piątek, 15 lutego 2013

CZYTELNICTWO




Jak wspomagać czytelnictwo?
Usuwając biblioteki, oczywiście!
Jak jeszcze?
Wypuszczając na rynek kiczowate książki.  Rozdając je za darmo tym, których nie stać na wartościowe.
Jeszcze coś?
Można jeszcze przygotować głupawy spot. Na przykład taki, który zwiąże książkę z seksem. Bo tylko seksu ludzie chcą. I pieniędzy.


16 stycznia 2013 spisano projekt, "Projekt założeń ustawy o poprawie warunków świadczenia usług przez jednostki samorządu terytorialnego", z niepokojącym zdaniem o"stworzeniu możliwości wykonywania zadań biblioteki szkolnej przez bibliotekę publiczną" (punkt 4 III.1.2. Propozycje zmiany) Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (w osobie Michała Boniego) włożyło kij w mrowisko - wstrząsnęło nauczycielami, obawiającymi się o swoją pracę, poruszyło środowiska, którym poziom czytelnictwa rzeczywiście spędza sen z oczu.

Administracja już "ulepszyła" kilka zagadnień związanych z edukacją dzieci - obniżyła "wiek poborowy", czym wepchnęła maluchy do inercyjnej struktury szkolnej edukacji o wiele za wcześnie, wydzieliła gimnazja, narażając młodzież "w okresie burzy i naporu" na dodatkowy stres, związany z oderwaniem od grupy i egzaminami, spowodowała wyprowadzenie stołówek z placówek szkolnych, dokładając się do nadchodzącej fali otyłości, teraz przyszedł czas na porządek w bibliotekach. Doprawdy trudno mi przywołać choć jedną "odgórną" akcję, która w znaczący sposób wsparłaby kulturę i edukację dzieci - wpłynęłaby na istotę problemu w sposób pozytywnych.  Wsparcia nie otrzymali dotąd nauczyciele (podnoszenie kwalifikacji zawodowych), uczniowie (reorganizacja założeń, w których byliby głównymi rozgrywjącymi), nie przybliżono kultury dla dzieci do dzieci.

Biblioteki trzeba reformować, ale nie w sposób, który sprawi, że zdane będą na łaskę i niełaskę urzędników zupełnie do tego nieprzygotowanych. Współczesne polskie biblioteki są bowiem tworami, w znaczący sposób odbiegającymi od standardów podobnych placówek w państwach, które od początku dwudziestego wieku traktowały je jako znaczące ośrodki poprawy bytu człowieka poprzez dostęp do kultury.  Czym są?  Często magazynami wartościowego księgozbioru, który zdaje się kłopotać pracowników oraz źródłem darmowego internetu, przy którym można po wpisaniu się do zeszytu przebimbać pół dnia. Z bibliotekarzami-egzekutorami długów za przetrzymywanie książek i nadzorcami wyżej wymienionego zeszytu.  Winny się zmienić, poduczyć, otworzyć, wyjść do ludzi.  Do tego nie dojdzie bez finansowego wsparcia. Tego nie zrobi się bez odgórnego sensownego planu.  Zatem: stop likwidacji bibliotek!

Mniej więcej w tym samym czasie (6 lutego) Ministerstwo Edukacji i Dziedzictwa Narodowego ramię w ramię z Narodowym Centrum Kultury pochwaliło się na konferencji prasowej "książeczką", którą poprzez Fundację Cała Polska Czyta Dzieciom zamierza podarować nowonarodzonym Polakom.  Jej poziom "artystyczny" wstrząsnął wszystkimi, którzy lat wiele walczą o piękną i wartościową książkę dla dzieci - medium, które sprawi, że przyszli dorośli Polacy będą nie tylko sprawnymi "składaczami liter", lecz także odbiorcami przekazu wizualnego, że nie tyle wrócimy do standardów artystycznych znanych z czasów naszego dzieciństwa, lecz dogonimy nalepszych w edukacji kulturalnej dzieci. To bowiem pokrótce mówiąc niesie ze sobą współczesna książka obrazkowa / picturebook - nienachalną promocję czytelnictwa, przez obraz, jego skomplikowane, aczkolwiek prosto wyglądające powiązania z tekstem.  Śledząc branżę i przyczyniając się do rozprzestrzeniania wiedzy o niej, mogę rzec:  udało nam się.  Sęk w tym, że Minister Edukacji i Dziedzictwa Narodowego o tym nie wie.  Ma prawo nie wiedzieć (?), winien mieć doradców (bo to nie pierwsza Ministra wpadka). Tymczasem we wstępie do wspomnianego już koszmaru Bogdan Zdrojewski pisze między innymi:  Mam nadzieję, że ta piękna książka pomoże od pierwszych dni życia Waszego dziecka wspierać jego rozwój psychiczny, rozwijać zdolności językowe i umysłowe, pobudzać wyobraźnię.  Panie Ministrze! Czekam na rok Disco Polo! Polacy także.  Przecież przy realizacji tego projektu nikt nie poprosił o konsultację ani jednej osoby znającej się na projektowaniu książki.

