środa, 26 września 2012

BŁĄD

Jestem produktem polskiej edukacji. 
Dwadzieścia lat zajęło mi uzmysłowienie sobie i częściowe pogodzenie się z tym faktem.  1992 rok, w bólach zdana matura w jednym z lepszych i niby ''luzackich'' warszawskich liceów, wyzwolenie się z macek tzw. "edukacji niezbędnej."  Znaczący czas.  Otwarcie granic umysłowych i otwarcie granic Polski.  Koniec szkoły, pierwszy wyjazd stopem ''na zachód''.  Bye bye frustraci z ''panią od rosyjskiego'' na czele, u której przez większość czasu większość klasy była zagrożona (Czy myślisz, że S. poszła do piekła?  Głupia jesteś? Wierzysz w piekło?).  Do widzenia zajęcia bez polotu, koniec straty czasu, stresu i podwalin pod psychosomy wszelakie, dosyć udowadnianiu, że jesteśmy gorsi, słabi, niewystarczający, zależni.  Sio!  Gdyby nie wbite poczucie obowiązku i ''przynależności społecznej'' z domu wzięte, prawdopodobnie nie złożyłabym papierów na studia.  Cieszyłabym się wolnością.  W końcu "ja" należałoby do mnie (?).

Nie żądam od wróżki zmiany przeszłości, wróżce w ogóle dziękuję w tej i innych kwestiach.  Było-minęło, żyjemy, nawet nieźle, "do czegoś doszliśmy", okazuje się, że mózgów nam  nie wyżarli.  Zasiali jednak ziarno goryczy.  Nie tyle w formie resentymentów, co schematów powielania.  Goryczy bowiem nie zostawiam sobie, dzielę się nią dzielnie.  Nieświadomie karmię.  Czyham na błędy innych, wywlekam, a potem daję sobie po łapkach.  Oczywiście chwalę, bom świadoma, ale jednak za krótko, bo to takie banalne i jeszcze do tego trudno znaleźć słowa.  Za to ile znajduje się tych ''naprawczych'' wypluwanych w dobrej wierze!  Dwudziestolecie oświeciło mnie jednak na nowo - najbardziej nie lubimy cech, które odnajdujemy w sobie i nas drażnią.

No więc tak:  cały czas nie lubię polskiej edukacji.  Swoje dzieci wpuściłam w edukację alternatywną, nie mówię o tym, żeby się pochwalić, że jestem taka świetna, zapobiegliwa i mnie stać.  To poświęcenie.  Wystarczy, że mają matkę, która nie panuje nad swoim perfekcjonizmem.  Pęka psychicznie przy pracach domowych 9-latka, nie szczędzi kilku ''celnych uwag'' na temat oraz ''wymaga mimo woli''.  Zatem z edukacją mainstreamową nie stykam się bezpośrednio. Bazuję na doniesieniach z pól bitewnych.  Tam jęki rannych i krew bohaterów chlebem powszednim,  choć na bieżąco niby wszyscy zdrowi.  Tylko z perspektywy pokojowej widać grozę opowieści innych.

Moja koleżanka przeniosła swojego syna do lepszej podstawówki.  Bo tamta była naprawdę fatalna.   Jeszcze w pierwszym półroczu po zmianie szkoły szczęśliwy 9-latek pociął nożyczkami stronę w zeszycie od polskiego.  Tam wpis ''pani'', zaczynający się od słów  "Drogi Panie!".  Pani na pewno chodziła do szkoły przynajmniej tak złej jak moja.  Na pewno jej koleżanki także nie wspominają tej szkoły dobrze.  Prawdopodobnie postanowiła się odkuć, jak pokolenia nauczycielek przed nią.  Może i w życiu osobistym jej nie idzie.  Mąż jej nie docenia, dzieci bałaganią, a ludzie w tramwaju śmierdzą.  "Pani od polaka" w tekście godnym krytyka literackiego zarzuciła 9-latkowi, że pisze niestarannie i nie dba o zeszyt.  Posłużyła się ironią, przyprawiła cynizmem człeka steranego. Napisała to wszystko jak kura pazurem.  To było wyzwanie.   Dumna jestem, że pociął tę stronę ''w driebiezgi" i od razu go pochwaliłam, choć nie moja krew.  Alfabetu nie starczy socjologom, by opisać jego pokolenie.   Pokolenie Rh+. Gorąca krew.

