|
seria śpiewana / wyd. Muchomor 2002 - 2012 |
Zatem: w wyniku szeroko zakrojonej akcji wydobyłam na światło dzienne wszystko, co twarde i łatwo nie poddaje się organoleptycznemu czytelnictwu (przy tym Mruczusiu mój syn naprawdę długo się starał), a jeśli coś przeoczyłam i znajdę niebawem - dorzucę kolejne. To będzie „post w procesie", niechronologiczny. Sprawdzajcie, co jakiś czas, wy, spragnieni informacji. And let me be your internet guide (każde zdjęcie po kliknięciu rozpostrze się do 1000 px, czasem pod tytułami ukryłam linki do podglądów). Dzisiaj polskie, niebawem zagraniczne.
Jednak zanim przewiniecie do obrazków, kilka truizmów (?).
Pierwsza biblioteczka - kiedy? Może być i prenatalna. Przy truizmach wrzuciłam znak zapytania, bo jednak niedawno kobieta, zdaje się, że prawie z tytułem doktora, żachnęła się na dźwięk hasła „książka od urodzenia". Że niby po co. Jak to po co? Oczywiście w celach propagandowych. A tak naprawdę:
K S I Ą Ż K A - N A J L E P S Z A Z A B A W K A . AAA. Wielkie oczy. Fanaberia przeintelektualizowanych matek. Czyli nie wierzą, na mieście w to nie wierzą. Jednak uwierzcie, a wam będą wierzyć dzieci. Są tacy, którym się to udało. Na początek literatura materiałowa - nią nabić sobie guza nie sposób, a i usnąć w razie czego można bezboleśnie. Dziecko, które jest w stanie przewrócić się z pleców na brzuch, na tym brzuchu może już zatopić się (zęby na przykład) w poważniejszą literaturę kartonową, czyli poznawać książkę w sposób bardziej kontrolowany, a i frustracji nie odczuje, gdy bez wyrobionego chwytu pęsetowego nie będzie w stanie przewrócić kartki (bo będzie). Karton nie wymaga precyzji. Choć w tym zestawieniu zabraknie książek materiałowych, bo ich obecnie w wydawnictwach nie ma, a było ich kilka „w tamtych czasach" (z Muchomora i Endo). Zapewnie wtedy łatwiej było znaleźć dobry materiał i krawcową, niż dobry karton i drukarnię, a teraz na odwrót. Ponadto mam wrażenie, że wtedy kartonówki kojarzyły się z bylejakością i nie były wymarzonym polem do artystycznego popisu dla twórców.
Na czym polega to, co wydaje się oczywiste? To czytanie najmłodszych? Przewraca się kartki (w końcu i w ten jeden z uprzywilejowanych kierunków), gryzie coraz rzadziej, patrzy coraz dłużej (tyle, ile się chce, gdy dorośli się nie wtrącają), kończy, ale w sumie nie kończy, bo można zacząć od nowa (i to nowe zawsze będzie nowe). Opcję interaktywną tego wynalazku uruchamiają rodzice - bez nich nie ma czytelnika: bez czasu i zaangażowania, wielokrotnego czytania, które tylko dorosłym wydaje się takie samo, bliskości i wspólnego przeżywania - po prostu
czytelnicze intro intymne. Potem ten wzór dziecko przenosi na samodzielne czytanie w lekturze odnajdując dodatkowo ukojenie: gdy potrzebuje samotności lub samotności zaznaje, odkrywając, że rodzice nie zawsze są na zawołanie. Teatr, który uruchomiliście książką, będzie odgrywał się po wielokroć, ale - wiadomo - nigdy dany spektakl nie jest taki sam. W przypadku literatury obrazu różnorodność jest nawet większa: wchodzą wątki, o istnieniu których mogliście sobie nie zdawać sprawy. W pewnym momencie więc to już dzieci, nie wy będą waszymi przewodnikami. Wtedy nie zagłuszajcie. Są kompetentne i bardzo spostrzegawcze, bo jeszcze nie ogłuszone stereotypami patrzenia. Uwielbiam ten przedliterowy czas. Chłonąć go trzeba i się uczyć od dzieci.
Dosyć gadania. Lista. Choć chciałoby się jeszcze skomentować serwowane najmłodszym tematy: edukacja i zwierzątka, propaganda świata dorosłych. Żywot dziecka.
***
Podobno najmniejsi lubią ostre kontrasty, więc trzeba im opowiadać w czerni i bieli, bo
„słabo widzą". Zaiste, nie widzą tak, jak my,
ale przez cały czas szybko się doskonalą. Przesadą byłoby więc konstruować tylko takie książki, co innego odmienna artystyczna ciekawostka. Rozmawialiśmy kiedyś intensywnie na temat idei na
forum o książkach dla dzieci i młodzieży (polecam to miejsce bezustannie, choć FB właściwie zdusił fora) i kręciliśmy nosem niebotycznie, bo jeśli pierwsza książka dla kogoś, kto nie widzi, to dlaczego widzi rzeczy, których nie poznaje? W tym na dole (co ciekawe rekomendowanych od trzeciego miesiąca) są cienie rzeczy, które występować mogą w otoczeniu dziecka, choć jeśli chodzi o część
Zwierzęta tu i tam, raczej wyłącznie w ZOO. Swojskie sztuki znajdziecie w
Zwierzętach wokół nas. Inne „tomiki":
Jakie to ciekawe! (tam właściwie wszystko) i
Moje pierwsze obrazki. Niewątpliwie te rzeczy można także wykorzystać do pracy z dziećmi z deficytami percepcji.
|
seria „Książeczki kontrastowe" - Ouzo Design - wyd. Wilga 2013 |
Zwierzątka to już wyższa szkoła jazdy. „Linoryty i gipsoryty dla najmłodszych dzieci". Słucham? Proszę:
gipsoryt - „technika graficzna druku wypukłego, w której matryca wykonana jest z gipsu";
linoryt - „linoryt podobny jest do drzeworytu wzdłużnego (langowego) z tą różnicą, że rysunek zamiast w drewnie żłobi się w linoleum." Tu nie będzie wycinanek z czarno-białych kartek, lecz czarno-białe odciski - zwierząt i ich odnóży. Ciekawa podróż, nie powiem, że niedostępna dla najmłodszych, ale w pełni dostępna dla starszawych.
Proste opowieści o Maksie to książki, które są z dziećmi dużo dłużej niż wskazywałaby na to ich forma. W sumie, jeśli sprowadzić je do komiksowego paska - sprawa staje się jasna. Lakoniczne podpisy uwydatniają humorystyczne aspekty żywota małego dziecka. Język podszyty dzieckiem rozsierdzi jedynie zatwardziałego konserwatystę, albo betonowego purystę. Wasze dziecko żadnym z nich, więc musi to mieć.
Wózek Maksa i inne. Część z papierowymi kartkami.
|
Maks (seria) - Barbo - wyd. Zakamarki |
Basia musiała się w końcu doczekać czegoś dla Franka, przecież lubi się z nim bawić. Tak jak książki o Basi poruszają tematy ważkie dla dzieci (może nawet dziewczynek) lat 4+, tak te kartonowe dla roczniaków - nauka kolorów, liczenie i inne fascynujące dorosłych tematy.
