sobota, 23 lipca 2011

Księżniczki i smoki

Siedem księżniczek na siedem dni tygodnia.
Månstråle, Tindra, Onetta, Torinda, Freesia, Lövkoja, Sömntuta.
Petunia, Werbena, Dalia, Czeremcha, Piwonia, Sasanka, Nasturcja.
Mandag, Tisdag, Onsdag, Torsdag, Fredag, Lördag, Söndag.
Poniedziałek, Wtorek, Środa, Czwartek, Piątek, Sobota, Niedziela.
Oraz smoki, bezimienne, w tym jeden z imieniem i umiłowaniem do przebieranek.




Rozpieszczona Petunia ma trzy komnaty zabawek, Werbena Brudna boi się wiewiórek (ale nie smoków), Dalia wolałaby być smokiem, Czeremcha nudzi się tak strasznie, że wolałaby się bać, Piwonia Nadąsana ma brata Haralda Grzecznego i smoki jej niestraszne, Sasanka stawia czoła internetowi, z którego wyskakuje smok oraz Śpioch Nasturcja, której smok porywa lalkę (ale ją odbije, gdy tylko się wyśpi).

Nie ma jednej kobiety, jednego wzorca, jednej drogi.  Jest ich siedem, a może siedemdziesiąt siedem.  Lub siedem milionów.  Tu małe dziewczynki stwarzają się same, nie pytając nikogo o radę, prawdopodobnie dlatego, że dorośli są strasznie zajęci rządzeniem.  Nie ma dorosłych, nie ma morału. Dorosła jest sama autorka, ale jako wielbicielka Alicji w Krainie Czarów na pewno wzięła sobie do serca lekcję Zwariowanego Kapelusznika: ''Opowiadaj.  A jak zbliżysz się do końca, skończ''.



Tekst powstał niejako na zamówienie znajomej, która potrzebowała historyjek o księżniczkach dla swojej księżniczkowatej córki.  Christina Björk nie od razu na to poszła,  jej książki do tej pory były oparte na faktach, księżniczką nigdy być nie planowała, a i na swoje ''małe księżniczki'' (ani księżuniów) nigdy się nie zdecydowała.   Jak wiadomo spiętrzone przeszkody często są  właśnie wyzwaniem dla ambitnego pisarza i tak powstała poniedziałkowa historia, a potem następne, w tym piątkowa, z Piwonią (czyli Frezją w oryginale) i jej bratem Haraldem. 

I tu następuje przerwa na biografię autorki.  Christina wychowywana była głównie przez ojca (matka chorowała na stwardnienie rozsiane) - grafika z wykształcenia, urzędnika w życiu realnym.  Podsuwał wartościowe książki, czytał na głos, bawił się, zaraził miłością do przyrody (co zaowocowało potem Linneą), wymyślał historyjki na dobranoc, w których główne role odgrywały jej pluszaki -  miś Nalle i małpka Jakob (zostanie to przez nią uwiecznione w 1988 roku w książce Store-nalles bok, w wersji angielskiej Big Bear's Book).  Lubiła przyrodę, małpy i Muminki Tove Janson, więc napisała do tej ostatniej.  W odpowiedzi otrzymała trzystronnicową epistołę, w której autorka wyłuszczała, dlaczego nie powinna kupować żywej małpy.  Jedną z wielkich miłości dzieciństwa była ''Alicja w Krainie Czarów'', miłość to zwykle nieprzemijająca i brzemienna w skutki, jak wiadomo.  Christina, już jako dorosła osoba, przeczytała wszystko, co było dostępna o samym Dodgsonie, także Alicji Liddell, należy do Towarzystwa Miłośników Lewisa Carrolla (Lewis Carroll Society), a w końcu, razem z ilustratorką  Inga-Karin Eriksson powołała do życia książkę dla dzieci o przyjaźni wielebnego z małą dziewczynką (The Other Alice).  Umieściła także historyjkę z Alicji w piątej opowiastce o księżniczkach, a właściwie puszcza w niej oko do wszystkich, którzy Alicję znają i kochają.  Piątkowa Piwonia vel Frezja przyjeżdża hulajnogą  marki Bill ('bil' to po szwedzku także samochód) ratować mazgajowatego braciszka Haralda i jego misia. Do smoczej groty trafia dzięki sypiącemu się z dziurawej przytulanki ryżowi, zupełnie jak w Jasiu i Małgosi, a tam smok miast ją schrupać na miejscu wyrywa hulajnogę i zjeżdża na łeb na szyję z urwiska.  "There goes Bill!" - kwituje Piwonia Nadąsana, co w polskim przekładzie sprowadza się do ''No to po hulajnodze!''.  Tymczasem u Stillera ''Zbych leci''...