To moje dwudziestolecie zbiega się z rokiem Korczaka, Janusza Korczaka, większości znanemu głównie jako symbol poświęcenia.  Nad jego życiem codziennym, kluczem do zrozumienia wyborów, nie było gdzie się zastanawiać. Mówił o Polsce: Tu rosnąć będą wolni ludzie, którzy szanują człowieka.  Metodą było dostrzeżenie, szacunek dla jednostki, mimo że mała i nieporadna, mimo że bez praw, toć to człowiek.  Wolność nie była w cenie po wojnie, nie mogła być podstawą edukacji.   Wolność kojarzyła nam się z autonomią państwową, nie jednostki.  Państwową wywalczyliśmy, do jednostkowej jeszcze nie doszliśmy.  Co gorsza, zmian w tym kierunku nie widać, bo wszystkich wylizała ta sama struktura, są ofiarami na swoje podobieństwo.  Nie widać nawet świadomości, chociażby dreptania w okolicach sedna, nie mówiąc już o jego nazwaniu. Mówi się o zmniejszeniu "wieku poborowego",  o gimnazjach - najpierw wydzieleniu potem zlikwidowaniu, mówi się o rzeczach, które nawet w okolicy sedna się nie znajdują.

BŁĄD.  Potrzebne nam przyzwolenie do błędu.  Mówi o tym  Sir Keith Robinson w sławnym ''na cały internet" wykładzie TED. Myślałam, że u nas nikt na to jeszcze nie wpadł, że fikcyjna kasacja ocen w klasach I-III to jednak przypadek, nie celowość, do czasu, gdy nie przeczytałam wywiadu z profesorem Januszem Czaplińskim (Polityka nr 19).  Mimochodem, mówiąc o pokoleniu Y (beznadziejne próby nazwania, choroba socjologów, psychologów i dzienniarzy), w końcu to pada.  W kulturze Zachodu dominuje spirala pozytywnych emocji.  Polską debatą - w polityce, na uczelniach, w firmach - rządzi spirala negatywnych emocji. [...] Odrzucenie jest typową polską reakcją na innowację.  Krytyka jest podstawową treścią komunikacji.  Ponad 90 procent relacji szefów z pracownikami to w Polsce wytykanie błędów, braków, niedoróbek, demontrowanie wyższości, wyrażanie obaw. [...] My w negatywnej spirali wyrastamy. [...]  Dopiero w innych kulturach ujawnia się potencjał Polaków. 

Okazuje sie, że krótko po tym, jak wyrwałam się z więziennictwa szkolnego, wytknięto palcem wszystkie grzechy, nazwano je, wywleczono, wydano.  Jak zmienić szkołę? Studia z polityki oświatowej i pedagogiki porównawczej  Bogusław Śliwerski.  Cytuje Alexandra Sutherlanda Neilla, Theodora W. Adorno, postępowych edukatorów, nazywa rzeczy po imieniu, wywleka ciemne strony polskiej szkoły i rozkłada je na części pierwsze, występuje w obronie nieszczęśników.

Szkoła winna być - zdaniem P. Poscha - przestrzenią doświadczania przez uczniów tego, iż oni też są ważni i potrzebni w danym społeczeństwie.

Zdaniem Theodora Adorno - w autorytarnym społeczeństwie można jedynie kształcić auotrytarne osobowości.
Nauczyciel musi odstąpić od jednokierunkowego przekazu swojej wiedzy [...].
W świetle pedagogiki postaci ludzie zawsze czegoś się od siebie uczą niezależnie od zajmowanej pozycji społeczneji różnic cech osobowych.
Tłumienie popędu ruchu nie szanuje biologicznej rzeczywistości i tego, że człowiek jest jednością ciała, psychiki i duszy.


[...] większość rodziców nie wierzy w wolność, zbyt wielu z nich traktuje szkołę jako miejsce, w którym ich pociechy mogą być nauczane dyscypliny
- tu Neill

Poprawa wzajemnych relacji między dorosłymi a dziećmi w toku dziejów nie była przecież pochodną moralnej ewolucji dorosłych, wzrostu ich poziomu moralnego, ale - jak wykazują baania społeczno-historyczne - stanowi ona niewątpliwy rezultat udoskonalanego prawa [...] i zmieniającą się w ślad za tym tradycją.