Uwielbiam ją, tę serię z pozoru nieskomplikowaną, co
wyraziłam dobitnie we wpisie kilka lat temu. Jeśli miałabym konstruować listę dziesięciu podstawowych książek z pierwszej biblioteczki, coś z tej serii by się w niej niewątpliwie znalazło.
A dlaczego? Jest tam kto? Gdzie idziemy? Wymyśl coś!
|
Wymyśl coś! - Anna Clara Tidholm - wyd. Zakamarki 2009 / 2013 |
Seria o Eli i Olku Catariny Kruusval. Małe, zwykłe, porządne książeczki o małych, zwykłych, porządnych dzieciach.
Wydano ich kilka.
|
Ela i Olek (seria) - Catarina Kruusval - wyd. Zakamarki 2008 |
Nowość - nowość - nowość.
Fiep Wiestendorp (1916-2004) i jej
„rozbrykany słownik obrazkowy" dla najmłodszych. W Polsce znana dzięki opowieściom o
Pluku z wieżyczki, w Holandii jest jedną ze znanych dziecięcych marek; osobą, której twórczości poświęcono muzeum (ech, żeby tak u nas się myślało). Nie mam nic przeciwko temu, żeby
te wesołe gadżety z jej strony zaatakowały polską przestrzeń. Pozostaje tylko pytanie, czy byłoby nas na nie stać?
|
W domu, w dziczy, na ulicy - Fiep Westendorp - wyd. Dwie Siostry 2016 |
Gałgankowy skarb wydany po latach w formie, w której powinien zostać wydany już wtedy w latach 70., ale nie mógł z oczywistych powodów (konceptualnych w zasadzie). Pisałam o swojej dziecięcej fascynacji tą książką (link ukryty pod tytułem). Polecam. Jedna z wspanialszych polskich kartonówek.
Tronik - wspaniała opowieść o wszechmocnej dziewczynce (a uwierzcie mi, mało takich). Zawsze jest tak, że jeśli się da Joannie Olech opowiedzieć nawet najbanalniejszą rzecz (nocnik), to wymyśli coś, co będzie daleko za nocnik wystawało. Zatem wypada żałować, że już ta opowieść niedostępna.
|
Tronik - Martyna Skibińska - il. Joanna Olech - wyd. Wytwórnia 2007 |
Jakże rzadka w tym przedziale harmonijka, czyli wyzwanie drukarskie, szkoda, bo ciekawie można wykorzystywać w zabawie dobrze zaprojektowaną książkę w tej formie, nadając jej przy okazji nowy wymiar. Spacer
|
Spacer - Łukasz Łęcki - il. Marta Liszka - wyd. Czerwony Konik |
Wiosna, lato, jesień, zima, czyli przegląd pór roku w formie rymowanej namalowany przez Beatę Zdębę. Co ciekawe na okładce napisano: wiek 18 m-cy+. Ciekawe dlaczego. Rogi zaokrąglone, więc oka nie wykole. Może lakier ciężkostrawny?
|
Wiosna, lato, jesień, zima - Małgorzata Strzałkowska - il. Beata Zdęba - wyd. Bajka 2014 |
Jeśli już jesteśmy przy czasie.
Jaki to miesiąc Marcina Strzembosza (wyd. Muchomor) wznowiono niedawno po latach.
Magiczna książeczka. Magią tu było wykorzystanie rastrów soczewkowych, dzięki którym uzyskano zmieniające się quasitrójwymiarowe obrazki, stereogramy. Jedna z ocaleńców biblioteki mojego syna. Książki wydano cztery: Pora wstawć, W gospodarstwie, Zabawy na dworze i właśnie Dobranoc. Ot, ciekawostka. Szczególnie dla rodziców, którzy w dzieciństwie ekscytowali się podobnymi pocztówkami (panna mrugająca).
|
Dobranoc - Sue King - wyd. Bellona 2003 |
Zakątki, czyli kto tu mieszka? Autorka, Michalina Rolnik jest laureatką konkursu na książkę dla dzieci -
Jasnowidze. Wydarzeniu patronowała Fundacja Z.O.R.R.O.Z, a więc i ZORROBLOG. Kto gdzie mieszka? Manolo w Meksyku, Nanuk w Grenlandii. Gdyby książkę wydała Krytyka Polityczna realistycznie dodałaby uwłaczające godności ludzkiej warunki wielu dzieci na świecie. Tu dostajemy idealną wersję rzeczywistości w strojach ludowych.
|
Zakątki, czyli kto tu mieszka? - Michalina Rolnik - wyd. Dwie Siostry 2015 |
Księga dźwięków i
Minibiblia Soledad Bravi. Podobne, a zupełnie różne.
Minibiblia przypomina syntezę dokonaną na potrzeby klasyki w wydanym przez Format kartonowym dramacie
Romeo i Julia (o nim poniżej), tu syntezuje się Biblię, by na jej przykładzie „uczyć liczyć".
Księga dźwięków jest poniekąd satyrą na relację pomiędzy dorosłymi, a dziećmi, podśmiewuje się bowiem z żelaznego repertuaru zabaw, do których należą odgłosy wydawane paszczą. Z tego powodu śmieszy i dzieci starsze, więc będzie dobrą lekturą łączącą rodzeństwo o pewnej różnicy wieku (gdybyście szukali czegoś na wspólne wieczory). Przy okazji: Bravi
prowadzi blog.
Jeśli Ola Cieślak to
Od 1 do 10 i
Co panda, a co nie wypanda, w obu przypadkach jest autorką tekstu i ilustracji. Niektórzy być może zakrzykną ze zgorszeniem, że to tektura dla dorosłych, bo jeż klnie („o żeż!) i od tego można nauczyć się kląć. Powiem jedno: od tego można się nauczyć, że „o żeż" pisze się przez „ż", bo zapewne sama napisałabym z „sz" (biję się w pierś). Po tym krótkim intro, zapewne się domyślicie, czy to lektura dla waszych dzieci.
Raz, dwa, trzy, psy może być dobrym wstępem do zabawy językiem, czyli co dopisać, żeby stworzyć pseudowierszyk. Potem można spróbować to narysować. Poniekąd podobną zabawę wykonywali tłumacze, by w miarę bezboleśnie zaadaptować ilustracje do swoich warunków językowych. Czasem się nie dało i różne wersje językowe mają różne rysunki. Dlatego jeśli ktoś fascynuje się językami (obcymi), może skompletować sobie jeszcze angielską i francuską odsłonę. Przy okazji: wydawnictwo Hokus-Pokus szykuje się do wydania kolejnej kartonówki Niemki Nadii Budde. Mnie to cieszy, bo ta kreska do mnie przemawia.
|
Raz, dwa, trzy, psy - Nadia Budde - wyd. Hokus Pokus |
Cyferki. Rymuje Jacek Cygan. Zdziwiło mnie, bo myślałam, że on tylko pod muzykę rymuje. Rysuje Ola Woldańska. Czy pod muzykę? To wie tylko ona.
