wtorek, 27 listopada 2012

PETTSON I FINDUS W OCZEKIWANIU

Photobucket


Pierwszy raz Findus z Pettsonem pojawili się w 1984 roku w Szwecji - kraju, w którym bohaterami książek dla dzieci są mamy w depresji, wymiotujące kuzynki, szalone krowy, staruszkowie z Alzheimerem, a ojcowie czytają gazety. W tej pierwszej "findusowej opowieści" zwykłe pieczenie tortu spowodowało zamieszanie równe przejściu tornada. Samo pojawienie się staruszka z kotem nie wywołało u nas burzy, bo i nie było się przeciwko czemu burzyć dwadzieścia lat później. O dziwo, wydawca (Media Rodzina) nie zachował oryginalnej kolejności ukazywania się polskich przekładów. Pierwsza opowieść (Urodzinowy Tort) u nas jest druga, ósma jest pierwsza (Kiedy mały Findus się zgubił). Obie w Polsce od 2006 roku. Całe szczęście autorka większości polskich przekładów (Barbara Hołderna) nie spolonizowała Szwedów, nie zrobiła krzywdy nazwisko-imionom głównych bohaterów (nie to co Amerykanie, Festus i Mercury, doprawdy!).

Przyznam, że nie od razu złapałam się na lep uroku tej pary. Niełatwo jest bowiem przejść przez kiczowate okładki, błyszczący papier i swoistą brzydotę całości (jeśli szuka się wysmakowanych form), zanim dotrze się do specyficznego poczucia humoru.



Tegoroczna Mikołajowa Maszyna, siódma z kolei opowieść, wydana po raz pierwszy w 1994 roku, u nas jest Niezwykłym Świętym Mikołajem. I tu się zmianie nie dziwię, nie mam pretensji do Magdaleny Landowskiej, wręcz dziękuję, gdyż tym razem pod płaszczykiem wiary bądź niewiary w Mikołaja (świętego lub całkiem laickiego) ukryta jest opowieść głębsza, nie tyle adwentowa, co przewrotnie religijna i mistyczna.

Są tylko 24 dni do Bożego Narodzenia. Trzeba "upiec pierniczki, posprzątać, ściąć choinkę, przygotować prezenty..."

- A dlaczego do nas nie przychodzi Święty Mikołaj z prezentami? - przerwał Findus.
- Święty Mikołaj? A co ty wiesz o Świętym Mikołaju? - Pettson ze zdziwieniem spojrzał na kota.
Nigdy wcześniej nie rozmawiali o Mikołaju - koty zazwyczaj świętują Boże Narodzenie bez Mikołaja. Ale Findus nie był przecież taki jak inne koty.
- Słyszałem, że dzieci mówiły, że Mikołaj przychodzi do nich z prezentami. Uważam, że do nas też mógłby przyjść - oznajmił Findus.
- No tak, ale może on wcale nie wie, że my istniejemy.
- Nie wie, że istniejemy? Przecież tu siedzimy!

Zawsze lubiłam koty, ich zwyczaje, charakter, "dotykalną niedotykalność", "nieobecną obecność", i swoiste poczucie humoru (!), ale w pewnym momencie zamieniłam kota na dziecko (brzmi dobrze, ale to częściowa prawda, alergia złośliwie wykształcona dwadzieścia lat temu trzyma nas od kota na dystans). Właściwie nic się nie zmieniło. Gdy czytam przeszkadzają, gdy śpię budzą (bo głodne), gdy patrzę zasłaniają, oddychają moim powietrzem, mruczą, łaszą się, pragną uwagi, ale gdy zawołasz, nie słyszą. Zgadza się. Zatem taki Findus właściwie jest Pettsona dzieckiem, grzeczniejszą odmianą Pinokia (koty nie potrafią być aż tak niewdzięczne), przyjacielem, którego głos słyszą tylko wtajemniczeni. A kot mówi, że chciałby dostać prezent od prawdziwego Mikołaja, zatem Pettson przyparty do muru (Jak mogę przekłuć tę bańkę wiary?) każe napisać mu list. Findus prosi, żeby wykaligrafować: 

N I E S P O D Z I A N K A .