[...] wśród najczęściej stosowanych przez nauczycieli praktyk poniżających godnośćucznia występują takie zachowania pedagogów, jak:  mściwość (83% wskazań), poniżanie uczniów (82%), złośliwość (79%), wyśmiewanie uczniów (71%) oraz stawianie niesprawiedliwych ocen (67%).


Będąc dzieckiem, a więc pseudopodmiotem prawa, nie może świadczyć we właśnej sprawie, dochodzić wprost swoich racji. Może liczyć jedynie na spolegliwość rodziców czy instytucjonalnych opiekunów [...]


Szkoła jest zatem nie tylko naturalna przestrzenią do ujawniania się agresji, ale i sama ją wyzwala swoim niedostosowaniem.


Jedynym jasnym punktem edukacji średniej (cóż za celne słowo) są znajomi.  Trzymamy się razem jak weterani z Wietnamu.  Oczywiście, gdyby ich spytać (w ramach terapii grupowej rozmawialiśmy o tym nie raz), okazałoby się, że chodzili do innej szkoły.  Wiadomo, każda ofiara interpretuje gesty oprawcy na swój sposób.  Skąd jednak u wszystkich ciągłe dążenie do doskonałości, do której dojść niesposób?  Bracia i siostry, wam dedykuję ten wpis w dwudziestolecie matury.  Nobody's perfect.


Zapraszam na debatę o Januszu Korczaku. 
28.09.2012 (piątek) , godz. 16:00
29.09.2012 (sobota), godz. 10:20
30.09.2012 (niedziela), godz. 10:20
TVP Kultura

PS.  Na pewno pominęłam kilka przecinków, a może nawet jakiś błąd ortograficzny się tu wkradł.  Nie tylko tu.  Jak już zostaną podkreślone na czerwono, proszę o zachwyt nad meritum.

Jak zmienić szkołę? Studia z polityki oświatowej i pedagogiki porównawczej 
Bogusław Śliwerski
wyd. Impuls 2008
okładka miękka
stron 310
format 16 x 23 cm

16 komentarzy:

  1. I co tu dodać?
    Mnie szkoła śmierdzi.
    I ciężko mi przepracować to poczucie, które odzywa się z głębi trzewi, tuż po przekroczeniu progu. Stawiamy tam pierwsze kroki, próbuję nie przenosić uprzedzeń.
    Będzie ciężko.

    Nauczycielka - sympatyczna i rozumiejąca różne dylematy, moje ideały - przyznaje, że w szkole nie ma miejsca na szacunek dla indywidualności dziecka.
    "GDZIEŚ MUSI NAUCZYĆ SIĘ PRZETRWANIA"...

    Co dalej? Nie wiem.
    Jestem w kropce. A echa mojej edukacji oczywiście także wracają.

    W Łodzi powstała Autorska Szkoła Podstawowa pod patronatem naukowym prof. Śliwerskiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. A Korczaka oczywiście nauczyciele (!) nie znają.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakże ważne są te nasze doświadczenia i jaki mają one wpływ na nasze dzieci. Ja - matura dwa lata później - miałam to szczęście, że po miernej podstawówce, która spłynęła po mnie jak po kaczce, trafiłam do szkoły średniej z nieprzeciętną klasą i nieprzeciętnymi pedagogami, którym się chciało. W tej klasie też były plusy i minusy, też nie było idealnie, ale może dzięki temu teraz trochę bardziej optymistycznie niż Wy patrzę w przyszłość?
    A szkołę dla mojego starszego dziecka wybierałam bardzo długo, wahając się pomiędzy szkołą publiczną a prywatną. W ostatniej chwili przeważyła publiczna i - na razie (II klasa) nie żałuję. Mam jednak świadomość, że to nie jest norma oraz że za chwilę (od IV klasy) może być gorzej.
    Myślę, że wychowawczyni mojego syna czytała Korczaka, naprawdę!
    Najbardziej przeraża mnie jednak co innego: popatrzcie, piszemy to wszystko z naszej wielkomiejskiej perspektywy. Mamy możliwość (i nie chodzi tu o finanse, ale też o samo istnienie alternatywy w postaci szeregu różnych placówek) aby w ogóle dokonywać wyboru. Ja też nie posłałam dziecka do rejonowej podstawówki, ale wożę go na drugi koniec miasta, bo do rejonowej nie posłałabym nawet białej myszki. Co z resztą, z małych miasteczek, wsi, odległych od większych miast, która wg mnie jest większością?
    PS. A z przecinkami bardzo dobrze, moim zdaniem:)Bo że meritum ok, to chyba oczywiste?