|
Cyferki - Jacek Cygan - il. Ola Woldańska - wyd. Czerwony Konik 2011 |
Tak na marginesie liczenia, bo nie jest to książka, którą teraz człowiek ekscytowałby się nadmiernie. Było kiedyś takie Liczymy razem z mamą (i prawie nic innego), teraz jest nowe Liczymy razem z mamą (i inne kartonowe z Włoch), a że nowe, to i na nowo nazwane (i zrymowane): Jeden, dwa, trzy... Warto odnotować, gdy już jesteśmy przy „książkach do liczenia", że pewne pomysły mogą pojawiać się w innych odsłonach. Jak mniemam przypadkiem. W każdym razie tam dziecko może palcem trafiać w dziurki, a dziurek tyle, ile powinno być na każdej stronie (od 1 do 10, a potem nawet prawie 36). Przy okazji pozwolę sobie odnotować ciekawe kuriozum ze strony pt. „Sklep Egmont": „Produkty w cenie poniżej 17 zł. mają doliczony do kosztów przesyłki dodatkowy koszt operacyjny wynoszący 4 zł." Nawet nie wiem, jak to (inteligentnie) skomentować. Wspomniana tu książka kosztuje 16,99.
|
Jeden, dwa, trzy - Zbigniew Dmitroca - wyd. Emont 2015 |
Wspomniane wyżej książki wyszły w serii „Akademia malucha" (takie skrzyżowanie uniwersytetu z warsztatem samochodowym), więc warto odnotować w ogóle istnienie trendu nauczania w literaturze wczesnodziecięcej, te wszystkie Mądre Maluchy, Błyskotliwe Niemowlaki i Przeintelektualizowane Trzylatki (Generalnie Einsteiny). Śmieję się wyższościowo, ale przecież mój syn też miał takie w swojej pierwszej bibliotece (a gdy poszedł do szkoły, nie umiał czytać i podobno zagrażał mu analfabetyzm). Uczę się i bawię. Tak się bawił, że zapomniał się uczyć.
|
Uczę się i bawię - Joanna Bernat - il. Grażyna Faltyn - wyd. Wilga 2003 |
Zatem nauczanie lepiej lepiej zakamuflować. Są sposoby.
Gdy wydawało się, że idea Mamoko jest pomysłem dobrze zrealizowanym i zamkniętym, pojawiło się Mam oko na litery (i liczby), czyli dwie bardzo inteligentnie skonstruowane książki do zabawy w wiedzę (celowo nie piszę „edukacyjne", bo gdyby to było pierwsze słowo, które przyszło Mizielińskim, założę się, że nigdy nie zabraliby się do zrobienia tych książek). Te rzeczy są tak przebiegle wymyślone, że zakładają od razu międzynarodowe skapitalizowanie pomysłu i bez wielu przeróbek można je wydać na rynku angielskim na przykład.
|
Mam oko na liczby / litery - Ola i Daniel Mizielińscy - wyd. Dwie Siostry 2012 |
Od A do Z Janusza Minkiewicza (z ilustracjami Bohdana Wróblewskiego) jest wznowieniem „dawnych czasów".
Jedna z książek do nauki liter (jakże poszukiwanych), choć przede wszystkim do czerpania przyjemności (tych ciągle nie dość).
|
Od A do Z - Janusz Minkiewicz - il. Bohdan Wróblewski - wyd. Dwie Siostry 2009 |
Powiem tak: poznałam ostatnio Dominika Cymera i myślę, że to niewykorzystany ciągle talent polskiej literatury dziecięcej, a matematyka podobno jest jego wielką pasją. Pewnie przydałoby się, by podpowiedział, jak wykorzystać jego książkę, gdy pasji się nie posiada. Namawiam. Szczególnie, że wydawnictwo Dwie Siostry zamiesza wydać
genialny zeszyt nie do matematyki. I to już za chwilę. Tymczasem:
Matemoto.
|
Matemoto - Dominik Cymer - wyd. Dwie Siostry 2015 |
I tak sprytnie przechodzimy do książek o samochodach. Mało jest książek o samochodach, a zapotrzebowanie duże. Jedną z nich -
Auto. Drugą będzie
Auto Ferdynand Janoscha. W
arto.
|
Auto - Jan Bajtlik - wyd. Dwie Siostry |
Pora na potwora i angielskojęzyczna wersja Let's Go Monsters to przekładanka literowa, zabawa znana jak świat. Trzyliterowe wyrazy, czasem całkiem fikcyjne. Trzyczęściowe zwierzęta. Znane lub całkiem wymyślone.
Bardzo głodna gąsienica - klasyk nad klasykami, wynik udanego mariażu świata reklamy (dla którego pracował wtedy z autor) z książką dziecięcą (dla której chciał zacząć pracować). Wymyślona przez Erica Carle'a pod czujnym okiem redaktorki jest dowodem na to, że dusza artysty to jedno, a oko redakcji to drugie: tu wyłapie, tam podpowie, gdzieś odrzuci i wspólnymi siłami tworzy się hit. Amerykanie (i wiele lat później my, czyli wydawnictwo Tatarak) wydali historię gąsienicy, która je bez umiaru, by przekształcić się w motyla, w wielu formatach. Na zdjęciu mały.
Pierwsza książka o słowach. Eric Carle jak już się rozkręcił, to wydał wiele innych książek. Otworzył także
Muzeum Ilustracji. Kilka książek Carle'a mamy dzięki wydawnictwu Tatarak (także
Od stóp do głów), muzeum ilustracji cały czas nie mamy i pewnie nieprędko się pojawi (brak podobnego myślenia).
|
Moja pierwsza książka o słowach - Eric Carle - wyd. Tatarak |
Ciekawski George - kolejny amerykański hit, choć nieco trącący myszką w związku z definitywnym odejściem epoki kolonialnej - ma ciekawą historię powstania, która być może w końcu doczeka się tu osobnego wpisu. W każdym razie małą małpkę wywozi się z jej naturalnego środowiska, by cieszyła gawiedź w mieście. I cieszy; jak małe dziecko.
Małpkę u nas wydano za późno (wydawnictwo Modo, inne niż te kartonówki), ale jeśli przymknie się oko na zmianę stosunku do zwierząt, która to dokonała się od 1940, gdy George się narodził (w Paryżu zresztą oryginalnie; to wojenny import z Europy), to sumienie da wam spać spokojnie, bo generalnie George'owi nic złego się nie dzieje.
I jeszcze trochę zwierzątek z naszego (no, nie do końca) podwórka:
Koala nie pozwala, czyli Witek o koali, bo
Cieślak o pandzie? Być może to swoista polemika między wydawnictwami (Bajka vs Dwie Siostry). Wiersze o koali śmieszne, pointujące „na zwierzęco" dobrze znane sytuacje z życia codziennego, a ilustracje jak zwykle u Dziubak urocze i do tego komentujące na swój sposób (koala jako Liberace!). Pod spodem wydana w tym samym czasie i najwyraźniej w tej samej serii (ten sam format)
Myszka Doroty Gellner z ilustracjami Dobrosławy Rurańskiej pozwala podejrzewać, że będzie to udana „linia wydawnicza". To w każdym razie jedna z najświeższych propozycji w tym zestawieniu. 2016 rok, czyli nowość - nowość - nowość.
|
Koala nie pozwala - Rafał Witek - il. Emilia Dziubak / Myszka - Dorota Gellner - il. Dobrosława Rurańska - wyd. Bajka 2016 |
Krecik - wiadomo. Sentyment ponadpokoleniowy. Sięgało się po nie, gdy nie było nic innego. Czy teraz książki o kreciku wzbudzają jeszcze żywsze emocje, gdy w koło tyle atrakcyjnych nowości?
|
Krecik / Krecik i lato |
Jeśli mówimy o znanych postaciach to nie może ich zabraknąć.