Wiadomo, gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Państwo od dawna zachowuje się jak firma, której priorytetem jest zarobek. Zapomina tylko, że egzystuje dzięki udziałowi mrówek, po których depcze.  Za młoda jestem na teorie spiskowe, ale czy coś się za tym kryje poza zwyczajną ignorancją?  Misją MAC jest, by państwo jak najlepiej służyło obywatelom. To właśnie jest nowoczesne państwo. Państwo optimum.  Zaczynam tęsknić za bezpaństwowością.


11 komentarzy:

Maki w Giverny pisze...

Zorro, podpisuję się pod tym, co napisałaś obiema rękami. I zastanawiam się, czy to jest jakiś odgórny plan ogłupienia społeczeństwa czy wynika to z bezmyślności, krótkowzroczności i głupoty tych, którzy mają moc podejmowania takich decyzji
pozdrawiam
m.

Z Innej Bajki pisze...

nie chcę narzekać i snuć teorii spiskowych również ,ale jak w takim wypadku tego nie robić ? Coraz częściej zaczynam odczuwać na własnej skórze ,że urzędnicy są po to by ,mówiąc eufemistycznie ,utrudniać nam życie i trzymać nas w ciemnocie .... Ręce opadają ( inne części ciała przy okazji również ) na tego typu wieści.A tak niewiele trzeba...
Jeszcze a'propos systemu edukacji - mój 8-latek "połykający" książki ;-) ,czyta pierwszą w swoim życiu lekturę i czuje obowiązek ,mus i presję - pierwszy raz trzeba go nakłaniać ,żeby przeczytał ksiażkę ( chodzi o "KArolcię" ). On ma to szczęscie- wie ,że ksiązki są ciekawe ,wciągające i każdy znajdzie coś dla siebie - jego rówieśnicy znający tylko wytyczne ministerstwa - niekoniecznie :-(

pozdrawiam z białego lasu!

poza rozkładem pisze...

> czy coś się za tym kryje...?
Zorro, niestety chyba tak.
Wizja nas - obywateli.
I lekceważenie.

Hebius pisze...

A czego się można spodziewać po ministrze, który z okazji wprowadzenia VAT na książki prorokował, że wpłynie to na podniesienie czytelnictwa w Polsce?

Pani Zorro pisze...

Państwo będzie zachęcać do czytania, żeby mieć większe wpływy z VAT-u? Przewrotne. ;-)
Tak przy okazji, polecam uwadze tabelkę stawek VAT.

MAMATYKA pisze...

A mnie się marzy, żeby biblioteki z "zapleczem" i aktywną kadrą były otwarte w sobotę.

Monika pisze...

droga pani Zorro, w kwestii pierwszej książki, ministra kultury, fundacji ABCXXI...

Dostałam tę książkę ponad rok temu, ilustracje nie podobały mi się. Ale... teksty na początek fajne (rymowanki wiadomo), info o tym, żeby czytac dlaczego czytać - przystępne i arcyważne, płyta "Jak kochać dziecko" mimo że to "gadające głowy" ale zrobione ciekawie - w sensie - nie nuży, a treści bezcenne. Płyta z piosenkami, kołysankami (chyba) bardzo nam przypadła do gustu, pamiętam, że oszczędna aranżacyjnie, spokojna, niestety uległa zagładzie w naszym sprzęcie, więc nie mam "na świeżo" wrażeń. Biorąc to wszystko pod uwagę, hm... (mam nadzieję, że mimo oburzenia rozumiesz moje "hm...")

Czytałam na ministrowym facebooku dyskusję. Rozumiem o co chodzi Tobie i innym głosom, rozumiem tym bardziej że mamy fantastyczne przez Polaków tworzone książki dla maluchów. Bo też cały projekt zwie się "książka", więc jakby nie patrzeć ilustracja powinna być istotnie istotna. Ale miałaś w rękach, więc wiesz że ten projekt jest "multimedialny" (jak jest to z dumą podkreślane), to też przemycenie do głów rodzicielskich treści zdawałoby się podstawowych (szanuj dziecko i co w praktyce znaczy, kochaj, wychowuj i takie tam, czytaj nie ogłupiaj telewizorkiem jak tylko usiądzie stabilnie).

Jestem rozdarta - bo jeśli te treści choć do co którejś głowy nieświadomej trafią to wspaniale. Wiem, że książkę w tej estetyce ciuchnęłabyś do śmieci bez większych ceregieli, ale czy to nie działa w druga stronę, czy oczy wybierające w księgarni złocone okładki, wielkie oczy komputerowo kreowanych kaczątek czy księżniczek nie będą bały się dotknąć czegoś "innego". czy ta bez szału ilustracja nie ma szans stać się jakąś kładką w stronę czytania?

rzucam tak te znaki zapytania, choć nie wiem czy we właściwą stronę je wyginam...