Pettson WIE, że Mikołaj nie przyjdzie, ale nie chce rozczarować ukochanego kota, konstruuje więc mechanicznego mikołaja. Ma wyrzuty sumienia, bo kłamie ("to tylko podkładarka do drewna, żeby w piecu się paliło, gdy nas nie ma w domu"), ale czego się nie robi z miłości do kotów i dzieci. Tak upływają 24 dni.

Z rozdziału na rozdział (finał w siedemnastym) coraz bardziej zakrzywia się przestrzeń (od dawna już niespójna), opowieść niezauważalnie wypełnia energia niewiadomego pochodzenia, o różnych (podejrzanych zresztą) emanacjach. Dziwny sen, odrzucający komiwojażer, stuknięty listonosz, utalentowany rybak w lesie... Nic dziwnego, że tym razem kury gdaczą z rzadka, mukle zadekowały się pod podłogą, a sąsiedzi nie złażą się tłumnie.




Sven Nordqvist, dziecko rozwodników, z wykształcenia jest architektem, ponieważ uparcie odrzucano go ze szkół artystycznych. Fascynuje go stolarka i maszyny. Dzięki temu sama banalna opowieść o tworzeniu mikołajowej maszynerii nie tylko nie nuży, ale i nie zaskakuje drażniącymi niekonsekwencjami, czym niechybnie zyska sobie aprobatę słuchaczy zainteresowanych wynalazkami. Nowa tłumaczka nie psuje przyjemności płynącej z głośnego czytania (za co serdecznie dziękuję), więc żeby nie było za różowo, zepsuł nam ją częściowo papier (kredowy) fatalnie odbijający światło. Co i rusz, któreś z mojej dwójki dzieci siedzących po dwóch stronach narzekało, że "nic nie widzi" (nie jest to papier "przyjazny dla oczu"). Właśnie! Trzy pary oczu śledziły tę opowieść, każda w innym, dosyć odległym wieku. Jeśli szukacie więc czegoś, co można czytać przez kilka przedświątecznych wieczorów z dziećmi w różnym wieku, nowy Findus jest perfekcyjny. A jeśli do tego szukacie opowieści przepełnionej cudowną energią, w której nie padają słowa "Bóg", "Jezus" i "Matka Boska", to właśnie dla Was jest ta książka. Ale Niezwykły Święty Mikołaj jest także dla wierzących, którzy z każdym następnych rozdziałem będą mieli okazję obserwować wiarygodną, aczkolwiek nieoczywistą wizję częściowej przemiany zatwardziałego agnostyka.

Od dzisiaj czekam na Święta.

PhotobucketNiezwykły Święty Mikołaj
Sven Nordqvist
tłum. Magdalena Landowska
stron 139
format 19,5 x 25,5 cm
okładka twarda
wyd. Media Rodzina 2012





Wydawnictwu dziękuję za udostępnienie egzemplarza.





BONUS #1:
Oryginalna findusowa kolejność:
1984 - Tort urodzinowy
1986 - Polowanie na lisa
1988 - Goście na Boże Narodzenie
1990 - Rwetes w ogrodzie
1991 - Biedny Pettson
1992 - Pettson na biwaku
1994 - Niezwykły Święty Mikołaj
1996 - Minuta koguta
2001 - Kiedy mały Findus się zgubił
2004 - Pettsons och Findus kokbok (niewydana)
2012 - Findus flyttar ut (niewydana)

BONUS #2:
Petsonowa strona.

12 komentarzy:

zakładka pisze...

A ja ciągle czekam na książkę kucharską Findusa, chyba już coraz bliżej.

Bazyl pisze...

