Polskie książki dla dzieci lepiej się ogląda niż czyta, i dlatego cieszę się, że bardziej wciąga mnie obraz niż słowo.
Tragiczna to sytuacja, gdy woli się na głos prezentować dziatwie niedoskonałe nawet, ale tłumaczenia, zatem powiem w końcu to, co wszyscy mówią po cichu - współczesna polska literatura dla dzieci cierpi na niezdiagnozowaną dotąd publicznie chorobę. Oczywiście, nie ma tam błędów językowych i interpunkcyjnych, ale także wyobraźni. Są przewidywalne, naiwno-romantyczne, wierszowane, edukacyjne, puste, niewykorzystane, nudne, poprawne, prymusowskie, zachowawcze. Narzekają na nie krytycy i ilustratorzy, którzy w nieoficjalnych rozmowach wytykają brak punktu zaczepienia. O ile dosyć dobrze, o dziwo, prezentują się jeszcze książki popularno-naukowe (nawet błędy rzeczowe coraz rzadsze), o tyle fikcja to siwa od nudy rzeczywistość często bez pointy. Modlić się należy właściwie o to, żeby "bez pointy", bo pointą potrafią autorzy przygnieść edukacyjnie do ziemi. Są chlubne wyjątki, ale...
Jak pisać dla dzieci? Oszczędzę garści banałów. C.S. Lewis mówił tak, a może jest tak? Niektórzy zdają się wiedzieć. Rosen. Wrzucając do wyszukiwarki hasło "pisanie dla dzieci" wyskakują strony z ćwiczeniami manualnymi dla najmłodszych, gdy wpiszę "writing for children", otwierają się wrota, za którymi, na marginesie mówiąc, można znaleźć wszystko, więc nie popadajmy od razu w euforię. Odnośniki do stron i organizacji - zrzeszających, doradzających, edukujących. Także tych, zawiązanych wokół wydawnictw. Widać, że ceni się profesję. Odbiorców? Tymczasem u nas żadne medium nie oferuje zawartości, którą choć nieśmiało można by porównać do tego, co serwuje Guardian.
Tragiczna to sytuacja, gdy woli się na głos prezentować dziatwie niedoskonałe nawet, ale tłumaczenia, zatem powiem w końcu to, co wszyscy mówią po cichu - współczesna polska literatura dla dzieci cierpi na niezdiagnozowaną dotąd publicznie chorobę. Oczywiście, nie ma tam błędów językowych i interpunkcyjnych, ale także wyobraźni. Są przewidywalne, naiwno-romantyczne, wierszowane, edukacyjne, puste, niewykorzystane, nudne, poprawne, prymusowskie, zachowawcze. Narzekają na nie krytycy i ilustratorzy, którzy w nieoficjalnych rozmowach wytykają brak punktu zaczepienia. O ile dosyć dobrze, o dziwo, prezentują się jeszcze książki popularno-naukowe (nawet błędy rzeczowe coraz rzadsze), o tyle fikcja to siwa od nudy rzeczywistość często bez pointy. Modlić się należy właściwie o to, żeby "bez pointy", bo pointą potrafią autorzy przygnieść edukacyjnie do ziemi. Są chlubne wyjątki, ale...
Jak pisać dla dzieci? Oszczędzę garści banałów. C.S. Lewis mówił tak, a może jest tak? Niektórzy zdają się wiedzieć. Rosen. Wrzucając do wyszukiwarki hasło "pisanie dla dzieci" wyskakują strony z ćwiczeniami manualnymi dla najmłodszych, gdy wpiszę "writing for children", otwierają się wrota, za którymi, na marginesie mówiąc, można znaleźć wszystko, więc nie popadajmy od razu w euforię. Odnośniki do stron i organizacji - zrzeszających, doradzających, edukujących. Także tych, zawiązanych wokół wydawnictw. Widać, że ceni się profesję. Odbiorców? Tymczasem u nas żadne medium nie oferuje zawartości, którą choć nieśmiało można by porównać do tego, co serwuje Guardian.
Swoim bólem dzieliłam się w rozmowach nieoficjalnych z pewnym ciałem wyłaniającym, które przytaknęło dorzucając to, czego sama się spodziewałam. Przychodzą prace, które odrzucamy z powodu niedoróbek warsztatowych, ale przynajmniej mają w sobie świat, który warto rozwijać. Niejednokrotnie żałowałam, że czytamy anonimowe dla nas maszynopisy. Wyrzucamy je, autorzy tracą wiarę, tymczasem dobry redaktor wielu z tych niedoszłych pisarzy pomógłby stworzyć niezły tekst. Coś by z tych ludzi wyrosło. Problem prawdopodobnie tkwi między innymi w tym, że nie uczy się w szkole warsztatu, pisania kreatywnego. Co przenikliwsi rzekną: pisanie to samorodny talent - jest albo go nie ma. Niby tak, ale pisanie to także praktyka, której wielu posiadaczy światów niesamowitych nie liznęło w życiu swym. Nie studiowali polonistyki, nie spotkali na swojej drodze nauczyciela-pasjonata, nie wierzyli w siebie. I dalej nie wierzą, po odrzuconej z konkursu pracy. Doświadczony i wrażliwy redaktor z intuicją potrafiłby odkryć talenty, które zakurzyły się w drodze. Nadać im ostateczny szlif. Winniśmy iść w tym kierunku. Gdzie jesteście?!
