Uprzejmie donoszę, co następuje:
W piątek 5.04.2013 we Wrocławiu obradowało jury powołane do kwalifikacji 15-osobowej drużyny narodowej, mającej reprezentować Polskę na 24. Biennale Ilustracji w Bratysławie BIB 2013.
Jury w składzie: Prof. Ludwik Żelaźniewicz - przewodniczący, Monika Obuchow, Tomasz Broda i Anita Wincencjusz-Patyna wskazało na ilustracje autorstwa (kolejność alfabetyczna):
1. Jana Bajtlika
2. Katarzyny Boguckiej
3. Iwony Chmielewskiej
(Cztery zwykłe miski, Królestwo dziewczynki)
4. Agaty Dudek
(Tajemnica Malutkiej)
5. Tomka Kozłowskiego
6. Ewy Kozyry-Pawlak
(Księżniczka Koronka i książę Hafcik, Kaczka Dziwaczka)
7. Agaty Królak
8. Marianny Oklejak
(Bum! Bum!! Bum!!!, Jestem miasto. Warszawa)
9. Pawła Pawlaka
10. Roberta Romanowicza
(Ziuzia)
11. Piotra Sochy
12. Marianny Sztymy
(Oto kot, Zajączka)
13. Marty Szudygi
14. Aleksandry Woldańskiej-Płocińskiej
(Drugie urodziny prosiaczka, Zwyczajny dzień)
15. Magdy Wosik
Zanim jury w Bratysławie zobaczy to, co zostanie przysłane z Polski, wy możecie zobaczyć, klikając na tytuły książek.
A jako że mam akurat do oddania jedną z książek, czytelnik lub czytelniczka, która/y wpisze w komentarzu najbardziej frapującą odpowiedź na pytanie wielostopniowe: "Czego właściwie oczekuje [on lub ona, tenże czytelnik, czyli wy] po książkach obrazkowych, czego w nich szuka [ten sam czytelnik lub czytelniczka] i jaki styl ilustracji, rodzaj narracji najbardziej mu/jej odpowiada?", dostanie książkę Marcina Szczygielskiego Czarownica piętro niżej. Ilustracje, jak widać powyżej, Magda Wosik. Zachęcam, dobrze się bowiem czyta, nie tylko ogląda, a to nie zawsze się zdarza. Zwycięzcę wyłonię ja, czyli Pani Zorro. Słucham...
25 komentarzy:
Można powiedzieć, że kolekcjonuję ilustrowane książki dla dzieci, Niezwykłą frajdą jest dla mnie kupno każdego kolejnego, wymarzonego tytułu. Każda z tych, które wybieram to dla mnie artystyczne przeżycie, spotkanie z ilustratorem i przyjemność jaką daje mi oglądanie jego pracy. Moja ostatnia miłość to prace Marianny Oklejak- zachwycają mnie kolory jej prac ta charakterystyczna kreska. Na zawsze pozostanę też fanką Mizielińskich, Ignerskiej, Olech i wielu innych. Pozdrawiam i życzę wielu inspirujących postów!
