wtorek, 11 sierpnia 2015

TURYSTYKA KSIĄŻKOWA. IRLANDIA




Będąc (wiecznie) młodą promotorką kultury, wyjechałam na wakacje. Zabrałam przede wszystkim (złe) oczy, taksujące rzeczywistość (bezwiednie) z (upartym) analitycznym zacięciem. Wzrok padł i na bibliotekę, więc od razu się do niej zapisaliśmy.


Rzecz się działa w irlandzkim midlandzie, czyli nigdzie: punkt, z którego do oceanu, czyli brzegu wyspy jest równie bliski, co daleki (polskie złe oczy mówią: bliski). Farmerzy wyrzucają obornik na pola (albo Paula, zależy, prawda Kate?), owce są świętością, mają to w Sheep Act (lata 30.). Historie o psach, które zagryzły jedną z nich i musiały to ciężko odpokutować (w niebie) są najczystszą z prawd, a broń jest na wyposażeniu gospodarstwa wiejskiego.



Właściwie nie da się przerzucić mostu między tą rzeczywistością, a naszą i na koniec zabłysnąć wiedzą, że na pewno jest tak, jak jest. Wyspa, na której po najeździe z państwa polskiego jest już 4 miliony mieszkańców nijak się ma do lądu z (niewielkim z tej perspektywy) dostępem do morza i (wielką z tej perspektywy) ludnością, którą można zapisać prostym x 10.

Tam, gdzie (złe) oczy sięgnęły ludzi jest tyle, co w podwarszawskiej Kobyłce. Mają kino, basen, dwa hotele, 35 pubów, jedną księgarnię i jedną bibliotekę, zwaną po "gejlicku" Leabharannem.

Do biblioteki zapisujesz się sama, może być "na miejscu", ale przez komputer. Może ktoś rzuci (dobrym) okiem na twój paszport, jednak niekoniecznie. (Dobre) oczy zakładają, że jesteś (dobrym) człowiekiem. Po wprowadzeniu danych otrzymujesz dwa plastiki - mały i duży. Mały możesz nosić przy kluczach, by wpaść do biblioteki kiedy ci tam pasuje (także w godzinach jej zamknięcia) i wypożyczać, co dusza zapragnie (posługując się specjalnym systemem, o którym poniżej); także w innych bibliotekach ze swojego "county", czyli (powiedzmy) województwa (a może powiatu).





Gdy dusza zapragnie, robi się to tak:
a. buszuje się w książkach; małe wiejsko-miejskie biblioteki są (zazwyczaj) jednopiętrowe, po prawej dorośli, po lewej dzieci (albo na odwrót),
b. podchodzisz z książkami lub filmami (albo grami) do maszyny podobnej do bankomatu (albo kasy w sklepie), na ekranie naciskasz BORROW, skanujesz kartę biblioteczną, po czym układasz książki na blacie maszyny; maszyna już będzie wiedziała, co tam masz i wczyta sobie ładnie do systemu, a następnie wyświetli to tobie do zaakceptowania (bądź też nie),
c. jeśli maszyna się nie pomyliła (a rzadko to robi), naciskasz OK (albo jakoś tak);  w zamian dostaniesz kwitek, na którym wszystkie pozycje wyszczególniono wraz z datą, do której możesz się tym wszystkim cieszyć.

Samoobsługa.




Zwroty (RETURN) i przedłużenia (RENEWALS) to także domena maszyny; właściwie zastanawiam się po co są tam (przy kontuarze) chyba z cztery panie (ale jeszcze nie jestem tak zaprzyjaźniona, by zapytać). Chyba po to, żeby przed 17 zamknąć ubikacje, zgasić światło lub zamknąć okna, a wcześniej w razie czego wydać kluczyk do szafki lub służyć pomocą przy wyborze lektury; albo poinformować cię, że dzieci mogą zapisać się za darmo, dorośli (zatrudnieni) płacą 10 euro rocznie, ci bez pracy 3; i że po zalogowaniu można oglądać filmy także online.

Bibliotekę w Irlandii można znaleźć, idąc na spacer lub na zakupy; albo via strona Ask About Ireland.

Co my znaleźliśmy w "wiejskiej bibliotece"? Przyjemne miejsce do siedzenia (z internetem), West Side Story w dziale dziecięcym (w końcu to klasyfikacja PG, parental guidance, czyli oglądaj z dzieckiem), półkę poradników o uprawie roli, hodowaniu kurczaków i równej orce, trochę picturebooków, których u nas nie wydano, no i znajome komiksy o Asteriksie, i te o Tin-Tinie. Ale miłośników komiksów rozczaruję: nic innego. Maus ukryty na półce o niesprecyzowanej tematyce. Obok było o decoupage'u i ładnym rysowaniu.


2 komentarze:

aneta pisze...

W mojej bibliotece też już się skanuje książki maszyną. Na razie robi to bibliotekarka, ale zastanawiam się kiedy nadejdzie czas samoobsługi.

Pani Zorro pisze...

A jak wygląda wasza maszyna?