Muminków nie trzeba przedstawiać, choć być może nie wszyscy zdają sobie sprawę z mnogości dostępnych opowieści, bo nie tylko książki z opowiadaniami, które je rozsławiły, ale także opowieści obrazkowe oraz komiksy. To Tove Jansson. Kartony wyprodukowała firma, która zarządza prawami. Bez szału, ale i bez wielkiego wstydu.
|
Muminki. Mała księga. Liczby / Kolorowa Dolina Muminków |
Nieznacznie cofnijmy się w czasie. Mały lisek - cyferki towarzyszyły Mruczusiowi na półce. Były chyba jeszcze kolory, ale zostały zjedzone.
|
Mały lisek. Cyferki - il. Sandro Barbalarga - wyd. Siedmioróg 2003 |
Była także seria z ilustracjami Stephena Carthwrighta
Znajdź: Misia/ Świnkę (
oraz więcej). Wydawnictwo Olesiejuk 2008 rok. Test na spostrzegawczość.
Mysia, och
Mysia. Była ważna. Oglądać można było animacje z jej nieskomplikowanymi perypetiami, ale także - dzięki firmie Endo - książki. Książki miały „elementy interaktywne" - głównie klapki, ale także na przykład mechanizm zegarowy. Czy ktoś dzisiaj jeszcze wydaje Mysię? Czy ktoś ogląda Mysię? Czy Mysia już jest passe?
|
Która godzina, Mysiu? - W drogę, Mysiu! - Lucy Cousins - wyd. Endo |
A jak Mysia, to trzeba by było wspomnieć także
Charliego i Lolę. Tak samo jak Mysia rodzeństwo to sprzężone jest z filmem. Charakterystyczny styl rysowania Lauren Child powoduje, że czegokolwiek się nie tknie, zawsze narysuje Charliego (albo Lolę). No i tak Pippi przez nią zilustrowana zawsze będzie Lolą (tylko w peruce). Przekleństwo! Na tekturze u nas wydano
Skwarek zgubił się chyba na dobre. Okienka były!
Pan Kłap także miał „elementy" - ech, to była atrakcja. Zwykle takie książki potrafiły być dosyć paskudnie zilustrowane. Ta dawała radę, głównie dzięki podobieństwu do świata Mysi. Kłapów, jak Mysi, jest kilka.
|
Pan Kłap i zwierzęta - Jo Lodge - wyd. Olesiejuk 2007 |
Ojej, jedne z pierwszych książek Pawlaka (Pawła) i „Pawlaczki" (Ewy Kozyry)! 1998 rok.
Księżycowa kołysanka. Perypetie królika Smyka kręciły się w pozytywce w kształcie księżyca i były tłumaczeniem tekstu obcego (te zielone). Królik występował też w wersji niebieskiej, bez księżyca. Nie powiem, żebym je uwielbiała, bo to kolejne utwory wierszowane (choć, jak wiadomo, Pawlaków kochamy całą Polską), ale mój syn także je nadgryzł.
Smyk zasypia z pozytywką, / czarodziejską snu przygrywką, / Pierrot sypie mu pod głowę / sny bajecznie kolorowe (tekst polski: Marta Berowska) Wszystkie tytuły:
Królik Smyk na Księżycu,
Pochmurna noc,
Pierrot z Księżyca (zielone) oraz
Magiczna kołderka i
Smyk idzie spać (niebieska).
|
Księżycowa kołysanka - Paweł Pawlak / Ewa Pawlak - wyd. Wilga 1998 |
Dosyć sentymentów, wracamy do współczesności. Misie (Różne i Robi) i z nimi zabawy zaproponowane niedawno przez Agatę Królak. Dobra zabawa słowem i obrazem.
Powstałe we współpracy z Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie
Zwierzęta i
Kolory (książeczki dwujęzyczne) wykorzystujące wycinanki w stylu kurpiowskim, łowickim, piotrkowskim i rawskim. Na pewno dodają „temu segmentowi" niezbędnej różnorodności.
Mmmm - ciekawa opowieść bez słów. Warto mieć, ponieważ udana to realizacja na wielu poziomach (technika wyróżniająca się na tle obecnych dzisiaj mód; sensowna zabawa formą książki). Szkoda, że chyba przeszła niezauważenie.
|
Mmmmm - Monika i Adam Świerżewscy - Eneduerabe 2014 |
Książka urodzinowa - to bardzo dobry pomysł, bo urodziny dziecka są dla dziecka oczywiście datą najważniejszą, dla której żyje się przez cały rok. Są tacy, który mówią, że Woldańska powinna tę serię ciągnąć do osiemnastki. Ja bym nie zabroniła. Pierwsze / Drugie urodziny prosiaczka.
Z Edwardem Lutczynem jest tak, że albo ktoś nim, excuzes le mot, rzyga, albo lubi jako barwny element przede wszystkim polskiego świata karykatury. U niego jest dużo i dosłownie. Dla wielu za dużo i za dosłownie. Chotomską kocha prawie każdy. Tu przypomnienie znanej opowieści i tłumaczenie dla tych, którzy nie ogarniają języka polskiego.
Kurczę blade.
|
Kurczę blade - Wanda Chotomska - il. Edward Lutczyn - wyd. Babaryba |
Findus na kartonie jest przygodą, którą można przeżywać zaraz potem w wersji papierowej. A bez papierowego Findusa podróż w literaturę dla dzieci byłaby niepełna. Pasiasty kot i jego starszy towarzysz-człowiek plus świat ich powszedni - ludzi i stworów. Czy kot rzeczywiście mówi? Czy stwory są widoczne dla innych, prócz Pettsona i Findusa? Czy staruszek jest zwariowany? Tych odpowiedzi nie znajdziecie, ale można ich szukać w swojej głowie i w interpretacjach akademickich. Kto by pomyślał, że taka para wzbudzi zainteresowanie. Staruszek i kot? To absurdalne!
|
Poznaj Pettsona i Findusa - Sven Nordqvist - wyd. Media Rodzina 2015 |
Ciekawe, co myśli o tym królowa Pawła Mildnera pławi się w oparach absurdów słownych, a dlaczego tak, poniekąd wyjaśnia się
po wywiadzie z Pawłem Mildnerem.
Klasyka w kartonie, czyli
Romeo i Julia w wersji dwujęzycznej i
Alicja w Krainie Czarów po angielsku sprowadzone do meritum, czyli kilku symboli. Właściwie zabawne, choć jak się głębiej zastanowić bardziej dla dorosłych niż dla dzieci, choć to „Baby Lit". Jedna z książek, które rewelacyjnie można wykorzystać w edukacji późnoszkolnej, ale nikt jej tam nie wykorzysta, bo to przecież karton dla maluchów. Tymczasem można by się zastanowić nad ideą wyciskania soku z klasyki. Z klasyki w szkole wyciska się siódme poty.
|
Romeo i Julia - Jennifer Adams - Alison Oliver - wyd. Format 2015 |
|
Alice in Wonderland - Jennifer Adams - Alison Oliver - wyd. Gibbs Smith 2012 |
W końcu i polska klasyka, czyli przede wszystkim nieśmiertelny Tuwim w kilku odsłonach (chciałoby się zapytać: dlaczego nie Brzechwa?!).