On oczekuje albo doznań estetycznych kompatybilnych z własną, przaśną estetyką, albo jaj. Na resztę pytań nie potrafię odpowiedzieć, bo moja przaśność objawia się między innymi brakiem w zasobie słownictwa terminów pozwalających na określenie jaki odpowiada mi styl narracji :D
W książkach obrazkowych szukam ... obrazu. Wiem, banalne. Szukam opowieści jako całości z przemyconą symboliką. Opowieści niebanalnej, oryginalnej, która mnie zaskoczy, uwiedzie. Jak książki Iwony Chmielewskiej. Książki która nie znudzi mnie, malucha i starszaka. Bo książki czytamy razem i tylko taka forma mi odpowiada. Książki na długo ciągnące się dyskusje w zaciszu naszego (rodziców) łóżka. Także takiej, która nas zainspiruje, czy to do zgłębienia tematu, własnych interpretacji, eksperymentów. Uwielbiam ilustracje minimalistyczne. Na wielkiej białej kartce czai się drobna korona (Woldańska - Liczby kultury) albo wręcz przeciwnie na czarnej stronie tylko kilka słów (Yokococo - Hans i Matylda). Zupełnie niespodziewanie odkryłam, że lubię mroczne kolory w ilustracji dziecięcej. W życiu bym się o to nie podejrzewała, bo otaczam się raczej wesołymi barwami. Ale Wojtek spod Monte Casino zwrócił moją uwagę natychmiast po spojrzeniu na półkę w księgarni. Jest jeszcze czcionka. Pisana jakby ręką dziecięcą albo wręcz geometryczna. To lubię. Słowo ma podążać za obrazem ale nie wlec się w ostatniej parze. No i rymnęło mi się na koniec :)
Zapomniałam dodać do kiedy można się zwierzać: jest to koniec tygodnia. Wyniki w przyszłą środę. Ciekawi mnie, co powiecie.
Ja oczekuję... odwagi chyba. Śmiałych form, nieoczywistych rozwiązań, powiązań i nawiązań. Prostoty. Pięknych kompozycji okraszonych ciekawą czcionką. Wyobraźnio-pobudzaczy zamiast rozleniwiaczy. Czegoś, co przyciągnie moje wymięte matczyne gałki oczne, ukoi je ekonomią w barwach i kształtach, a zarazem przyciągnie uwagę syna, sprawi, że będzie chciał przewracać kolejne strony. Tak, tak, w końcu prawie wszyscy oszukujemy nasze szczuplejące portfele, że "to przecież dla dziecka, oszczędzać się nie godzi...".
oczekuję, że mając w poważaniu domniemaną inteligencję młodych i starych czytelników nikt nie będzie mi mydlił oczu ilustratorskimi sztuczkami, trikami i kolorowym blichtrem, ani groził autorskim i moralizatorskim paluchem. oczekuję obfitej dawki absurdu, humoru (również czarnego), poetyczności, ale bez cukru i posypki, a w ważnych sprawach - powagi, odrobiny przewrotności, dystansu i mimo wszystko koloru, no i szacunku dla czytelnika. wszak dzieciństwo (jak i rodzicielstwo) to nie tylko spacer po tęczy, ale też orka na ugorze.
pozdrawiam pani zorro!
Chciałbym, by ilustrowane książki dla dzieci podobały się nie tylko im i ich rodzicom. Dla mnie ilustracje nie powinny być li tylko ładnymi obrazkami. Powinny być obrazami, które można by zawiesić w galeriach, które chce się mieć na ścianie, a nie tylko w książce. Powinny uwrażliwiać na piękno i sztukę. Takie małe dzieła stworzył według mnie Stasys Eidrigevicius w książce "Z powrotem". Obrazki powinny nie tylko współgrać z treścią, powinny ją współtworzyć, być pożywką dla wyobraźni. Do dziś pamiętam wydanie "Niekończącej się historii" z pięknymi szaroniebieskimi ilustracjami. Gdy czytam nowe wydanie, to ta książka nie jest już tak piękną podróżą, jak kiedyś... Tak samo nie wyobrażam sobie sagi o Muminkach bez ilustracji autorki.
Wiem, że piszę o bardziej dorosłych książkach, ale póki co nie mam jeszcze dzieci. ;)
Razem z moją 5 letnią córą lubimy ilustracje, przy których zatrzymujemy się na dłużej - pełne szczegółów oraz zabawne (np. Sven Nordqvist, Korky Paul). Ciepłe jak u Ilon Wikland. Jeśli prostota i pomysł to autorstwa np. Iwony Chmielewskiej. Jeśli ksiązka bez tekstu - to z ilustracjami The Tjong - Khinga. Do śmiałych form córa dojrzewa. Jeśli o narrację chodzi to ma byc wartka i współgrająca z obrazkami.