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę podkreślić, że podział nie idzie wzdłuż linii publiczna-prywatna. Za każdym systemem stoją bowiem ludzie. W prywatnych bądź społecznych łatwiej się po prostu obrócić przeciwko chorym strukturom. Gorzej, jeśli ma się je w sobie. Szkoła polska się szybko nie zmieni, bo nie ma debaty publicznej o tych problemach, o których powyżej. Rok Korczaka mógłby mieć i taką odsłonę. Nie ma. Optymistycznie dodam, że zbawi nas pokolenie Rh+. :)
    Pesymistycznie: w szkołach na prowincji JEST STRASZNIE. Wypytywałam znajomą rodzinę "na zabitej dechami wsi". Likwiduje się małe wiejskie szkółki, dzieci gromadzi w molochach. Sześciolatki siedzą po lekcjach na skrzyżowaniu, bo nie ma ich kto odprowadzić do świetlicy! Wychowawczyni stosuje metody rodem z PRL. - Kto mi odpowie na to pytanie? Ty? Ty na pewno nie wiesz, proszę Zuziu, ty powiedz. Faforyzowanie jednych, deprecjonowanie drugich od pierwszej klasy. W miastach edukacja I-III jeszcze jakoś wychodzi, dramat często zaczyna się, gdy w IV dzieci wypływają na szerokie szkolne wody...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo optymistycznie zabrzmiało to zbawienie pokolenia rh+ (ja znam określenie pokolenie KCIUKA)
    Tylko mam wrażenie, że pokolenie rodziców i nauczycieli wpływających na wychowanie i kształt pokolenia, które ma nas uratować popełni inne błędy, czy lepszy, czy gorsze czas pokaże. Ale debaty nie brakuje tylko na tej płaszczyźnie. Merytoryczny poziom materiałów edukacyjnych i ich koszta niewspółmierne do jakości, częstotliwość zmian programów nauczania, chaos i coś, co od lat jako matce już nastolatka leży na sercu :) brak koniecznych badań psychologicznych dla nauczycieli - to są równie istotne tematy do debaty, jak zawsze błąd tkwi w jednostce, i taka dobrą jednostkę spotkać możemy i w złej szkole, a tę złą w dobrej - nie ma reguły. Podziały zawsze przebiegają w poprzek.
    Podczytuję z różną regularnością. Kiedyś na małej przestrzeni aktywnie "walczyłam" o jakość, równie bezskutecznie, co aktywnie, dziś z podciętymi skrzydłami kibicuję tym, co jeszcze siłę na to mają.
    Zatem kibicuję!~:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabrałam syna z przedszkola, które mi śmierdziało, zabrałam z podstawówki. Do tej, do której go przeniosłam trafił właśnie też młodszy. Na razie obu się wiedzie, tzn. każdy spontanicznie deklaruje sympatię do szkoły. Ja ogólne wnioski za swojej edukacji też mam pozytywne, było kilka nieciekawych osób, ale szkody przez nie nie poniosłam.