Jeśli więc pewnego pięknego dnia usłyszycie marzycielskie ''Ja lubię luziowy", nie wpadajcie w panikę.  Księżniczka nie musi być słodka, słaba i uległa.  To niekoniecznie przyszła ofiara, to przecież przyszła królowa.  Co z tego, że tymczasowo w różu?  A tak w ogóle, kto powiedział, że róż jest gorszy?  Mężczyźni?  Jeszcze przed wojną to ich odziewano w różowe szatki - róż, jako pochodna czerwonego, koloru dominanta musiał być przyporządkowany właśnie im.  Może to był błąd, że lekkomyślnie oddali go kobietom?   Razem z różem odeszła i męska dominacja...  There goes Bill!

Eva Erikson postawiła sobie nie lada poprzeczkę:  ''to będzie książka bez różu i fioletów''. A że naszła ją ogromna chęć zaczęcia ilustracji ''tu i teraz'', czyli pewnego wakacyjnego popołudnia, podjęła kolejne wyzwanie.  ''Córka wyjechała, zabierając nasze jedyne akwarele i nie miałam czym zacząć.  Udało mi się znaleźć tylko kilka kredek w jej pokoju.  Nie było wśród nich zielonej, a miałam rysować książkę o smokach!''  Wyjściem było mieszanie niebieskiego z żółtym, do czasu dokupienia właściwego smoczego koloru.



Zamiast cenzurować stare historie, lepiej kupić coś nowego.  ''Misia na miarę naszych potrzeb'', czyli opowieść o dziewczynach współczesnych, modelu księżniki udoskonalonym, pozbawionym błędów z przeszłości.  Ta przeszłość to bajki!

Księżniczki i smoki
Christina Björk
il. Eva Erikkson
tłum. Agnieszka Stróżyk
wyd. Zakamarki 2011
stron: nienumerowane
format 23 x 25 cm
okładka twarda



Wydawnictwu dziękuję za udostępnienie egzemplarza.

4 komentarze:

Monika pisze...

Oj lubimy tych skandynawskich pisarzy

Monika pisze...

Księżniczki czytamy już od miesiąca lubimy bardzo

aneta pisze...

Obserwując moich synów mogę stwierdzić - to nie dziewczynki lubią różowy i inne wesołe kolory - to dzieci je lubią. Mój czterolatek (dla przypomnienia - najlepszy strzelec w swojej drużynie piłkarskiej, namiętny, ekspresyjny perkusista, miłośnik Dream Theater) obdarowany przez babcię kilkunastoma chyba parami pasiastych skarpet najpierw się ucieszył ("jak czarownica") a potem przez kilka dni wybierał te, które miały paski różowe, fioletowe i czerwone. Gdy ja zaproponowałam mu pewnego dnia taki właśnie zestaw - otrzeźwiał nagle: "mamo, ale te są dla dziewczyn". Skąd to wie? Z przedszkola, rzecz jasna.
Wiem że moi chłopcy nie są reprezentatywni, ale właściwie - dlaczego nie są?

Pani Zorro pisze...

Doprawdy nie wiem, kto jest reprezentatywny, bowiem od dłuższego czasu podejrzewam się o bycie ''marginesem społecznym''. ;)