Oczekuję po książkach obrazkowych więcej niż jedynie prostolinijnego wyjaśnienia dla słów. Oczekuję tam drugiej historii. Ala nie musi mieć kota, a Dorota niech nareszcie zmieni to palto, bo przetarte na łokciach.
W dzieciństwie orwo-color, z domu na końcu wioski, chodziłam bezpańsko polami wysokiego zboża; skryta po czubek głowy, zbierałam brudne kamienie i najmniejsze kwiaty, odpowiednio niewidoczna, dziewczynka bez decorum.
Potem zbierałam stare zielniki pełne rycin kwiatów i nasion, zbierałam znaczki i papeterie, widokówki i puszki po Fancie, sroka PRL-u; teraz zbieram internet, obrazy i słowa. W głowy dzieci wkładam ruchomy alfabet i kolory, składają z niego błyskawicznie samoloty i księżniczki, uczę jak dzięki literom i obrazom mieć więcej siebie. Wspólnie z dziećmi wyszukuję książki przejmująco ilustrowane, skromne, zarysowane pojedynczą chwiejną kreską, i rozrastające się w głąb koloru, piękne, dziwaczne, krzywe, ze zniekształconą perspektywą i skalą.
Ilustracje do książek dla dzieci lubię najmocniej za niesubordynowane zstąpienia stylu, gdzie nikt nie protestuje, wszyscy obrywają po równo w tak-już-jest-i-koniec, głowy są duże jak moja i nie mieści się na nich berecik, szyje smukłe jak łodygi, a ziemia jeszcze nie jest okrągła. Drugie wrysowanie świata. We własnej bibliotece trzymam wszystkie książki świata, staranne zadki Vonneguta i powieści graficzne, od Fun Home po Color Trilogy. Abonuję w strumieniach informacji zeskanowane średniowieczne iluminacje i lubię oglądać Chimerę Miriama - wariacko drogi japoński papier po ponad 100 latach wspaniale wygląda w czytelni.
Ilustracje to moja druga, równoległa biblioteka. Muszę mieć co czytać z ruchu kresek. Przy ogromie i odgromie niezwykłych ilustratorów ogromnie brakuje mi w książkach typograficznego taktu i wdzięku, tu jest jeszcze wiele do zrobienia, dla mnie krój czcionki przesądza niekiedy o tym, czy książka może iść ze mną do domu.
Tak łajdacko zbiegłam po wszystkich stopniach pytania, że puenty nie będzie, zgubiłam ją w sposób regulowany międzynarodową konwencją obuwniczą dla literatury dziecięcej :-) Pozdrawiam :-)
ps. Kocham Franco Matticchio.
Od książek obrazkowych oczekuję wciągającej wizji. Przy tym czasem może to być zauroczenie od pierwszego rzutu oka, a czasem powolne przyciąganie krok po kroku. To, jakie ilustracje mi się podobają, jest nieraz zaskoczeniem dla mnie samej. Niby skłaniam się ku klasycznemu rysunkowi, a polubiłam bardzo – z czasem - barwne plamy i prostotę „Orzechowego łasucha”. Jednak moim największym odkryciem jest Iwona Chmielewska. Po raz pierwszy zetknęłam się z jej ilustracjami w zbiorze baśni wydanym przez Arkady (ilustrowała baśń o Pięknej i Bestii) i wpadłam z kretesem…
Lubię ilustracje, które nie podobają się dorosłym. Nie, żebym jakoś specjalnie nieletnia była, ale widocznie zatrzymałam się na tym etapie rozwoju. To są takie ilustracje na widok których dorośli mówią: co to za gryzmoły, ale paskudne, nic nie rozumiem, albo co gorsza spluwają z obrzydzeniem. Są na nich na przykład owady, które patrzą, czują, żyją, łypią okrągłymi ze zdumienia oczami, szeleszczą odnóżami i chitynowymi pancerzykami. Ogórek rozważa jakiś egzystencjalny problem, zanim go na amen ukiszą. Tak rysuje na przykład młoda zdolna Emilia Dziubak. A Jeremy Holmes rozbawił mnie muchą podróżującą w trzewiach pewnej staruszki.
