poszło raz na bal
i tańczyło tam bez butów,
a głupiemu żal!
Hmm. Niechętna byłam w stosunku do niej. Przede wszystkim zezowatego nie lubię niczego. Po drugie ''wierszyki' też lubię niespecjalnie. Poezja dziecięca rzadko mnie ujmuje, z uwagi na przyziemność żywota i antypoetyckie geny. No i jeszcze żółty. Żółty z czarnym. Atawizm nakazuje mi trzymać się od nich z daleka. Kiedyś w Zielonce ukąsiła mnie w głowę żółto-czarna pszczoła. Płakałam strasznie, a babcia i tak kazała mi zjeść coś niedobrego. Czyli już wiecie: wszystko, co myślałam ''na ten temat'' nasycone było uprzedzeniami. Żeby to chociaż courierem nie było drukowane!
Ale stało się, zajrzałam. Chwilowa utrata świadomości? Ciekawość (zabiła kota)? A może jestem otwarta na eksperymenty (cha cha)? Zacznę od początku. Moje dzieci źródłem nieodpowiedzialnych zachowań. Otóż moje dzieci są kompletnie odjechane. W zasadzie przede wszystkim mój syn, pseudonim "Czarna Dziura", z którym przychodzi mi mieszkać już prawie 10 lat i końca nie widać (co nie pozostaje bez wpływu na psychę). Czarna dziura – obiekt astronomiczny, który tak silnie oddziałuje grawitacyjnie na swoje otoczenie, że nawet światło nie może wydostać się z jego powierzchni. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wszystko było tak niebezpieczne, że aż pociągające.
Okazało się, że wyliczanki są niebotycznie głupawe, więc doskonale wpisują się w zapotrzebowanie szalonego 9-latka i pozostającej pod jego (złym) wpływem 3 i pół-latki. Oczywiście padło pytanie: - A dlaczego oni są bez nosów?! Fakt ten przeszkadzał szczególnie przy czymś, co przypomniało księżniczkę, ale co miałam powiedzieć dzieciom? - Widocznie pan nie umiał narysować dobrego nosa (wyciągnęłam ten wzniosek na podstawie analogii do zezowatych ócz). Wyrozumiałe dla niedoskonałości innych, dzieci me (prawda, że jednak przecudne?), szybko wybaczyły (bo też nie potrafią nosów) i po chwili rechotały jak najęte. Następnie musiałam przeczytać jeszcze raz, a następnego wieczoru jeszcze dwa, po czym zaprotestowałam. Jednak wykręcić całkowicie się nie udało: takich przyjemności nie przeżywa się w samotności, lecz wytrwale magluje na forum rodzinnym. Ale przecież sama wcześniej w przypływie desperacji zaserwowałam "kultowy" wiersz ze sztambucha: Kupa mięci, mięci kupa...
Zatem jeśli przyjmiecie konwencję, dalej pójdzie łatwo. Zezowate stwory doskonale przekładają się na zezowate wiersze. Oczy i tak lecą w pogoni za własnym potomstwem. Też tak mam i dzielę się z Wami, żeby nie było, że my tylko w krochmalu, srebrem zastawieni, ą ę, w wolnych chwilach uparcie patrzymy na czarne ściany, a babcia przygrywa na fotepianie. Kontemplujemy. Kątem-plujemy. Wspomnianego couriera wymieniłabym tylko na coś, co nie będzie walczyło o uwagę z (i tak już przerysowanym) słowem i obrazem. Poza tym: jedziemy!
Zatem jeśli przyjmiecie konwencję, dalej pójdzie łatwo. Zezowate stwory doskonale przekładają się na zezowate wiersze. Oczy i tak lecą w pogoni za własnym potomstwem. Też tak mam i dzielę się z Wami, żeby nie było, że my tylko w krochmalu, srebrem zastawieni, ą ę, w wolnych chwilach uparcie patrzymy na czarne ściany, a babcia przygrywa na fotepianie. Kontemplujemy. Kątem-plujemy. Wspomnianego couriera wymieniłabym tylko na coś, co nie będzie walczyło o uwagę z (i tak już przerysowanym) słowem i obrazem. Poza tym: jedziemy!
Kuku-ruku, ale draka!
Praptak ukradł hak makaka,
wbił hak w motor i we fraku
dyndał sobie na hamaku,
dyndu, dyndu, dyn!
To coś, co przypomina atramentowego pawia, właśnie wylało się z tej filiżanki.
Kacpra Dudka malarstwo zobaczyć można tu. Zdziwicie się.
Wyliczanki z pustej szklanki
Małgorzata Strzałkowska
il. Kacper Dudek
wyd. Bajka 2011
okładka twarda
format 21 x 31 cm
Wydawnictwu dziękuję za udostępnienie egzemplarza.
7 komentarzy:
Jestem w szoku. Z zasady Strzałkowskiej nie trawię, podobnie jak Agnieszki Frączek, a tu nawet jestem bliska zajrzenia do tego dziełka podczas najbliższej wizyty w księgarni. Chociaż rym "hokus-pokus, żółty krokus" szanowna autorka mogłaby sobie darować, podobnie jak "fiku-miku, słoń w guziku".
Podkreślam: to jest książka, którą kupuje się postrzelonym dzieciom, nie sobie. ;-)
Ja ogólnie nie rozumiem niechęci rodziców do rymowanek obu pań. Moje dzieciaki przepadają za ich książkami i często wyciągają z półki, żeby oddać się niczym nieskrępowanemu rymotwórstwu. Jeśli chodzi o rymowanki - wyliczanki to u mnie był szał tego. Dlaczego żałować dzieciom rymów od czapy, skoro mają z tego taki fan.
Niechęć trudno omawiać grupowo. Są lepsze i gorsze wiersze. Ludzie mają różną wrażliwość i doświadczenie. W przypadku tych rymowanek trudno mówić o jakości rymu, bo tego typu głupawe rymowanki opierają się na głupawce właśnie. Ene due like fake.
A więc już indywidualnie :) Jako zwolennik, a czasem świadomy/nieświadomy twórca rymów częstochowskich 6 kat., człowiek o znikomej wrażliwości poetyckiej i takimże doświadczeniu, postuluję, żeby nie separować dzieci od rymowanek i nie ograniczać czkawki będącej następstwem śmiechu przy "(...) baba fik, a duch znikł". Howgh!
Nie ograniczamy, jako żywo, choć przyjemności odnajdujemy w innych rzeczach. ;-) A Małgorzata Strzałkowska wyszła tu naprzeciw zapotrzebowaniom na ubaw.
Cudna książeczka :P
Prześlij komentarz