Ptasie plotki z ilustracjami Piotra Rychla,
Spóźniony słowik narysowany przez Ewę Poklewską-Koziełło,
Taniec Agnieszki Żelewskiej. Tuwim w trzech odsłonach wydany na fali powodzenia „serii śpiewanej" w wydawnictwie Muchomor. One wyznaczały XXI-wieczne początki dobrej książki.
|
Ptasie plotki - Julian Tuwim - Piotr Rychel - wyd. Muchomor 2004 |
Właściwie tylko Tuwima mamy w wydaniach kartonowych. Także wydawnictwo Wytwórnia wypuściło swoją wizję klasyka dla najmłodszych i opatrzyło ją cyfrą 1. Opatrzyło ją cyfrą 1 i na tym skończyło. Wygląda na to, że miał to być po prostu Number One.
O panu Tralalińskim rysowała w 2010 Katarzyna Bogucka.
|
O panu Tralalińskim - Julian Tuwim - il. Katarzyna Bogucka - wyd. Wytwórnia 2010 |
W aeroplanie chyba przeszło całkowicie bez echa, choć ciekawe, bo inne. Połączenie lalek z czarno-białym rysunkiem flamastrem (?), tuszem (?). Czasem niewielki (12 cm) kwadrat podzielony jest jeszcze na pół. Autorką jest Ada Bystrzycka z domu Szczudło, rocznik 1981, artystka kabaretowa i rzeźbiarka związana z teatrem (reżyseria światła),
dyplom ASP w Krakowie w 2005 roku. Chyba nie zilustrowała nic innego, a jej strona dawno wygasła. Jednak książkę cały czas można kupić w wydawnictwie Bona.
W Aeroplanie.
|
W aeroplanie - Julian Tuwim - il. Ada Bystrzycka - wyd. Bona 2013 |
Rzepka z ilustracjami Emilii Dziubak. Winna być z puzzlami, tak jak jej „koleżanka",
Lokomotywa, występująca w wersji na karton i puzzle, czyli książka-zabawka i zabawka-zabawka (gdyby ktoś nie był pewny, że książka-zabawka wystarczy). Pisałam o niej wielokrotnie.
|
Rzepka - Julian Tuwim - il. Emilia Dziubak - wyd. Visart |
Harmonijki, mówiłam, że ich mało. Te wydane już kilka lat temu. Znane skądinąd ilustracje przeniesione na podręczny i poręczny karton (mały format po złożeniu). Tu pomiędzy tuwimami jeszcze Stanisław Jachowicz i Pan kotek był chory i inne wierszyki.
|
Pan kotek był chory - Stanisław Jachowicz - wyd. G&P 2014 |
Warto nadmienić, że w czasach, gdy kartonową książkę zrobić porządnie było jeszcze wyzwaniem Agata Dudek zilustrowała dwie dla Endo (nowego Endo).
Straszne strachy (tekst: Olga Gromek) i
Czy można dotknąć tęczy (tekst: Przemek Wechterowicz). Ilustracje w tamtym czasie można było także znaleźć na ubrankach, a karton wywijał się fantazyjnie.
* * *
Wimmelbuchy, czyli wielkoformatowe książki obrazkowe, tzw. „świat w obrazkach". Nie ma co ukrywać, że choć w tym segmencie specjalistami byli Niemcy (stąd nazwa), o tyle u nas szał na dobre rozkręcili Mizielińscy i ich Mamoka. Teraz więc specjalistami są ci ostatni. Żelazna pozycja prezentowa. Jeśli w waszej biblioteczce nie ma Mamoka, to znaczy, że nie macie właściwej biblioteczki. Jeśli macie podarować polską literaturę dziecku obcojęzycznemu, to tylko
Mamoko mu kupujcie. Szczególnie jeśli nie czyta w żadnych znanych językach (bo nie może, albo nie chce). Wypróbowana broń literacka przeciw analfabetyzmowi. Jeśli ktoś jeszcze nigdy nie zaglądał do tego miasteczka, polecam linki ukryte pod tytułami (podpisy pod zdjęciem).
|
Mamoko / Dawno temu w Mamoko / Mamoko 3000 - Ola i Daniel Mizielińscy - wyd. Dwie Siostry |
Wiosna na ulicy Czereśniowej i inne pory także, czyli świat w obrazkach. Niemka Routraut Susanne Berner (1948) właśnie została nagrodzona przez IBBY nagrodą im. Hansa Christiana Andersena. W uzasadnieniu napisano:
„Berner's work is at all times recognizably hers, while simultaneously being intensely responsive to the demands of the text, or in the case of the Wimmel Books, to the specific world of a very specific town. She is willing to take risks [...] The Wimmel Books are an exemplar of how to construct an elaborate and complex world filled with small important narratives that can engage the viewer for hours through purely visual story telling power. Berner never talks down to her audience and yet her books are unmistakably for children. Children all over the world deserve to be exposed to her brilliant, humane, rich, emotionally true and deeply engaging books."
To cut a long story short: dzieci zasługują na to, by dla nich tak mądrze rysować.
Ali Mitgutsch (1935)- niemiecki specjalista, „ojciec gatunku" (niech więc matką będzie Berner). Niesamowity oryginał.
W mieście to pierwsza niemiecka książka obrazkowa „z życia wzięta". 1968 rok. O Alim
było trochę na ZORROBLOGU. Tam też prawdziwie duże wydanie tego tytułu.
|
W mieście / Na wsi - Ali Mitgutsch - wyd. Tatarak 2011 |
Jeśli byliśmy już wszędzie, to w końcu i tam musimy trafić.
Na budowie. Stephan Lomp to kolejny Niemiec w zestawieniu. Pracował w reklamie, za książki się wziął w 2011 roku. Wygląda na 40-tkę, czyli oto mamy kolejne pokolenie niemieckich „wimmelbucherów".
|
Na budowie - Stephan Lomp - wyd. Babaryba 2014 |
To jeszcze tylko jedna Niemka i wracamy do Polski. Straż pożarna i W krainie misów. (2004 rok, choć Misie chyba wznowione niedawno) - Anne Suess.
|
W krainie misiów - Anne Suess - Schwager Et Steinlein 2004 |
Wracamy do Polski. Nasza Księgarnia postawiła jakiś czas temu sobie za punkt honoru nadgonienie zaniedbań gatunkowych i zaczęto tam wydawać wielkoformatowe książki obrazkowe. Jest ich wiele:
Chodzi o to, czy wiesz, co to zwierzęta ,
Co robią pająki, Legendy polskie, Biblia dla dzieci w obrazkach, Rok w mieście Katarzyny Boguckiej i
Rok w lesie - Emilii Dziubak (znowu Dziubak!).