    OdpowiedzUsuń
  7. A! Mam w naszej szkole także znajomych nauczycieli. Słyszałam opinie, że ciężko się pracuje, bo wszystko jest pod dzieci. Nie ukrywam, że to brzmi dobrze;) Chociaż myślę, że czasem niestety jest też pod rodziców, którzy miewają dziwne pretensje. Sama takie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  8. w regulaminie szkolnym w gimnazjum mojego syna jest napisane,ze "...jesli nie zgadzam sie z nauczycielem, lub mam do poruszenia wazna sprawe, zwracam sie do niniejszego nauczyciela spokojnie i po lekcji... "
    wczoraj Mateusz spyal mnie o zdanie w nastepujacej sprawie: Pani od angielskiego caly czas nosi te same ubrania i bardzo brzydko od niej czuc. calej klasie to przeszkadza, Od uczniow wymaga sie czystosci i przyzwoitego stroju... chcialby z Pania na tem temat porozmawias SPOKOJNIE I PO LEKCJI... ciekawa jestem jej reakcji...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o "świecenie przykładem" to jest to wymagane jedynie od dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  10. dla mnie najbardziej smutny jest fakt,że oprócz tych wszystkich rzeczy, o których piszesz , "wedukowano" nam do głów również brak umiejętności działania razem. Większość świadomych rodziców nie cierpi szkoły ,wie ile może wyrządzić krzywdy dzieciom ( tylko dlatego nie uczę moich chłopaków w domu ,bo wiem jak wążny w ich wypadku jest stały codzienny kontakt z rówieśnikami ,uczenie zachowań społecznych , radzenia sobie w tłumie). Niestety, każdy z nas działa w pojedynkę ,myśląc tylko o swoim ( swoich) dzieciach- nie umiemy mówić jednym głośnym i stanowczym głosem .Nie słychać nas .Możemy sobie co najwyżej ponarzekać i tyle. Dlatego nauczyciele - a raczej dyrektorzy szkół robią co robią i nie muszą się starać ....

    OdpowiedzUsuń
  11. To niedokładnie tak. Pamiętasz ruch "Ratujmy maluchy", który opowiedziałs ię przeciwko posyłaniu 6-latków do szkoły? Praktycznie rzecz biorąc był ignorowany przez władze, choć głośny, zdeterminowany i pracowity - słyszalny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Może pojedyncze (słyszalne) głosy wynikają z tego, że rodzice świadomi, z chęciami, z wiedzą, że "mają prawa" a nie są jedynie petentami, jednak chyba są w mniejszości?
    Wiadomo, że każda krytyka wiązać powinna się z pracą na rzecz zmiany. A to ciężka praca.

    Ci, którzy zaangażowali się w ruch "Ratuj maluchy" dobrze o tym wiedzą. Ci, którzy działają na innych polach zapewne także.

    Za stwierdzeniem "mnie szkoła śmierdzi" idzie działanie na rzecz jej przewietrzenia. Tylko czy innym też się chce? Czy wykroją w swoim zapracowanym życiu czas, siły itp?

    Zgadzam się ze stwierdzeniem o generalnym braku umiejętności pracy w zespole. Tak, brakuje nam tego. Pojedyncze akcje (powstania lubimy :) TAK, ale co dalej?
    Do tego, w Polsce "wszyscy się na edukacji znają". Trudno wyłowić z chaosu różnych głosów jakiś zorganizowany nurt. Śledziłyście przekrój różnych wizji edukacji w Gazecie?


    OdpowiedzUsuń
  13. Rodzice często "boją się zaszkodzić dzieciom", obawiają się bowiem zemsty. Inni twierdzą, że sami przeżyli, więc i potomstwo da radę. Duża część nie jest jeszcze "uświadomiona obywatelsko" - nie wie, że ma prawo wypowiadać się o drodze edukacyjnej swoich dzieci. Część z nich nie potrafi wyrazić swoich emocji. Poza rozkładem, masz na myśli tę akcję "szkoła z klasą"?

    OdpowiedzUsuń
  14. Poważnie zastanawiamy się nad zapisaniem do naszego Stowarzyszenia Oświatowego. Mąż właściwie już został zaocznie wciągnięty, bo jako jedyny rodzic dziecka z zerówki czy pierwszej klasy odpowiedział na zaproszenie przewodniczącego. Widocznie nie ma wielkiego zainteresowania. Przewodniczący wpadł do nas na wywiadówkę w zerówce i zaprosił na zebranie: "żeby wyjaśnić na przykład różnicę między szkołą prywatną a społeczną". Mam nadzieję, że chodzi o to, że społeczną kształtują rodzice.

    OdpowiedzUsuń
  15. Społeczna nie jest nastawiona na zysk, a prawa współtworzą rodzice. Ja to rozumiem, jako pewne rozszerzenie "homeschoolingu", czyli edukacji domowej, na którą mnie mentalnie nie stać.

    OdpowiedzUsuń

Rozmawiajmy! :)