wtorek, 22 czerwca 2010

Britannica Discovery Library

Do zrecenzowania encyklopedii dla dzieci Britannica Discovery Library skłoniło mnie przede wszystkim źródło, czyli Britannica - marka sama w sobie.  Po drugie zainteresowanie, które pojawiło się na forum o książkach.  Po trzecie cena wydawnictwa, niebagatelna.  Dzięki profesjonalnemu wydawcy, czyli Kurpisz Publishing House mogę przedstawić tę serię.


Książek jest 12 i jak zapewnia wydawca każdy z dwunastu tomów serii Britannica Discovery Library został tak zaprojektowany, by dzieci bawiąc się poznawały jednocześnie otaczający je świat.  Tymczasem według mnie największą zaletą, a jednocześnie wadą jest to, że książki są dwujęzyczne.  Zaletą, bo dla rodziców zakochanych w melodii języka angielskiego będzie to pozycja podstawowa, wadą, bo polski tekst został zepchnięty na margines.  Widać to nie tylko w rozkładzie i rodzaju liter (angielski tekst jest pogrubiony, podczas gdy polski jakby za nim 'podąża'), ale także w tłumaczeniu.  Nie ma żywości i naturalności naszej mowy, co podkreśla bliskość angielskiego oryginału.  Dwujęzyczna wersja jest bezlitosna dla tłumacza, zdradza bowiem wszystkie niedociągnięcia, wytyka błędy.  I tak w tomie 3 (jednym z bardziej udanych):  'In the town centre, off to school, or hurrying home - everyone has got somewhere to go', zostało przetłumaczone na 'Do centrum, biegiem do szkoły albo prędko do domu - każdy dokądś zmierza.'  Tymczasem dobrze byłoby wcześniej zastanowić się nad sensem zdania i tym, co w nim stanowi szkielet, a jest to konkluzja:  W centrum każdy, gdzieś (dokądś) pędzi.  Z wtrąceniem:  Do szkoły lub do domu.  Jak wiadomo angielski i polski dzieli przepaść strukturalna, a jednak zdania w książkach - jak Biblia - tłumaczone są prawie 1:1.  "So many people in such a hurry!  Tylu ludzi w takim pośpiechu!"  Lub z tomu 9:  "Babies who are deaf cannot learn words by listening to people talk.  Małe dzieci, które są głuche (!), nie mogą nauczyć się słów, słuchając, jak mówią inni."  Pastwić się można długo.  Mam nadzieję, że oprócz filozofii na UAM, tłumaczka przynajmniej zaczęła studium języka angielskiego...

The World Around Us / Świat wokół nas - Patricia Dell / Johanna Boccardo
  
Do każdej książeczki dołączona jest płyta.  Na niej lektor z brytyjskim akcentem czyta angielski tekst z książki.   Dla uczących się angielskiego niewątpliwą atrakcją będzie wysłuchanie nagrania z prawidłową wymową.  Próbka na stronie wydawcy.   Dla innych służyć będą jako nagrania relaksacyjne, bowiem po wysłuchaniu jej poczują "jak bardzo ciężkie są ich powieki, a ręce bezwładnie opadają wzdłuż ciała."  Płyta bowiem w moim odczuciu ma duży potencjał terapeutyczny.  Nawet ta, dołączona do książki o dźwiękach, nagrana jest ze stoickim spokojem i tą samą rozluźniającą muzyką w tle.  Zupełnie w oderwaniu od tego, co dzieje się w warstwie graficznej książki.

A dzieje się wiele.   Tylko 4 z 12 tomów ucieka kiczowi i ilustracyjnej mizerii.  Wiadomo - jest dla dzieci, musi być kolorowo i prosto.  Buzie uśmiechnięte, głowy duże, dzieje się!  Wiele mówiący jest fakt, że ilustratorem książek nr 5 (Zwierzęta) i 6 (Kolory) była... firma, specjalizująca się w sprzedaży gotowych formatów!  Oto fragment z ich stronyWe understand the mass market segment as well as the pricing structure that drives it, so we keep innovating products for our clients to meet their pricing needs. We have made innovations for several formats that work in the mass market.  Zwięźle i na temat.  Mamy doczynienia z masówką.  W pewnym sensie pozytywnie, ponieważ jeśli wiedza i kultura mają docierać do mas, czemu mamy się boczyć na formę?  Niestety w wielu sytuacjach forma jest kluczowa, tym bardziej, że pod dobrą marką oczekujemy dobrej formy.  Mizerię to my sobie zrobimy na letni obiad.

W tym kontekście warto zacytować tekst ze strony Britannicastore:
Britannica offers quality products, guaranteed to bring knowledge and learning to your door. In fact, we are so proud of the products we sell, we guarantee you will learn something or your money back.

Ale, żeby nie było, że tylko narzekam.  4 z 12 tomów da się oglądać bez zgrzytania zębami.  No, może jeszcze 7 i 8, jeśli jest się wyjątkowo tolerancyjnym.

Nr 3 Ludzie i miejsca
Nr 4 Świat wokół nas
Nr 9 Słowa
Nr 10 Liczby

Niestety i te tomy ucierpiały językowo...

Ciekawy mógłby być ostatni tom, czyli "Gry i zabawy", bo jest w nim kilka udanych pomysłów na zajęcie dzieci.  Jednak już sama okładka odstrasza od zajrzenia do środka, a w środku totalny galimatias graficzny.



Reasumując, jeśli jesteście rozpieszczeni przez Larousse'a lub Lektorklett, będziecie zawiedzeni (a może nawet wściekli).  Jeśli jednak wspomniane rzeczy są dla was zbyt wyszukane, Britannica dla dzieci będzie jak znalazł.  I to wrażenie, że język angielski sam wejdzie dzieciom do głowy.  Polskiego przecież i tak się nauczą...  Gdzie indziej.  Tym bardziej, że w tomie 'Słowa' przedstawiono jedynie angielski alfabet.

A na koniec przedsmak tego, co osiągnięcie po przesłuchaniu wszystkich dwunastu płyt.




Britannica Discovery Library
Wersja angielsko-polska
Tom 1-12
autor:  Pamela Dell
ilustratorzy:
Kezia Terracciano (1, 2)
Johanna Boccardo (3,4)
Repro India Ltd (5, 6)
Joseph Taylor (7,8)
Carrie Hartman (9, 10)
Jerry A. Kraus (11)
Rick Incrocci (12)
tłumaczenie:  Marta Bręgiel-Benedyk
wydawca:  Kurpisz Publishing House
Wydanie I
Poznań 2009

4 komentarze:

Delie pisze...

Trochę ich zmiażdżyłaś;)

Lunatica pisze...

Hmm... stałam przed nimi ostatnio i dumałam - kupić, czy nie kupić? I nie kupiłam. Może kiedyś... a teraz faktycznie pozostaniemy przy pozycjach z "L" i "L" :-)

Pani Zorro pisze...

To wydanie jest niemiłym zaskoczeniem i obrazuje podejście do polskiego czytelnika. Odłóżmy na bok stronę wizualną. Ciekawa jestem,jak zareagowałby angielski rynek na książkę pseudopoangielsku. Całe szczęście można kupić jeden tom, z tych 'lepszych' i przekonać się na właśnej skórze. Zakończę cytatem: 'Jestem po prostu mną.'

aneta pisze...

O, dzięki. Kłopot z głowy:))