Książka o Klarze jakoś mi umknęła. Nie wiem, dlaczego. Najprawdopodobniej dlatego, że wydawnictwo się mną nie interesuje. A może dlatego, że ma mało obrazków (ta książka). Maryja powiedziała mi, że to śmieszne (dziękuje, Maryjo). Oczywiście, nie ta Maryja z drugiego rozdziału (Rozdział 2. Jasełka), jedna z czternastu, obok Fryderyka Chopina i Floriana Szarego (- Jeszcze śmierć z kosą - pociesza tata.). Maryja już będzie wiedziała, że o nią chodzi.
Dziś wieczorem się popłakałam. Co prawda tylko jednym okiem (lewym), ale podwójnie, więc tak jakby ogólnie. Dzieci, choć same kwiczały, trochę się zdziwiły ("- Naprawdę?!"). Czasem mowę mi odejmowało i na głos czytać nie mogłam. Powiadam wam, tego nie da się "przelecieć" po cichu w autobusie, poczekalni, czy innym sankturarium ogólnodostępnej potrzeby. Chyba, że nie ma się poczucia humoru. A może i dzieci?
To prawda, że autor zapatrzył się w Mikołajka. Właściwie momentami można nawet zapomnieć, że to Klara, nie chłopak jakiś, ten Mikołajek, czy inny Alcest. Jednak styl à la René Goscinny nie nakazuje odrzucić rodzinne te opowiastki z metką "zżynka". Bo to nie to. Autor, Marcin Wicha (w końcu pada jego imię i nazwisko), przybierając pewną pozę odwołuje się jedynie do klimatu i zestawu gagów, zostawiając sobie jednocześnie miejsce na współczesne śmichy-chichy z relacji, których w latach 60. wyglądały zgoła inaczej. Rodzice oczywiście są na swój sposób głupawi, jednak nie na tyle, by zjadać się w obrębie gatunku, dzieci przebieglejsze i bardziej świadome niż ich poprzednicy (poniekąd ich dzisiejsi dziadkowie), wróg, ten sam od wieków, szkoła. Podkreślono smaczki wynikające z odwiecznej zabawy w głuchy telefon.
Oczywiście trudno napisać dziewiętnaście rozdziałów i wycisnąć czytelnika na stu stronach, nie odpuszczając na chwilę. To byłoby nierozsądne. Trzeba zostawić te chwile ciszy, w których doświadczający ma szansę zorientować się, z czego właściwie się śmieje - krótkie momenty samoświadomości. Prócz ewidentnych gagów, jest dużo swojskości: tej wynikającej ze znanych sytuacji, doświadczonych przez siebie samego nieporozumień, przeinaczeń, które wręcz mogą niektórym czytelnikom umknąć, odwołań do rzeczy istniejących tu i teraz, rzeczy z ich własnego podwórka ("- Pokaż, gdzie napisał Oszołom?!"). Komentarz naszych czasów. Dla rodzin w miarę wyluzowanych, średniozamożnych, z miast (a może nie tylko?).
Oczywiście trudno napisać dziewiętnaście rozdziałów i wycisnąć czytelnika na stu stronach, nie odpuszczając na chwilę. To byłoby nierozsądne. Trzeba zostawić te chwile ciszy, w których doświadczający ma szansę zorientować się, z czego właściwie się śmieje - krótkie momenty samoświadomości. Prócz ewidentnych gagów, jest dużo swojskości: tej wynikającej ze znanych sytuacji, doświadczonych przez siebie samego nieporozumień, przeinaczeń, które wręcz mogą niektórym czytelnikom umknąć, odwołań do rzeczy istniejących tu i teraz, rzeczy z ich własnego podwórka ("- Pokaż, gdzie napisał Oszołom?!"). Komentarz naszych czasów. Dla rodzin w miarę wyluzowanych, średniozamożnych, z miast (a może nie tylko?).
Jak to osiągnąć? Zdadzę wam tajemnicę: nie wystarczy zebrać kilku fajnych tekstów, nie wystarczy wyobrazić sobie, że będzie śmiesznie, nie wystarczy nawet przetrenować zagrywek na swoich dzieciach. Trzeba rzeczywiście czuć rytm współczesnego języka, tego który bawi, i na chwilę przycichnąć, żeby nie zagłuszać swoimi odautorskimi rechotami myśli. I mieć odwagę. Zdaje się, że tu się udało.
Zatem:
Marcinie Wicho, dziękuję Ci! Poczucie humoru to cenna cecha: u człowieka, mężczyzny, pisarza.
Świetna. Mnie się podobała, ale najlepszą recenzją były reakcje mojej dziewięciolatki, z pokoju której co rusz dobiegał chichot, a nawet śmiech gromki...gdy zamykała książkę, od razu spytała: to gdzie druga część? "Klarę. Słowo na Szy" czytała już trzy razy! Wraca do książek Wichy, a to o czymś świadczy, bo czytelniczka z niej zagorzała, ale sięga raczej po nowe, nieczytane lekturki...
OdpowiedzUsuńUuuuuu, nie mają Wichy w naszej bibliotece!!! Nie żebym nie chciała kupić (nie zrobiłam tego jeszcze, bo syn utknął w fantastyce), ale jeżeli tak dobre dla w dzieci w tym wieku i zachęcające do czytania - powinno być w bibliotece!!!
OdpowiedzUsuńdzieci szły spać a my czytaliśmy wieczorami na głos - rozdział po rozdziale ;-)
OdpowiedzUsuńmuszę teraz drugą część upolować.
Dzisiaj mój syn powiedział, wczuwając się w klimat Wichy: "W tym tygodniu szyjesz strój Wikinga". Zwykle szycie zajmowało mi jedną noc...
OdpowiedzUsuńA mi się ten basen strasznie podoba. Rysunek fajny.. Ta pierwsza z lewej to ja przecież.
OdpowiedzUsuńZbankrutuję przez Panią! Pewna uparta siedmiolatka, gdy odczytała tytuł, powiedziała, że i tak przeczyta!
OdpowiedzUsuńI pewnie o to chodziło! ;-)
OdpowiedzUsuńRysunek fajny, mógłby grać w książce bardziej znaczącą rolę. O to mi właśnie chodziło.