Co robią pająki? to przede wszystkim popis dowcipu Daniela de Latoura. Znany drzewiej głównie z humorystycznych portretów absurdalnych -
Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim wreszcie na dobre zadomowił się w literaturze dziecięcej. Zeszły rok należał do niego „pod względem wystąpień". Jeśli więc kupić tę książkę, to ze względu na ilustracje. Rymowanki Marcina Brykczyńskiego nie powalają, nie są także informatywne. Właściwie to chyba nie jego wina; zapewne takie było zamówienie. I to jest mój zarzut wobec całej serii „Co robią"; miało być naukowo, a wyszło jak zawsze, czyli mrówki zamiatają korytarze. Dobra, niech zamiatają, co innego mają robić,
ale po co te huczne zapowiedzi z okładek, że oto entomologię stosowaną będziemy uprawiać.
|
Co robią pająki? - Daniel de Latour - Nasza Księgarnia 2014 |
Rok w mieście i
Rok w lesie. Dizajnerski świat miejski Boguckiej vs uroczy świat Dziubak i widzę, że u nas (tzn. w Polsce) zdecydowanie wygrywa ten Dziubak - jest tym, na co zawsze istniało ogromne zapotrzebowanie - bezpiecznym, kolorowym miejscem, zamieszkałym przez niesamowicie przyjazne stworzenia - po prostu bajka. Cieszę się ogromnie, że udało się ten opis wpasować w styl, z którego można być dumnym. Bo kolorowy, ale nie kiczowaty, bezpieczny, ale nie przesłodzony, przyjazny, ale lekko zwariowany (stworzenia łypią zawadiacko). Można się nie podlizywać, a być całkiem miłym; może być kolorowo, ale nie kiczowato. O Emilii Dziubak ciągle u nas za mało. To musi być bardzo skromna osoba. Wcześniej w tym zestawieniu jej kartonowa opowieść o koali z tekstem Rafała Witka.
|
Rok w lesie - Emilia Dziubak - wyd. Nasza Księgarnia 2015 |
A jeśli o mieście, to także
Jestem miasto - Warszawa. Mapa historyczna stolicy. Uczepić się można, że kompletnie nie trzymająca się realiów kartograficznych. Znowu
na forum o książkach spieraliśmy się, czy dało się inaczej. Powinno się dać, bo dowolność rozmieszczenia wzbudza jednak zamęt (znowu sprawdziłam dzisiaj rano - wzbudza, gdy się chce zlokalizować siebie względem historii).
|
Jestem miasto Warszawa - Marianna Oklejak - wyd. Czuły Barbarzyńca 2012 |
Mój pierwszy atlas świata państwa Pawlaków.
|
Mój pierwszy atlas świata - Paweł i Ewa Pawlak - wyd. Egmont 2011 |
Najpierw jeszcze w Lektorklecie
Mój pierwszy alfabet, potem już w Emoncie
Moja pierwsza księga pojazdów - szyjąca ilustratorka - Ela Wasiuczyńska. Tworząca w dobrym stylu to, co podobno dzieci (i Polacy) lubią najbardziej - optymistyczny kolorowy świat, taki, w którym sama też chciałaby żyć. Jedna z tych osób, które stworzyły dobrą ilustrację dla dzieci, bo obecna była od początku XXI wieku.
Robiłam z nią wywiad zanim zaczęłam interesować się ilustracją. Oczywiście z okazji 1 czerwca.
|
Moja pierwsza księga pojazdów / Mój pierwszy alfabet - Ela Wasiuczyńska - wyd. Egmont 2011 / Lektorklett 2009 |
* * *
Zaczęło się od Mruczusia, ale Mruczuś to tylko 10 lat wstecz. Warto na koniec sięgnąć dalej - do lat 70, na przykład. Okazuje się, że sporadycznie wydawano wtedy książki kartonowe, głównie tłumaczenia drukowane w demoludach. Właściwie ten wątek zasługuje na osobny post, daję więc tu tylko kilka rzeczy „dla smaku".
Quasi tangram w książce, czyli Kształty i barwy z 1974 roku.
|
Kształty i barwy - Hans Hänel - il. Inge Uhlich - wyd. Karl Nitzsche Verlag 1974 |
Gdzie jadłeś obiad, wróbelku? Samuela Marszaka. Jakże ja lubiłam Marszaka! Jakże wielbiłam tę książkę, w której wróbelka można było bezkarnie wkładać w paszczę każdego zwierzęcia!
|
Gdzie jadłeś obiad, wróbelku? - Samuel Marszak - il. Ludmiła Majorowa - wyd. Małysz 1977 |
A tak zupełnie na koniec, by ostudzić „omniczytelników" picturebookowych: kilka tygodni temu ogłoszono raport Biblioteki Narodowej, znany jako
„Podstawowe wyniki badań czytelnictwa za rok 2015" (główny obiekt podniety środowisk załamujących ręce nad upadkiem kultury czytania), w nim znaczący ustęp „Wielkość księgozbioru domowego". Otóż ta wielkość księgozbioru domowego nie obejmuje „ilustrowanych książeczek dla dzieci". O. W tym segmencie się nie popiszecie.
Za to niebawem popiszę się jeszczę przed wami księgozbiorem kartonowym w językach obcych. Do usłyszenia!
33 komentarze:
Strzembosza jest jeszcze sympatyczna "Jaka to epoka?", a jako uzupełnienie może służyć "Krótka historia starożytnych cywilizacji". Albo na odwrót :) U nas swój czas miały też kartony z "okienkami", bo przecież ciekawość itd. :)
Dziękuję Zorro za wyczerpującą listę, mamy jeszcze co uzupełniać. Uff, uffff.
W ramach ciekawostki dodam, że moja 14-miesięczna Potomka od początku za nic miała czarno-białe kartonówki. Za to "Gdzie jest Koko?" Joanny Bartosik i Doroty Maciaszek był jednogłośnym hitem przez pierwsze 12 miesięcy, a od dwóch następnych uzupełniany najchętniej "Pawłem i Gawłem" z ilustracjami Kasi Boguckiej oraz "Księgą pojazdów" Eli Wasiuczyńskiej.
Dopisujcie, dopisujcie! Ja też będę, jeśli mi się coś przypomni lub wyłoni z mroków biblioteki.
Jako zawodowa optymistka mam nadzieję, że Muzeum Ilustracji jednak POWSTANIE. W dwóch miejscach: w Zielonogórskiej Bibliotece im . Norwida i Zamojskim BWA są duże kolekcje kompletowane przez dziesięciolecia naszej Ludowej Ojczyzny (niestety pokazywane jedynie w maleńkim procencie). Trzecia jaskółeczka, to powstanie Fundacji Wilkonia ( który sam, ma małą, acz zacną kolekcję prac kolegów ilustratorów- i to tych naj, naj naj znakomitszych).
Z wydanych w Polsce kartonówek na uwagę Szanownej Publiczności zasługuje też moim zdaniem Tuwimowa Rzepka Ewy Kozyry Pawlak wydana przez Papilon (eh, to logo na okładce jest jak podbite oko na twarzy ślicznotki)i Bajtlikowy KOREK, który przy odrobinie dobrej woli można uznać za leporello/puzzle.
Co najmniej połowę tego mamy, a mnóstwo w planach zakupowych jeszcze. Pod większością się podpiszę, z dwoma wyjątkami. Seria o Maksie u nas zupełnie się nie sprawdziła, mieliśmy trzy książeczki i są to chyba jedyne trzy pozycje w naszych bogatych zbiorach, jakich Starsza nigdy palcem nie tknęła, a już ma 3 lata. Zobaczymy, jak będzie z młodszym. Bardzo głodna gąsienica służyła u nas wyłącznie konsumpcji, nieźle przeżuta jest, ale treść nie wciągnęła, chociaż mnie i treść, i forma wydają się atrakcyjne. Przez to nie mam zapału do kupowania innych pozycji tego autora.
U nas największym hitem jest Rok w lesie, wszyscy w rodzinie kochamy te książkę. Nasza córka podczas spacerów ciagle szuka zwierzątek z lasu, opowiada nam co robią lub bedą robić :-). A Bardzo głodna gąsienica tak sobie, duzo większa radość sprawiała bajka Od stop do głów Erica Carle, zwłaszcza na etapie, kiedy córka jeszcze nie mówiła. No i Czereśniowa to tez był hit i pomógł bardzo w rozwoju mowy. Poza tym tez Basia i Franek a także wiele innych :-)
Dzieci, jak to ludzie, mają swoje preferencje. Piszcie dalej!