Ale tak cała bez wyobraźni. Od końca do końca? Przecież na 1x365 sporo jednak rodzimych produkcji :) I czemu akurat "edukacyjne" zostało postawione w jednym rzędzie z "puste" czy "nudne"?
OdpowiedzUsuńBo nie bawi tylko uczy. A wyjatki sa. Juz pisalam. Napisze wiecej, gdy mi klawiatura zwroci polskie znaki.
OdpowiedzUsuńA co sie laskawej Pani stalo ze znakami?
OdpowiedzUsuńCóż, zgadzam się w całej rozciągłości :-)
OdpowiedzUsuńchacha: "Nie studiowali polonistyki"...
OdpowiedzUsuńZnasz dobrego pisarza po tejże? Bo ja chyba nie...
A problem zajęć z pisania kreatywnego chyba u nas nie istnieje...
Zgadzam się, że ogromna większość rodzimych publikacji jest "poprawna". Są, ale jakoby ich nie było. Jeśli znikną, nic się nie stanie...
Tylko może odwróćmy pytanie i zastanówmy się czego od współczesnej literatury dla dzieci oczekujemy. "Wybitności" czyli czego?
dziecko tez czlowiek... piszmy dla ludzi ;-)
OdpowiedzUsuńZnaki wróciły!
OdpowiedzUsuńCiągle wraca się do utworów dla dzieci sprzed lat, niektóre nie zestarzały się znacznie, mimo postępu technicznego. Mam wrażenie, że w pewnym momencie zapanował z jednej strony wszechobecny dydaktyzm, z drugiej tzw. "prawa rynku", czyli w pewnym sensie wróżenie z fusów. Nad tym wszystkim króluje hasło "chrońmy dzieci". Plus wiara, że wszelakie "niegrzeczności" przedstawione w literaturze dziecięcej będą przez adresatów kopiowane z aptekarską precyzją.
To się zaczyna w szkole, jak sama napisałaś... Pisanie testów na maturze z polskiego zamiast wypracowań to przycinanie nie tylko kreatywności, ale w ogóle samodzielnego myślenia. W tym względzie jestem może zachowawczy, ale wypełnianie rubryczek podług klucza sprawia, że produkt takiej edukacji uczy się myśleć również podług klucza - a to kreatywności nie służy...
OdpowiedzUsuńBoli, gdy padają jak muchy dobre pomysły, bo nie mogą doczekać się sensownego rozwiązania.
OdpowiedzUsuńWidać, że wielu uważa krótką formę za łatwiznę, a tu szczególnie trudno.
Wydaje mi się, że powoli odradza się literatura dla młodzieży (może dlatego, że już nie można jej zilustrować ;-)), czy tak jest?
Hasło "chrońmy dzieci" jest okropne. Ile się baśnie na tym wycierpiały.
OdpowiedzUsuńA mnie ciekawość bierze, co Pani uważa za "chlubne wyjątki"?
Spodziewałam się tego pytania, ale nie chcę odpowiadać w tym kontekście, bowiem mogę o kimś zapomnieć i będzie, że nie uważam za wyjątek (chlubny).
OdpowiedzUsuńAle to prowadzi do przerzucania się ogólnikami. Chodzi o przykłady, nie o wymienianie wszystkiego od A do zegarka :D
OdpowiedzUsuńPrzykłady są na co dzień. Tym razem będzie ogólnie. :)
OdpowiedzUsuńDyskusja się rozrosła, a raczej "rozniosła" - na forum o książkach dla dzieci i młodzieży (które niezmiennie polecam wszelkim poszukującym i tym, co już znaleźli, ale chcą się podzielić).
OdpowiedzUsuńNie prześledziłam jeszcze wszystkich wątków dyskusji i nie przeszłam do linków, ale jako mama czytająca dziecku, zgadzam się z Tobą Pani Zorro. Osobiście, jeśli chodzi o klasykę, wracam do starych tłumaczeń. Te książki po prostu dobrze się czyta. Natomiast teraźniejsze tłumaczenia są toporne. Zdarza się, że moje dziecko przerywa mi i mówi, że ta bajka jakaś dziwna (przerywa w tym momencie, kiedy i ja czuję, że sens opowieści gdzieś ucieka, gdzie widzę błędy językowe itd.).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że są ludzie, którzy też tak to widzą. Bardzo mnie boli fakt, że chwilami nie docenia się inteligencji i wyobraźni dzieci.
OdpowiedzUsuń