Mamy przecież książki dla dzieci na co dzień i to w dużych ilościach. W ilościach całkowicie absurdalnych wręcz. Mówię to za siebie i za was, bo jeśli tu wchodzicie, znaczy, że nie pozostajecie obojętni wobec ich urody. Problem jest innego rodzaju: jak tu się oprzeć kolejnym zakupom... Trudno, przyznam. Tym bardziej, że jest z czego wybierać, nie tylko w światowym repertuarze, ale i w polskim. Szczególnie dzisiaj, gdy wydawnictwa kuszą promocjami. Aktualne mamienia można znaleźć dzisiaj na profilu Znaku Zorro FB. Mamienia zawsze aktualne znajdziecie na 1x365, czyli wirtualnej półce z książkami. Selekcja obrazkowa, za teksty nie zawsze ręczę, bo czasem zaślepia mnie uroda wizualna. Dzisiaj można się bezkarnie chwalić. Zatem, z czego jesteście najbardziej dumni? Co stanowi kwiat waszej kolekcji?
* * *
Kto to w ogóle wszystko wymyślił? Nie książkę obrazkową, tylko ten dzień, ten kolejny powód do kupowania książek i ich czytania? IBBY - International Board of Books for Young People. W 1967 roku. Wybrano 2 kwietnia, bo to urodziny Hansa Christiana Andersena, człowieka, który szukał swej drogi w życiu, aż znalazł ją w baśniach dla dzieci.
Zatem porozmawiajmy o Andersenie.
Podobno uważał, że jest brzydki.
Podobno nosił przy sobie sznur, na wypadek, gdyby wybuchł pożar i trzeba by się ewakuować.
Podobno był nieślubnym synem króla Chrystiana VII Oldenburga, który uważał, że niemodne jest kochać własną żonę, więc nie czynił tego.
Podobno pierwszego dnia mego istnienia ojciec siedział przy łóżku i czytał na głos Holberga, ale ja przez cały czas płakałem.*
Jak większość utalentowanych twórców kultury dla dzieci, uważał, że nie tworzy wyłącznie dla najmłodszych. Zawsze wolałam opowieści Andersena, od tych snutych przez Grimmów. Szlochałam w duszy na myśl o dziewczynce z zapałkami, a wyglądała ona dokładnie tak jak wydaniu zilustrowanym przez Szancera. Jeśli bowiem Andersen to tylko Szancera. Tylko Jan Marcin zachwycał się JANEM Christianem. Jeśli dziewczynka z zapałkami, to tylko jak napisał ją po polsku Jarosław Iwaszkiewicz.
Niedawno odnaleziono jeden z jego pierwszych utworów.
Ale plakatem to się IBBY nie popisało...
* Baśń mojego życia. Andersen. Autobiografia, Ravi, Łódź 2003, str. 10
7 komentarzy:
Ja w końcu odważyłam się zaszaleć i zamówiłam wymarzone, trzytomowe, pięknie ilustrowane wydanie Baśni Andersena - nic to, że obwoluty mocno nadgryzione zębem czasu:) A że było mi mało, to jeszcze z rozpędu dorzuciłam dwutomowe wydanie Baśni braci Grimm. I tym sposobem uczciłam dzisiejsze święto. Na zakąskę już niestety nie starczy:)
Gratulacje!
Też wolę Andersena niż braci Grimm, że o Perraulcie nie wspomnę. I też koniecznie z ilustracjami Szancera - miałam to samo wydanie "Baśni" i też właśnie ono ukształtowało mój bajeczny świat:) Szancer był w ogóle niezwykle sugestywny - zawłaszczył mi także więcej niż połowę Brzechwy (Akademia Pana Kleksa, zbiór wierszy w których pojawiały się niezwykle piękne postaci kobiece o talii wąskiej niczym u Scarlett O'Hary).
Co zaś do dumy, chluby i kolekcji: u mnie zdecydowanie książki, w których tworzeniu maczał palce mistrz Butenko! Mam ich całkiem sporo, niektóre w opłakanym stanie, ale każdą wielbię i staram się tym uwielbieniem zarażać i moje dzieci.
Mnie też dziś wzięło na wspominki. Ja jednak mam zwykle mieszane uczucia... jak na huśtawce. TO nóżki prosto i wzbijam się w górę (na wyżyny nieopamiętanego kupowania księgarnianego a każda książka uśmiecha się do mnie i widzę nagle wszystkie te z listy must have). TO znowu nóżki ugięte i spadam w dól na łeb na szyję a za mną książki - koszmarki w zawsze słusznych podstawowych barwach z postaciami o okrągłych buźkach kupowane brr.. namiętnie przez babcie bo oj popatrz jaka kolorowa :))
Muszę jednak przyznać, że "Królową śniegu" ciężko się czyta w wersji z 1976 roku...
Ale w wersji współczesnej z hipermarketu nie lepiej ;)
Zapewne jest to to samo nieredagowane tłumaczenie z "dawnych czasów".
Prześlij komentarz