytałam. Nie chciałabym jednak, żeby honor polskiej sceny wydawniczej ratowały ''małe rodzinne wydawnictwa''.
No i na pewno coś przegapiłam.
Ale...
Book's Not Dead!
Gdyby ktoś się martwił.
PS. Zdjęć będzie więcej (wkrótce)
Gdyby ktoś się martwił.
PS. Zdjęć będzie więcej (wkrótce)
Uwielbiam czytać Twoje refleksje! Proszę o powrót do częstszych - intrygują, zawsze coś zasiewają;) Wiem, czas (mam z nim problem), ale... Z drugiej strony jesteśmy my - czytelnicy! Pozdrawiam słonecznie;))
OdpowiedzUsuńmusze koniecznie w przyszlym roku przewidziec czas na te targi ;-) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJak zwykle bogaty komentarz Zorro. Na targach byłam, zachwycałam się, kupowałam (dwa plecaki..), widziałam zapracowaną Panią Zorro :)).
OdpowiedzUsuń@Fizia: Trzeba się było koniecznie ujawnić!
OdpowiedzUsuń@Asia: Isabelle z kolei namawiała mnie na Targi w Paryżu. ;-)
@Fantazjana (i nie tylko): pozdrawiam również!
tak, tak, ja tez polecam targi ale raczej te w Montreuil (koniec listopada, poczatek grudnia) koniecznie przyjedz, mozesz sie u mnie zatrzymac jak chcesz, zapraszam ;-)
OdpowiedzUsuń:-D
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam, że akurat o tych myślała Isabelle. Bardzo kuszące zaproszenie, dzięki, będę miała w pamięci (w bardzo aktualnej części mózgu ;-)).