Zachwycają mnie ilustracje piękne w swej brzydocie, są jak senny koszmar albo majaczenie wariata, pojawiają się straszne gęby i wynaturzone postaci rodem z najgorszego horroru. Coś oślizgłego wytacza się ze zmurszałego grobu a wampir wyciera zastygłą na brodzie krew. Taki jest właśnie Fernando Falcone, uwielbiam, gdy mnie straszy! Jest doskonałą odtrutką na słodkiego Disneya, gdzie od różowości i cukierkowych kolorów można dostać mdłości. Nieoczywiste, oniryczne wizje, mroczny klimat i bladolice dziewczątka o złych zamiarach pląsają też u Nicoletty Ceccoli. Chciałabym, żeby zilustrowała okrutne baśnie braci Grimm.
Cenię też klasykę, Wielkich Mistrzów Ilustracji: Wilkonia, Butenko, Boratyńskiego, Pokorę, Grabiańskiego, Szancera. Miłość do tego ostatniego przekazała mi moja pani od polskiego w podstawówce, zadając nam specyficzne zadanie domowe: mieliśmy przynieść na następną lekcję książki przez niego ilustrowane. Jan Marcin Szancer przez wiele lat pozostawał dla mnie ojcem krasnoludków z książki Marii Konopnickiej. Podobają mi się jego wysmukłe, wiotkie i eleganckie postaci, delikatnie przyprószone kolorem. U Butenki zachwyca mnie dowcip ukryty w rysunkach, emocje oddane za pomocą kilku kresek i ta dziecięca radość emanująca z każdej postaci. U niego nawet przestępcy budzą sympatię. Boratyński to magia brudnych, ciemnych barw.
Wreszcie lubię ilustracje przekorne, gdzie nic na pierwszy rzut oka nie stoi na swoim miejscu, kolory wyglądają jak dobrane przez daltonistę, szczegóły anatomiczne pewnie malował Picasso, a pijana perspektywa stoi na głowie. I takie, co przypominają papier toaletowy z Peerelu, uformowany z kawałków wciąż zdatnych do czytania gazet: ilustracje w formie kolaży, zlepków różnych materiałów niedbale poprzyklejanych. Lubię, gdy ilustracja jest sztuką i odwrotnie – tu prym wiedzie Statsys.
Wpadam w zachwyt na widok ilustracji, które nie udają, nie chcą się na siłę przypodobać czytelnikowi, nie próbują się podlizywać oczywistościami, nie mamią obietnicą kolorowych rajów, ale rozwijają i stymulują wyobraźnię. Nie muszą być kolorowe, mogą być czarno-białe, powinny opowiadać odrębną historię, iść swoją własną ścieżką - są podróżą i zachwytem.
Nie będę miała łatwego wyboru, tyle wam powiem.
Jeszcze 4 lata temu nie szukałam w książkach dla dzieci niczego szczególnego. Ot tam szukałam bajeczek, wierszyków i obrazeczków...
Przypadkowy artykuł w dodatku do Polityki o książce obrazkowej i zakupy w wydawnictwie Hokus pokus polecanym w tymże sprawiły, że zaczęłam nowe życie czytelnicze.
O, teraz szukam! Szukam opowieści malowanych obrazem, gdzie słowo jest uzupełnieniem jak napisy w niemych filmach. Książki, które mogę przeczytać niemal tylko patrząc wzruszają mnie, nic nie poradzę :). Zaczęło się od "A ja czekam"
Poza wzruszeniami (jak wyżej) szukam w zapowiedziach wydawniczych ilustracji Evy Eriksson, twarze przez nią stworzone towarzyszą mojej córce niemal od kolebki (seria o Maksie) i mam nadzieję na jeszcze wiele, wiele więcej.
Szukam, szukam, kupuję. Nowe regały też wciąż. Wessała mnie książka obrazkowa, nurkuję sobie radośnie w zasobach moich półek (czyli półek mojej córki), cieszę się tą niespodziewaną przygodą. Niech trwa.