Pani Zorro pisze...

To pierwsza tego typu inicjatywa. Bardzo pożyteczna i bardzo potrzebna. Takie rzeczy robi się z powodzeniem w innych krajach od dawna. Jeśli w takim razie u nas wydaje się taką rzecz BEZ KONSULTACJI z ludźmi, którzy znają się na książce dla dzieci, a idą na to niesamowite pieniądze z budżetu państwa i książka jest na żenującym poziomie, znaczy, że ktoś coś przegapił. Czy macie świadomość rozmiarów tej akcji? Średni nakład książki dla dzieci w dzisiejszych czasach = 2 tysiące. Tymczasem dotychczas wydrukowano 6 tysięcy egzemplarzy książki, o której rozmawiamy, mają być rozdawane w czterech województwach, a docelowo w całej Polsce. Ile dzieci rodzi się co roku w Polsce? Mniej więcej 450 tysięcy. Zgadzam się, płyta z kołysankami jest muzycznie w porządku. O filmie można dyskutować, jednym się może podobać, innym nie, mnie się nie podoba, ale go nie skreślam. Książka JEST estetyczną porażką. Same wiersze, także nierówne. W szafie Franka są ubranka. Siostra Zosi śpioszki nosi. Gdy Jaś idzie na spacerek, wkłada czapkę i sweterek. ?! (Autorka: Eliza Piotrowska) Otóż fundacja, autor projektu, jest podmiotem prawnym, który na swoją działalność pozyskuje pieniądze, ich działania są wynikiem idei i gustów prowadzących - mają do tego prawo - ale Ministerstwo winno reprezentować WZÓR. Tymczasem minister pisze o rzeczonej książce "piękna książka" i fotografuje się z czymś, co nie mieści się w standardach estetycznych, dotyczących sztuki tworzenia w ogóle (twórczości artystycznej, czy też użytkowej, bo większość do tej kategorii zalicza książkę), a projektowania książki zdecydowanie. Coś, co proponuje się tysiącom Polakom - wykonuje wielki gest - powinno być jak najlepszej jakości.

Ale dlaczego tak właśnie się stało, jak się stało? Kultury dla dzieci się nie ceni, ona nie istnieje w potocznym obiegu. To, co nigdy nie uszłoby w kulturze, uchodzi w kulturze dla dzieci. Dlaczego? "Bo to dla dzieciaczków." Kogo pyta się o kulturę "dla dzieciaczków"? Same "dzieciaczki" i ich matki. Oburza mnie to. Prawdopodobnie podobnie działoby się w ministerstwie kierowanym przez innego ministra, więc nie chodzi tu o konkretne polityczne przytyki. Oburza mnie jednak ta nieudana realizacja także dlatego, że to nie pierwsza wpadka Ministra, jeśli chodzi o książki dla dzieci - do tej pory objął patronatem Dydko i plastyka (nakład 30 tysięcy egzemplarzy!) i serię. Niestety, podgląd do tej książki już usunięto, można zobaczyć inną, Dydko i muzyka. W styczniu wyszedł okrutnie niedobry Chomik Wincent i świat sztuki" - książka-antyteza. Nie krytykuję Ministerstwa bezpodstawnie, zasłużyło sobie na krytykę, ale krytykuję, mając nadzieję, że wyniknie z niej coś pozytywnego - powołanie ciała doradczego, które zapobiegnie tego typu wpadkom na przyszłość. Katedra projektowania książki mieści się na ASP, 350 metrów od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Kto promuje w Polsce dobrą książkę dla dzieci? Kto pokazuje światu, że i w tej kwestii mamy wiele do powiedzenia? Małe wydawnictwa, które za każdym razem ryzykują. Są zdane na siebie i borykają się z wieloma problemami. Cudem jeszcze są. A wydają książki piękne, "niekomercyjne", których nie uświadczysz przy kasie w supermarkecie. Tymczasem z publicznych pieniędzy wydaje się repertuar supermarketu. I tłumaczy, że nie chce onieśmielać ludu. Nasze dziedzictwo.

Pani Zorro pisze...

Moniko, rozumiem Twoje rozdarcie. Mnie natomiast rozdziera niestety świadomość faktu, że zmarnowano olbrzymią szansę.

ag pisze...

pani zorro, a czy ministerstwo dociera na bloga? czy ich w ogóle interesuje czyjakolwiek opinia? ...bo skoro nie zapytali przed, czym mieliby się przejąc po? ech...

Pani Zorro pisze...

Nie wiem, gdzie dociera Ministerstwo, zatem wszelkie ścieżki są wskazane. Także te bezpośrednie.