sobota, 5 stycznia 2013

PROSZĘ TEGO NIE CZYTAĆ

Książka o Klarze jakoś mi umknęła. Nie wiem, dlaczego. Najprawdopodobniej dlatego, że wydawnictwo się mną nie interesuje.  A może dlatego, że ma mało obrazków (ta książka). Maryja powiedziała mi, że to śmieszne (dziękuje, Maryjo). Oczywiście, nie ta Maryja z drugiego rozdziału (Rozdział 2. Jasełka), jedna z czternastu, obok Fryderyka Chopina i Floriana Szarego (- Jeszcze śmierć z kosą - pociesza tata.). Maryja już będzie wiedziała, że o nią chodzi.

Dziś wieczorem się popłakałam. Co prawda tylko jednym okiem (lewym), ale podwójnie, więc tak jakby ogólnie.  Dzieci, choć same kwiczały, trochę się zdziwiły ("- Naprawdę?!").  Czasem mowę mi odejmowało i na głos czytać nie mogłam. Powiadam wam, tego nie da się "przelecieć" po cichu w autobusie, poczekalni, czy innym sankturarium ogólnodostępnej potrzeby.  Chyba, że nie ma się poczucia humoru.  A może i dzieci?

To prawda, że autor zapatrzył się w Mikołajka. Właściwie momentami można nawet zapomnieć, że to Klara, nie chłopak jakiś, ten Mikołajek, czy inny Alcest.  Jednak styl à la René Goscinny nie nakazuje odrzucić rodzinne te opowiastki z metką "zżynka".  Bo to nie to.  Autor, Marcin Wicha (w końcu pada jego imię i nazwisko), przybierając pewną pozę odwołuje się jedynie do klimatu i zestawu gagów, zostawiając sobie jednocześnie miejsce na współczesne śmichy-chichy z relacji, których w latach 60. wyglądały zgoła inaczej.  Rodzice oczywiście są na swój sposób głupawi, jednak nie na tyle, by zjadać się w obrębie gatunku, dzieci przebieglejsze i bardziej świadome niż ich poprzednicy (poniekąd ich dzisiejsi dziadkowie), wróg, ten sam od wieków, szkoła.  Podkreślono smaczki wynikające z odwiecznej zabawy w głuchy telefon.

Oczywiście trudno napisać dziewiętnaście rozdziałów i wycisnąć czytelnika na stu stronach, nie odpuszczając na chwilę. To byłoby nierozsądne. Trzeba zostawić te chwile ciszy, w których doświadczający ma szansę zorientować się, z czego właściwie się śmieje - krótkie momenty samoświadomości.   Prócz ewidentnych gagów, jest dużo swojskości:  tej wynikającej ze znanych sytuacji, doświadczonych przez siebie samego nieporozumień, przeinaczeń, które wręcz mogą niektórym czytelnikom umknąć, odwołań do rzeczy istniejących tu i teraz, rzeczy z ich własnego podwórka ("- Pokaż, gdzie napisał Oszołom?!").  Komentarz naszych czasów.  Dla rodzin w miarę wyluzowanych, średniozamożnych, z miast (a może nie tylko?).

Jak to osiągnąć?  Zdadzę wam tajemnicę:  nie wystarczy zebrać kilku fajnych tekstów, nie wystarczy wyobrazić sobie, że będzie śmiesznie, nie wystarczy nawet przetrenować zagrywek na swoich dzieciach.  Trzeba rzeczywiście czuć rytm współczesnego języka, tego który bawi, i na chwilę przycichnąć, żeby nie zagłuszać swoimi odautorskimi rechotami myśli.  I mieć odwagę.  Zdaje się, że tu się udało.

Zatem:

Marcinie Wicho, dziękuję Ci!  Poczucie humoru to cenna cecha:  u człowieka, mężczyzny, pisarza.

P.S. Jutro idziemy na basen.
A potem poszukamy drugiej części.  Mam nadzieję, że w tamtej bardziej zaszalał Pan z rysunkami.



Klara. Proszę tego nie czytać!
Marcin Wicha
okładka twarda
stron 101
format 20,5 x 15 cm
wyd. Czarna Owieczka 2011

7 komentarzy:

  1. Świetna. Mnie się podobała, ale najlepszą recenzją były reakcje mojej dziewięciolatki, z pokoju której co rusz dobiegał chichot, a nawet śmiech gromki...gdy zamykała książkę, od razu spytała: to gdzie druga część? "Klarę. Słowo na Szy" czytała już trzy razy! Wraca do książek Wichy, a to o czymś świadczy, bo czytelniczka z niej zagorzała, ale sięga raczej po nowe, nieczytane lekturki...

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuu, nie mają Wichy w naszej bibliotece!!! Nie żebym nie chciała kupić (nie zrobiłam tego jeszcze, bo syn utknął w fantastyce), ale jeżeli tak dobre dla w dzieci w tym wieku i zachęcające do czytania - powinno być w bibliotece!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. dzieci szły spać a my czytaliśmy wieczorami na głos - rozdział po rozdziale ;-)
    muszę teraz drugą część upolować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj mój syn powiedział, wczuwając się w klimat Wichy: "W tym tygodniu szyjesz strój Wikinga". Zwykle szycie zajmowało mi jedną noc...

    OdpowiedzUsuń
  5. A mi się ten basen strasznie podoba. Rysunek fajny.. Ta pierwsza z lewej to ja przecież.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zbankrutuję przez Panią! Pewna uparta siedmiolatka, gdy odczytała tytuł, powiedziała, że i tak przeczyta!

    OdpowiedzUsuń
  7. I pewnie o to chodziło! ;-)
    Rysunek fajny, mógłby grać w książce bardziej znaczącą rolę. O to mi właśnie chodziło.

    OdpowiedzUsuń

Rozmawiajmy! :)