Sięgając po książkę obrazkową wierzę,że doświadczę czegoś konsekwentnie rozwijanego i ambitnego, ucieczki od natrętnej dosłowności, zadziwienia pomysłem - zaskoczenia wzmacniającego inność. Odmienności na tyle silnej, że poruszy i zostanie ze mną na dłużej, nienachalnie, lecz wyraziście pokaże, że można (a często i warto!) inaczej patrzeć. Coś co najbardziej przypomina mi katharsis czy kabałę.
Szczególnie lubię książki osobiste, dojrzałe, nastrojowe; raczej ascetyczne niż przegadane, koniecznie konsekwentne. Takie, które mnie podprowadzą do furtki (za nią odkryję Coś Ważnego), zmienią, sprowokują do samodzielnych kroków. Niedopowiedziane, bo często miej tak naprawdę oznacza więcej! Ważne, by pozostawiały dla mnie dużą przestrzeń, nie wszystko za mnie mówiły, były poetyckie również metaforą czy wyważeniem środków.
Lubię, gdy są dopracowane w detalach, burzą nudę, angażują mnie umysłowo - poprzez rozsianie znaków i symboli prowokują do rozwiązywania nieoczywistej zagadki, pełnej kontekstów i nawiązań, a jednak uniwersalnej. Po ich lekturze snuję refleksje, myślę, a ten stan szybko nie gaśnie. Uskrzydlają, upiększają. To taka pracowita wielopoziomowa fontanna przyjemności - estetycznych, duchowych, intelektualnego zmęczenia. Satysfakcja z intrygującego i inspirującego dialogu - wymiany myśli.
Takie książki są na tyle intymne, że najpierw wolę je czytać sama, dojrzewam; każda kolejna lektura pozwala dostrzec coś więcej. To furtka dla wszystkich - dużych i małych; nawet wymiana polekturowych wrażeń z dzieckiem rozkwita niedostrzeżonymi znaczeniami!
Jeszcze 40 minut... Zachęcam do wywodów na temat książek. :)
No i niebawem wyniki. Czuwajcie!
Może już? Bo choć nie mam wielkich nadziei, to za chwilkę strzeli mi guma w majtach od tego czekania :D
Drogi Bazylu! Toć to nie środa. :)
Niech będzie, ale wisisz mi gumę :)
Drodzy Czytelnicy i Opowiadacze Obrazu! Nie miałam łatwego wyboru, ale cieszę się, że coraz swobodniej mówi się u nas o tym, co widzialne, a transparentne zdaje się być (a przecież nie jest). Jednoosobowo i całkowicie subiektywnie zdecydowałam się podarować książkę katachhrezie. Dziękuję Wam wszystkim za zaangażowanie i chwilę zadumy nad. Obiecuję, że niebawem znowu coś wyskrobię i zadanie wymyślę godne moich czytelników. Pozdrawiam! Pani Zorro
Bardzo dziękuję, cieszę się strasznie z tak fenomenalnego towarzystwa w komentarzach i fantastycznych tekstów - Ola, lasche, Monika, Fantazjana, Za Złotą Bramą, anieczytanie.tumblr.com - masa krytyczna wyborów książek, myślę, że mamy dużo podobnych książek na regałach. Ogromnie się cieszę, że pojawiło się "Z powrotem", uwielbiam ilustracje do tej książki. Pozdrawiam Wasze obrazkowe biblioteki :-)!
Dziękuję za wyróżnienie, szanowna Pani Zorro, to dla mnie zaszczyt i gryzienie paluszków w oczekiwaniu na werdykt - a co.
POzdrowienia!
Szanowna Pani Zorro, absolutnie satysfakcjonujący werdykt. Zabawa była pyszna.
Taaak!!! Wymiana myśli była inspirująca, cenna - proszę o kolejną zachętę;)
To ja czekam na tego maila z danymi. :)
Aaaaa. Już piszę!
Prześlij komentarz