Dorzucam serię Taro Miury o pracujących pojazdach (Wyd. Tako).
Dzięki za to zestawienie! Przeczytałam dwa razy, a potem zasiadłam przed biblioteczką moich dzieci i chłonęłam widok. Zalała mnie fala wspomnień związana z kompletowaniem tego pokaźnego, przyznam, zbioru, które odbywało się przez lata i zawsze z naszym forum w tle. Skutkiem czego mam wszystkie wymienione w Twoim zestawieniu książki, z kilkoma wyjątkami. Ponieważ mam dzieci z ponadsześcioletnią różnicą wieku, ogarniam rzeczywistość książkową sprzed lat dziesięciu, jak i tę obecną, kiedy przebieram w książkach dla trzyipółlatka. Wysoko postawiliśmy sobie artystyczną poprzeczkę, ale osobiście nie przepadam za przesadnym eksperymentowaniem. Nie potrafiłam na przykład zaciekawić syna „Mmmm” Świerżowskich. Jestem za to wielbicielką talentu Emilii Dziubak i mogłabym się podpisać pod tym, co napisałaś o jej warsztacie. Myślę, że bardzo potrzebujemy takiej ilustracji środka, która oferuje doznania estetyczne na dobrym poziomie, a jednocześnie nie odstrasza zbyt wymagającą czy też abstrakcyjną formułą.
Co bym dodała do listy: kartonówki Roberta Romanowicza: „Mali opowiadacze. Wyzwól wyobraźnię” i „Rymowane cyferki”(Tashka 2014), „999 kijanek” duetu Ken Kimura/Yasunari Murakami (Tatarak 2015); kartonówki Hervé Tulleta z serii „A kuku!” (Babaryba 2015). Z wimmelbuchów (i w temacie auta, najbardziej u mnie teraz pożądanym): „Otto w mieście” i „Otto jeździ tam i z powrotem” (Wilga 2015),a z harmonijek dwa seryjne leporella: „Za kierownicą!” i „Na pokładzie” Marii Neradowej i Evy Oburkowej (Bajka 2016).
szacun za liste!!! musze sie jednak pochwalic, ze 80% przerobilam z corka (5lat), a reszte mam nadzieje nadrobie z synkiem (10 miesiecy), ale tylko dzieki temu, ze aktywnie korzystam z uslug biblioteki :)
Dobrej biblioteki!
Moje dzieci bardzo lubiły serię "Bajeczki dla maluszka": http://znak-zorro-zo.blogspot.com/2016/04/pierwszy-karton-smacznego_9.html
Zwłaszcza "Piłka" cieszyła się powodzeniem. I też nie wiem, czemu tam jest wiek 18 m-cy plus.
Mój syn ma 14 miesięcy i do niedawna najbardziej lubił Księgę dźwięków i książkę z dziurkami "Jeden dwa trzy". Ale teraz rządzi Julian Tuwim z ilustracjami Szymanowicza, tylko że to nie karton, cienkie strony, wiele porwał. Najbardziej podoba się Ptasie radio i Pan Hilary.
Mam troje dzieci, ale nie mam wszystkich tych książeczek! A niech Cię, Zorrrrrro... ;)
Jest taka jedna kartonówka, która wg mnie jest też jedyną w ofercie tego wydawnictwa książeczką godną uwagi. (do nieba nie pójdę)
,,Dzień dobry. Dobranoc." o gospodarzu Ignacym (imię jednego z moich synów), który rano wita się ze swoimi zwierzętami, z każdym z osobna, a wieczorem przed założeniem piżamy żegna się z nimi. Powtarzalność, odgłosy zwierząt - dzieci to lubią :) a przynajmniej moje :)
http://wds.pl/super-promocje/620-dzie-dobry-dobranoc-.html
Tak czy siak, jestem zgubiona... ;)
Ha, bzik uzupełnienia księgozbioru mi się włączył. Na pewno skorzystam z sugestii co do "Jest tam kto?" i "A dlaczego?"
Właśnie przechodzę z Młodszym przez okres ciamkania książek i JEST MI ŻAL! Do tej pory był zainteresowany kontrastowymi książeczkami ("Zwierzątkami" na równi z taką z kolorowymi kropkami - ale niech ktoś zgadnie którą bardziej interesowałam się ja i Starszy?). Niestety teraz może do nich dotrzeć i ja się chyba nie zgadzam. Na razie wróciłam do materiałowych książeczek. Te nie rozmakają. Starszy tego okresu nie przechodził - uwielbiał przewracać strony.
"Mmmm" udało mi się na chwilę zainteresować Starszego (gdy miał 4,5 roku). Ale tu chyba trzeba rodzicom podpowiedzieć jak to opowiedzieć - samym przewracaniem kartek dziecka nie zainteresujemy, ludzie uwielbiają historie. Może promocja przez filmiki - jak opowiadać łącząc historię z wrażeniem ruchu?
Z przedstawieniem "Mmmm" i "... gąsiennicy" Młodszemu chwilę poczekam (aż zacznie siedzieć).
Jeśli chodzi o ocenę serii "Opowiem ci mami co robią ..." (NK)- nie zgadzam się jeśli chodzi o Mrówki, Żaby i Auta. (Reszta części dla mnie nieco wymęczona).
Po pierwsze, są kochane bardziej i przeglądane u mnie dużo, dużo częściej niż Mamoko.
Ponadto Mrówki i Żaby to naprawdę duża porcja wiedzy przyrodniczej. Wydane jako pierwsze Mrówki może zawierają za dużo żartów mylących rodziców - miotły, papier toaletowy itd. ale im więcej się wie o przyrodzie, tym więcej tam widać (nie jestem biologiem, ale zawsze lubiłam programy Davida Attenborough). Z drugiej strony "uczłowieczone" zwierzątka rozwijają w inną stronę - MAMO, A O CZYM TA MRÓWKA MYŚLI? Dla mnie bezcenne.
Można wziąć dziecko na trawnik na osiedlu i powiedzieć - znajdź roślinkę, która jest w książce (a, to w książkach są rzeczy prawdziwe), a potem tam gdzie mrówki wychodzą spomiędzy płytek - popatrz prawdziwe nie mają mioteł (a, to w książkach są też rzeczy zmyślone).
Dla żądnych bardziej przemyślanej wiedzy przyrodniczej polecam
- Sekretne życie ptaków
- Życie lasu
Wydane niedawno przez Lasy Państwowe (jaka szkoda, że to nie karton), ta sama Rysowniczka.
Pytanie do p. Zorro
A czy to właśnie nie Katarzyna Bajerowicz zapoczątkowała u nas rysowanie tego co pod ziemią (norki, korytarze, cebulki itp.), w taki sposób jak widzimy to obecnie i u Dziubak i u Mizielińskich? A może nie da się tego inaczej przedstawić?