Kiczowate okładki?! A w życiu! Z tym, że mówię to z pozycji osoby, która nawet zaatakowana i sponiewierana przez wysmakowaną formę, nie mogłaby jej opisać policji :) A papier faktycznie szkli się, jak psu, erm, nosek. Ale w moich biurowych jarzeniówkach nie daje efektu lustra. Ciekawe jak przy lampce? A w ogóle, to byłby już ten Mikołaj, bo się lektury doczekać nie mogę :D

MAMATYKA pisze...

Kupiłam pod choinkę, ale byłam niespokojna - jak to jest z tym Mikołajem - moja młodsza córa wierzy, a starsza pilnuje, aby jeszcze chwilę to trwało. Po przeczytaniu Pani słów odzyskałam spokój.

momarta pisze...

Pędem nabędę! Już zaczęłam się martwić że w tym roku nie mam nic nowego i fajnego na Adwent, a tu proszę:)
My na razie czytaliśmy dwie części historyjek o Pettsonie i Findusie, i jeszcze się nie zaadaptowałam do ilustracji. Za to do tekstu - niemal od razu!

Pani Zorro pisze...

Zakładko! Sama jestem ciekawa, co takiego oni mogą gotować. Tu jedzą tylko kaszkę (post?). ;-)
Bazylu! Rozumiem, że na Mikołajki szykujesz książkę? To się najlepiej czyta PRZED świętami. A okładki SĄ kiczowate, mają bowiem WSZYSTKO.
Mamatyko! Zapomniałam! Miałam napisać, że do idealna lektura dla dzieci na rozdrożu. Mój syn "nie wierzy", ale ma wątpliwości. Kłóci się z młodszą siostrą o tego Mikołaja. Lektura nie rozczarowała nikogo.
Momarto! Czeka Cię dużo czytania. :-)

zakładka pisze...

Na pewno jest przepis na tort naleśnikowy:) I pewnie inne szwedzkie specjały. W wykonaniu Pettsona- pewnie bezcenne.

Bazyl pisze...

Przed świętami, czy przed Mikołajem, bo to zasadnicza różnica? :) A pojęcia okładkowego kiczu przez manie WSZYSTKIEGO, nie pojmuję :)

Pani Zorro pisze...

Czytanie między Mikołajkami a Świętami jest OK. Okładka (nie tylko ta), sam zobacz - i border, jeden drugi, i napis taki siaki, i ilustracja, dużo kolorów, i ogólnie dużo wszystkiego, "na bogato" w wersji lata 80.
A tak poza tym: nowy Findus i Pettson także są w puli książek "do wylosowania" - TU, na Facebooku Zorro.

Cojawyprawiam pisze...

"Nie wie, że istniejemy? Przecież tu siedzimy!" <3

A okładka "na bogato", wygląda mi na aluzję do świąt, które zazwyczaj kojarzą się obficie i nierzadko kiczowato. Mi tam się ona podoba, ale ja lubię świecidełka i aniołki i mikołaje, więc może powinnam siedzieć cicho :)

Bazyl pisze...

Ale pewna niedbałość, to cecha flagowa tego duetu. A dużo kolorów i szczegóły, to z kolei cechy ilustracji Nordqvista. Można lubić, można nie :) A podwójna ramka faktycznie do bani :)
PS. Na FB walczę, ale sporo rodzynek z puli mam :D

Pani Zorro pisze...

Wszystkie okładki Pettsonów takie są.

zimowa pisze...

A ja lubięęęęę!!! Okładki, ilustracje Svena - lubięęę!!! :D I się szczerzę w dowód. ;) To prawda, że jest tam wszystko, ale ile nowych szczegółów można znaleźć czytając kolejny raz.
I chcę mieszkać w takim domu. Mogę nawet z nimi mieszkać. ;)
Mój 9- i 5 latek uwielbiają, więc mamy Petssono-finduso-manię w kumulacji.
TO jedyna część jaką przegapiliśmy, ale zapewne nadrobimy przy najbliższej okazji, albo i nawet bez okazji.
Pozdrawiam :)