The FairyTales (2005) - David Walser / Jan Pieńkowski
Zapraszam na zapowiadany wywiad z Janem Pieńkowskim, brytyjskim autorem i ilustratorem książek dziecięcych, urodzonym w Warszawie. Wywiad oryginalnie w języku angielskim.
- Jest Pan ważną postacią w Anglii. Jaki jest Pana status?
Jestem obywatelem Brytyjskim, mieszkam tu od dziewiątego roku życia.
- Nazywają Pana "klasykiem współczesnej książki przestrzennej". W Polsce nie ma niestety nawet właściwego słowa, odpowiadającego angielskiemu terminowi 'pop-up'', nie mówiąc już o tradycji. Co pchnęło Pana w tę stronę i dlaczego jednak zajął się Pan sylwetami? Czy bardziej do Pana przemawiały?
Od sylwet się zaczęło, potem przyszedł pop-up. Oba style wywodzą się z polskiej tradycji wycinania w papierze, z którą zetknąłem się jako dziecko, obserwując biegłych w tej sztuce ludzi.
- Co najbardziej zaważyło na Pana karierze?
List od mojego wielkiego wuja, malarza Ignacego Pieńkowskiego, w którym zawarł pamiętną sekwencję: 'Rysuj, rysuj, rysuj." Miałem wtedy z dziesięć lat.
- Czy zawsze był Pan pewien, że zostanie rysownikiem?
Zawsze. Ciężko pracowałem, żeby dostać się na uniwersytet, ale w duchu i tak byłem przekonany, że rysowanie jest moim przeznaczeniem.
- Kto był dla Pana największą inspiracją?
- Kto był dla Pana największą inspiracją?
Moim pierwszym mentorem był profesor Marian Bohusz-Szyszko. Wziął mnie pod swoje skrzydła, gdy miałem trzynaście lat. W każdą niedzielę chodziłem do niego na zajęcia z rysunku. Oprócz mnie sześć osób, ludzie o wiele starsi. Co tydzień rysowaliśmy akt z natury. To przyzwyczajenie zostało mi do dziś.
- Czy studia w Cambridge były ważne?
- Czy studia w Cambridge były ważne?
W wielu kwestiach decydujące. Projektowałem scenografię i, co istotniejsze, plakaty do uniwersyteckich inscenizacji teatralnych. W zwiazku z tym od razu po studiach miałem portfolio, dzięki któremu dostałem pierwszą pracę w jednej z najważniejszych agencji reklamowych w Londynie.
- Jak Pan pracuje? Co się zmieniło w ciągu tych lat?
Hans Andersen's Fairy Tales (2010) - Naomi Lewis / Jan Pieńkowski
- Jak Pan pracuje? Co się zmieniło w ciągu tych lat?
Lubię skonfrontować z kimś swoje pomysły. Poza tym muszę miec ciszę, nie odpowiadam wtedy na telefony. Moje narzędzia zmieniły sie całkowicie w czasie tych 50 lat pracy. Teraz dominuje komputer.
- Czy zwraca Pan uwagę na swoje otoczenie?
Zwracam i to bardzo. Moja pracownia jest na poddaszu starego domu z pięknym widokiem na wierzchołki drzew, okoliczne boiska i Tamizę. Gdy podnoszę wzrok znad deski kreślarskiej lub komputera, widzę horyzont i chyba to uchroniło moje oczy, bo nigdy nie nosiłem okularów.
- Dzieciństwo w Polsce jest istotną częścią Pana wspomnień. Jakie było?
Byłem szczęściarzem. Do siódmego roku życia miałem idylliczne dzieciństwo na wsi. Do tej pory uwielbiam naturę.
- Wspomniał Pan w jedym z wywiadów, że rodzice co tydzień czytali Panu książki. Co to było?
Mieszkaliśmy w okupowanej Polsce i polskich książek nie było. Na szczęście matka miała swoje z dzieciństwa. Co ciekawe, były to tłumaczenia z angielskiego. Najbardziej lubiłem 'Księgę dżungli', a w niej panterę Bagirę. Pamiętam jeszcze 'Tomka Sawera' i 'Doktora Dolittle'.
- W każdym wywiadzie wspomina Pan koszmar Powstania Warszawskiego. Czy to wspomnienie jest w Panu cały czas żywe? A z drugiej strony: jakie jest najmilsze wspomienie z Polski?
Moje wspomnienia z Powstania pozbawione są dźwięku. Widzę straszne sceny, ale ich nie słyszę Cały czas się marwię, że odgłosy kiedyś powrócą i usłyszę te wszystkie straszne wrzaski.
A najweselsze wspomnienie, związane jest z końmi. Zaprzęgi, podkuwanie, iskry.
- Czy stał się Pan Anglikiem? Czy mówi Pan po polsku?
Na szczęście potrafię zatrzymać w głowie jezyki. Tak został w niej włoski i polski. Gdy rozmawiam z Polakami lub młodszym pokoleniem mojej rodziny, automatycznie przełączamy się pomiędzy polskim i angielskim, nie zauważając tego nawet.
- Szkoda, że nie został Pan wydany w Polsce.
‘Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie’. Biblia.
- A jeśli miałoby do tego dojść, jaką książkę wybrałby Pan na pierwszy ogień?
Całe szczęście decydowałby o tym polski wydawca!
- Jakie są Pana plany na przyszłość?
Zaproszono mnie właśnie do projektu, dotyczącego nowego medium, jeszcze w powijakach. I to jest mój najnowszy cel. Niestety nie mogę o tym mówić.
©Jan Pienkowski 2010
The Thousand Nights and One (2007) - David Walser / Jan Pieńkowski
Z niecierpliwością czekamy na ten zapowiadany polski projekt ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki za wywiad!!!
Pokazałam stronę internetową pana Pieńkowskiego mojej 3,5 letniej córce, zwłaszcza dział dziecięcy i filmik z pracowni. Podoba jej się Meg and Mog, odgrywamy scenki z tej bajki. Myślę, że spodobała jej się ta czarownica dlatego, że nie jest zła i że wzbudza sympatię. Mnie podoba się to, że jej czary czasami się nie udają. Słodkie! W pracowni natomiast Nutka zauważyła huśtawkę i od razu spytała czy możemy mieć taką w mojej pracowni ;-)
Ściślej mówiąc projekt jest angielski raczej. :-) W Polsce się nic nie zapowiada (choć nie wiem wszystkiego). 'Meg i Mog' na pierwszy rzut oka nie powalają, ale wystarczy się przyjrzeć, żeby docenić walory tej bajki. Nie bez kozery zdobyła taką popularność w Wielkiej Brytanii.
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Nie wiem czemu odczytałam,że ten nowy projekt ma być polski????????????
OdpowiedzUsuńCo do Meg i Mog. Nie wiem czemu dzieci wybierają akurat tę bajkę a nie inną??? Córka upatrzyła sobie właśnie ją, ale słucha ją tylko w języku angielskim, więc nie rozumie (chociaż kto to wie, co dzieci tak naprawdę rozumieją ;-)). Meg ją rozśmiesza. Meg nie jest zła. A w klasyce bajkowej zwykle, choć nie zawsze, są złe wróżki i czarownice. Pozdrowienia!
Dzięki za oba fajne i ciekawe artykuły o J.Pieńkowskim. Wiem, że piszę po sześciu latach, ale aż trudno uwierzyć, jak mało jest o nim informacji (a już w polskim internecie! tragedia). Pozdrawiam w 2016.
OdpowiedzUsuńO tak; i nie ma mediów, które byłyby zainteresowane „takimi tematami".
OdpowiedzUsuń