czwartek, 4 listopada 2010

SMĘTOWO



 Nie wiemy, czy słyszeliście kiedyś o Smętowie. Jeśli nie, spytajcie o nie swoją babcię, która w młodości jeździła do Smętowa leczyć płaczem swoje chore serce.

Nie wiem, dlaczego w dzieciństwie nikt nie powiedział mi o Smętowie.  Doprawdy tego nie rozumiem, albowiem rodzina moja po kądzieli jeździła tam od zawsze.  Można by powiedzieć:  'rodzina ze smętowskimi tradycjami'.  Smętowo ulic ma siedem, a wszystkie przygnębiające:  Łez, Płaczących Kotów, Łzawych Jaskółek, Smutnych Krokodyli, Deszczową, Garbatych Wierzb i Dziurawych Butów.  Jest jeszcze Plac Zgubionych Kluczy i Park Zwiędłych Kwiatów.  Urocze.  Tam nawet mąka była... ze smutnych gołębi (w weselszych miasteczkach pewnie z wesołych). Ulubionym zajęciem dzieci w takim Smętowie jest oczywiście zabawa w króla Płaksę.  Było jednak dwoje wyrzutków - szlochać nie chcieli, śmiali się głośno, a żeby nie było za wesoło, rodziców nie posiadali i mieszkali u babci (dobrej).  Dorotka i Filip.  Co ich mogło spotkać?  Oczywiście coś złego.  Babcia poszła do nieba, a dzieci do złego młynarza (piekła).  Szczęście w nieszczęściu, młynarz mieszkał w (zaczarowanym) młynie.  Czarnym (w środku też).  Na dnie tego młyna czarnego leżały dwa kamienie - jeden czarny (a jakże), drugi biały. Wystarczy trzy razy zapukać w biały (oczywiście), a młyn... odfruwa.  Prawdopodobieństwo, że doleci do weselszej krainy jest duże.  Nigdzie nie może być tak źle, jak w Smętowie.



Trudno uwierzyć, że Alina i Jerzy Afanasjewowie pisali tę powiastkę  bez podtekstów.  Pierwszy raz wydało ją Wydawnictwo Morskie w 1961 roku.  Autorem ilustracji do tego wydania nie była jednak Teresa Wilbik, lecz autor, Jerzy Afanasjew.  Dopiero drugie wydanie, z 1970 roku, zostało zilustrowane przez Teresę Wilbik i wyglądało mniej więcej tak, jak to, co zaserwowały w tym roku dobre kobiety z Wydawnictwa Dwie Siostry w cyklu Mistrzowie Ilustracji.  Afanasjew (1932-1991) był postacią ekscentryczną: poeta, reżyser, architekt niedoszły, współzałożyciel (z Cybulskim) teatrzyku Bim-Bom i Cyrku Rodziny Afanasjeff, wielbiciel absurdu ("afanasjewami" określano absurdalne historyjki). "Czarodziejski młyn" napisał wraz z żoną Aliną, scenografką, scenarzystką, ogólnie rzecz biorąc - artystką.  



Ale wracając do młyna, który mi tu po drodze odleciał.  Przede wszystkim widać w nim wpływ Czarnoksiężnika z Krainy Oz.  Poczynając od imienia bohaterki (Dorotka), poprzez motyw latającego domu (u Franka Bauma porwanego przez tornado, tu uruchomionego przez magiczne siły), podróży po dziwacznych krainach, a kończywszy na znaczącym towarzystwie zwierząt.  Powieść Franka Bauma interpretowano na wiele sposobów, komentarz polityczny do parytetu złota, rządów (Teodora) Roosevelta oraz innych postaci amerykańskiej polityki końca XIX wieku z Dorotką, jako biednym i uciśnionym ludem.  Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, lektura 'Czarodziejskiego młyna' nabiera kolorów.  Tylko kogo interesowałyby te dywagacje w roku 2010?  Tym, których jednak, podpowiem tylko, że do krainy szczęśliwości leciało się na wschód.

Czarodziejski młyn
Alina i Jerzy Afanasjewowie
il. Teresa Wilbik
wyd. Dwie Siostry 2010
format 15 x 19
okładka twarda
stron 109




Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie tytułu.

Brak komentarzy: