wtorek, 9 marca 2010

Oskar 2010 dla filmu »Odlot«



Cieszę się z Oskara dla filmu 'Odlot', czyli 'Up' Pete'a Doctera.  Przede wszystkim dlatego, że jest to film, który uderza w czułą strunę u wrażliwych dorosłych, a jednocześnie jest mądrą i spokojną, jak na amerykańskie standardy, opowieścią dla dzieci o... życiu, właściwie.  Pozornie nie ma nic nowego w fakcie, że na filmie dla dzieci dobrze mają się bawić dorośli.  Nie piszę 'rodzice', bo coraz częściej chadzają na nie nieobdarzeni potomstwem pełnoletni.  Współczesne animacje wyzwoliły się bowiem z dziecięcego świata i raźnym krokiem, bezpardonowo wkroczyły na teren, na którym do niedawna nie gościły.   Wielopłaszczyznowość 'Odlotu' (dosyć niefortunny tytuł, kojarzący się z filmem Formana z 1971 roku) nie ogranicza się jednak do dwuznacznych tekstów, z których pod nosem rechocze starsza część widowni.  Tu decyduje doświadczenie.  Dzieci popatrzą na ten film oczami ośmioletniego Russela, dla którego Carl będzie trochę zgryźliwym, lecz dosyć ekscentrycznym staruszkiem; dorośli zobaczą w nim człowieka, który w pewnym sensie przegrał życie, lecz nie daje się do końca, wyzwalając.  I w warstwie 'dorosłej' "Odlot" jest dla mnie wzruszającym, aczkolwiek przygnębiającym filmem.  Ton nadaje pierwsza jego część, zlepek migawek z życia pewnego małego Carla, zanim stał się "starym grzybem Carlem Fredricksenem".  Miał ten Carl jednak pewne szczęście, które nie dane jest wielu - przez życie przeszedł z osobą, która dzieliła jego pasję.  Pasję do podróży.  Cóż z tego, jeśli życie minęło jak jeden dzień, młodość rozwiała się, zmieciona bagażem lat i monotonią dnia codziennego, a przyziemne problemy i drobne przeszkody nie pozwoliły na wyruszenie śladami biologa-podróżnika Charlesa Muntza, nawet poza granicę stanu.  Było - minęło - przepadło.  Nie pomogła amerykańska wizualizacja marzeń w postaci obrazka nad kominkiem.  Ten widok nie był dany ich oczom.  Nie zobaczył go Carl z Elą.  Ani Ela z Carlem.  Czy zobaczył to Carl?  Film pokazuje, że tak.  I to TAK jest właśnie wersją dla dzieci.  Optymistycznym przesłaniem, zawartym w haśle 'nie pora umierać'.  Ja w to nie wierzę.  To bajka.  

PS. Po filmie został nam Carl o lasce.  Wybrał go mój syn z menu Silver Screenu.  Obecnie Carl przebywa nad Vanna Falls.  Przygoda życia.

1 komentarz:

naczynie gliniane pisze...

Oglądaliśmy w weekend. We mnie ta scena, kiedy nagle zza domu wyłaniają się tysiące kolorowych balonów, wyzwala mnóstwo pozytywnych emocji:)