W większości przypadków nie da się powiedzieć „kto to wymyślił", szczególnie, jeśli patrzy się z oddali, tzn. z perspektywy obrazkowej literatury światowej, że tak się górnolotnie wyrażę - tam dużo z tych pomysłów krążyła, bo są one intuicycjne i sposobów na pokazanie pewnych rzeczy jest ograniczona ilość: pytanie, czy robi się to choć trochę oryginalnie, czyli odmiennie. Mizielińscy też poniekąd wykorzystali idee krążące w tej sferze od dawna (pomyśleć, że jedna z pierwszych książek z dziurką, The Hole Book, została wydana w 1908 roku. Niewątpliwie Mizielińscy zapoczątkowali Mamokiem trend wielkoformatowych książek. A co do serii NK: dobra, niech sobie te zwierzątka zamiatają, sęk w tym, że one ciągle i wszędzie są antropomorfizowane, więc jeśli zamieszcza się na okładce tekst, że oto w tym przypadku będziemy nauczać, to zawartość choć trochę powinna odbiegać od standardu bajowego. Zatem chodzi o kontekst, w którym umieszcza się zamiatających. A dzieci? Pewnie, że ma prawo im się podobać. Powiedziałabym: dobrze, że im się podoba. I dobrze, żeby miały wybór i żeby dla maluchów także powstawały rzeczy, które traktują być może wiedzę bardziej na serio. To tak na marginesie.
Chapeau bas!! Primo zestawienie.
Z rozkładanych sentymentalnych były mikro harmonijki z Lokomotywą i Ptasim radiem w nieśmiertelnej szacie szancerowskiej. Chyba pierwsze ksiązki do jedzenia Staśka :)
I, kurcze! Chyba miałam tego wróbelka, no! :)
Pozdrowienia naj.
Marta
I jeszcze!
Kultowe - dla mnie - Na straganie butenkowe z lat ...siątych XX w. również było kartonowe, choć z czasów niedoboru. Karton 2x cieńszy niż obecnie (teraz to właściwie tektura jest... taka mała zawodowa dygresyjka...) i bez glancu, ale jednak karton. Dało się przegryźć!
No tak, było ich kilka, tych tekturowych.
Pani Zorro - dla syna już nie, ale na przyszłość (dla wnuków) koniecznie KOCHANE ZOO!!!
A poza tym zapomniała Pani o jakże ważnej Pierwszej książce mojego dziecka :D
Oprócz tego skoro jest "Kurczę blade" to i "Smok ze smoczej jamy".
A do tego (skoro już o Lutczynie mowa) PRL-owska kartonówka "Lokomotywa". Pamiętacie? Mamy też "Stół".
Świetne zestawienie, widzę że krąży po FB :-)
Mam większość "starych" sprzed 7 lat i właściwie nic tu dodać ;-) Przez chwilę chciałam zawołać - A Miffy?! - ale ona przecież nie kartonowa (a powinna szanowny Formacie).
Całym sercem jestem za serią "Jest tam kto?", "Gdzie idziemy?"
Widzę, że przez ostatnie lata doszło tyle pozycji, że będę miała spory dylemat co wybrać dla córki (6 m-cy, zaczyna podgryzać swoje pierwsze książki dwoma zębami i denerwuje się, że nie można uchwycić paluszkami ilustracji).
Jeśli chodzi o książeczki materiałowe, to faktycznie jest luka na rynku. Brakowało mi ich trochę w ostatnich miesiącach, a pamietałam, że wcześniej kupowałam np. w Bajbuku na Saskiej Kępie (stamtąd też mam pierwsze porządne kartonówki nieociekające kiczem). Udało się dostać "książeczkę do łóżeczka" Mom's z czarno-białymi wzorami i kolorowymi wstawkami:
https://www.hencztoys.pl/przytulanki/nagrodzone-zabawka-roku-2015/943-czerwona-detail.html
Lukę w rynku wypełniają też przedsiębiorczy ludzie obdażeni telentami manualnymi i na FB można spotkać oferty książeczek materiałowych bawełnianych lub filcowych, ręcznie robionych lub wręcz personalizowanych.
Np.
https://www.facebook.com/Top-Sisters-Dzieciom-1493168517650945/?pnref=story
Kochane zoo znam z wersji angielskiej. Fajnie, że zostało tu wyciągnięte. Smok ze smoczej jamy nie jest kartonowy. Czy wyszedł też z kartonu. Moje domowe wykopaliska trwają. Dorzucę coś niebawem. Aha! I "Stołu" chyba nie znam.
My mamy tylko "Kurczę", ale na stronie wydawnictwa "Smok ze smoczej jamy" (tzn. wydanie) jest opisane tak: "książka kartonikowa (board book)
wszystkie strony z twardego kartonu".
"Lokomotywą" Lutczynową mogłabym się podzielić, bo mamy dwie, ale "Stół" zaledwie jeden (tak samo z tej samej serii "U lekarza" Elżbiety Brzozy też z ilustracjami E. Lutczna). Jak będę miała do niego dostęp (jest 300 km dalej) porobię zdjęcia :)
Zatem i „Smok ze smoczej jamy". Świetnie.
Jeszcze dorzuciłabym " Czarno białe urodziny" wyd. Alegoria, rewelacyjne dla dwójki - u nas dwulatka słucha i powtarza a 4 miesięczny braciszek podziwia kontrasty. Sporo z tej listy mamy uff ale podpatrzyłam Pettsona i Findusa i Gałgankowy skarb i już do nas jadą. Przyrost jest niekontrolowany. Przy okazji zapytam bo dziś wypatrzyłam Beatrix Potter w popularnym dyskoncie (wydawnictwo Olesiejuk), ale mam wątpliwości jak z jakością, tłumaczeniem? Aaaa i donoszę, że mamy dwie części Krecika, córka lubi a mnie trochę denerwują szczegóły, ale przymykam na nie oko;-)
O, kolejna rzecz, której nie widziałam!
Beatrix Potter z Olesiejuka nie miałam w rękach. Ale to chyba nie karton?
Potter nie kartonowa oczywiście, zachomikować chcę na potem i dumam, myślałam że może coś o niej wiadomo co zachęci albo zniechęci;-)
Dziecko ma własne preferencje. Moja córeczka, obecnie już prawie 3 letnia nigdy nie polubiła absolutnie żadnej książki typowo obrazkowej a mamy i "Miasteczko Mamoko" i Czereśniową i "Opowiem Ci mamo co robią mrówki" i książkę obrazkową G.Wandrey "W przedszkolu", którą nią katowałam chcąc ją przygotować do żłobka. Mamy książki "Europa podróże małe i duże" i "Poznajemy Polskę", ale żadna z tych książek nigdy Ali nie zainteresowała. U nas królowały rymowanki. A 3 letni syn koleżanki do dziś rymowanek nie lubi, preferuje książki obrazkowe oraz książki, które mama mu opowiada a nie czyta ;-)
I to jest piękne! Dziecko - jak to człowiek - ma tylko z grubsza sprecyzowane preferencje.
Świetny wpis! A wszelkiego rodzaju książeczki kontrastowe już dawno zwróciły moją uwagę, choć muszę przyznać, że w końcu się nie skusiłam- moja kuzynka była już za duża.
Dobra robota! Gratuluję! A u nas nie bardzo mogą się przyjąć Mizielińscy. Przereklamowani, i tyle. Ich ilustracje za bardzo zaburzają rzeczywistość swoim uproszczeniem, takie mam wrażenie...
Myślę, że nie ma książki, która podobałaby się wszystkim. A rzeczywistość? Sami dorośli zaburzają ją w realu. W każdym razie: jest z czego wybierać!
Prześlij komentarz