środa, 1 lutego 2012

WERTUJEMY!

Flip book, flick book, daumenkino, folioscope, kineograph.  Nie ma polskiej nazwy, choć zwiastował narodziny kina.  Sekwencja klatek, ustawionych w odpowiedniej kolejności.  Prosta animacja.  Złudzenie ruchu, które zawdzięczamy mózgowi - ludzkiej niedoskonałości, która prowadzi do nadinterpretacji tego, co widzimy.   John Barnes Linnet nie był pierwszy, ale to on opatentował tę "zabawę z obrazem" w 1868 roku. Chcecie więcej? Najlepiej odwiedzić stronę ''wszystko o flip booku". Także sprawdzić, co o flip booku było na zorroblogu wcześniej.

Książeczkową animacyjkę można zrobić sobie samemu - najprościej na brzegu zeszytu.  Można także wykazać się większym zaangażowaniem i pociąć kartki w paski, narysować co trzeba i spiąć klamerką.  A co trzeba?  Najlepiej kolejne kadry prostego ruchu - każdy następny obrazek powinien nieznacznie różnić się od poprzedniego.  Tak na początek.  Można także zrobić cykl zdjęć - wydrukować i złożyć - efekt ten sam:  ruchomy obraz.

Flip booki wracają do łask jako przyjemny prezencik-zabaweczka lub proste medium do współczesnych eksperymentów z postrzeganiem ruchu i tworzącą się przez to przestrzenią.  Szkoda, że nie u nas.  Bo "nie u nas" można podążać wieloma tropami. Na przykład tak po prostu wrócić do początków, czyli ery przedfilmowej dzięki serii, którą wydaje Chronicle Books przy współpracy z MoMA i francuską wytwórnią filmową Gaumont (jakby nie było: najstarszą działającą wytwórnią filmową na świecie).



Flip booka do kolorowania Herve'a Tulleta - L'arbre trudno już kupić, ale może komuś się poszczęści podczas wycieczki do Francji.  Rosnące drzewo.




Mnie na przykład już się poszczęściło, choć niewiele ostatnio podróżuję.  Mam za to znajomych, którzy robią to za mnie.  I z Japonii ja, czyli moje dzieci dostaliśmy dwie  książkowe animacje.  Królik z długimi uszami (「うさみみ」) i Odwiedziny w jamie (「客の多い穴」).  Myślę, że po japońsku musiało to brzmieć lepiej.  W każdym języku wygląda za to dobrze i robi piorunujące wrażenie na dzieciach.  Mała rzecz, a cieszy.  Od pary zapaleńców.





Wertownik? Kieszonkowe kino.  Niby nic, a cieszy.

 * * *

W 2005 roku w Kunsthalle w Düsseldorfie można było obejrzeć bardzo ciekawą kompilację prac inspirowanych ruchem sekwencjonalnym - nie tylko flip booki.  Nazwiska, które pozwalają pójść dalej, poza zabawkę i tanią rozrywkę - George Griffin, Ruth Hayes, John Baldessari, Robert Breer, Tacita Dean, Elliott Erwitt, Keith HaringJanet Zweig oraz ponad setka innych. Flip booki mają na swoim koncie także Andy Warhol (on też) i Pedro Almodovar (kto by pomyślał) oraz Damien Hirst (on ma już wszystko).

John Baldessari Zorro (Two Gestures and One Mark)

1 komentarz:

Ania pisze...

Niesamowite! Przypomniało mi się od razu jak w podstawówce się robiło mini flip book`i w rogu zeszytów :)