poniedziałek, 22 kwietnia 2013

CZAS DZIAŁANIA!

Szłam ostatnio z grupą czwartoklasistów po ulicy, zmierzaliśmy do teatru. Chłopcy, by rozerwać się nieco, zaczęli dla wygłupu podśpiewywać piosenkę z "Teletubisiów".  Gdy z twarzy zszedł mi już dobrotliwy uśmieszek ("ach, dzieci, a wśród nich to moje"), doszło do mnie, że nie łączy ich żaden produkt współczesnej kultury dla dzieci, który mógłby być podstawą podobnego przypadkowego wygłupu.  "Miś Uszatek"? Nasz on.  "Reksio"? Też nasz.  Może "Wołk i zajac"? Nie chcieliśmy, żeby był nasz, ale jest.  To pożywka poprzednich pokoleń.

Samo narzekanie nic nie daje, trzeba działać. Działaniem w państwie demokratycznym jest wymiana myśli, która może być początkiem zmian.  W to wierzymy.  Jeśli popieracie taką formę działania, podpisujcie.  Trzeba spróbować.

Książce dla dzieci "się udało", ale dla wielu jest to produkt luksusowy. Sam dobrostan także nie jest oczywisty, nawet dla tych, którzy dzieci mają, więc są poniekąd naturalnymi odbiorcami tej kultury.  Jak mantra powtarzane jest bowiem zdanie sprzed piętnastu lat:  "Jak w powodzi bylejakości wyłowić wartościowe propozycje?" Woda już opadła. Można iść dalej.

Petycja, jest dostępna TU.

Jak powiedział laureat nagrody ALMA, Guus Kuijer:
Prawo do kultury to prawo do wolności od ograniczeń narzucanych przez edukację.


Jeśli dojdzie do spotkania, zaprezentujemy Panu Ministrowi Bogdanowi Zdrojewskiemu ocenę sytuacji, dowiemy się, czy jest wola, żeby to zmienić i ustalimy, czy możliwe jest stworzenie forum eksperckiego w obrębie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. 

7 komentarzy:

Marcin pisze...

Odkąd z rynku zniknął Miś, nie ma żadnej wartościowej prasy dla najmłodszych.

poza rozkładem pisze...

Ostatnio dane mi było spotkać się z czarującą, młodą studentką ASP, zatrudnioną przez pewien Urząd Miasta do "zrobienia" książki dla dzieci. Cieszę się, że czuła potrzebę zorientowania się "o co chodzi" w książkach obrazowych, bo w urzędzie nikt nie zapytał jej o portfolio...

Zżymam się na myśl, że większość urzędników myśli po pierwsze "cena", potem: dla dzieci=balonik, miś, kolorowo i żeby się rymowa

Fantazjana pisze...

Trzymam kciuki za dialog, wierzę w jego moc!!!

Pani Zorro pisze...

Tak więc chyba nadszedł czas, żeby pewne schematy były oczywistsze, że tak się wyrażę. Żeby nikt nie był "zatrudniany do książeczki", a jeśli już, to, żeby wiedział, jak te "książeczki". Żeby było wiadomo co robić. Nie tylko w sferze książkowej. Oby się udało!

Monika pisze...

Czy widzi, że podpisujemy aż furkocze? :) Oby, oby - toć ten minister pan brzmi dość dość.

Pani Zorro pisze...

6 lutego o Pierwszej książce mojego dziecka, publikacji, która "przelała kielich goryczy" poinformowały Informacje Kulturalne TVP Kultura (od 7:20) .

Następnie wywiązała się dyskusja na profilu FB Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego:
Startuje pilotaż akcji „Pierwsza książka mojego dziecka” .

Potem o wypowiedź poprosiła mnie "Kultura Liberalna".

Aneta Bohaczewska-Petryna odpowiada na pytana Agaty Diduszko-Zyglewskiej w "Krytyce politycznej".

Do akcji włączyły się blogerki.
Anna Mrozińska na blogu "Poza rozkładem".

Monika Moryń na blogu "Czytanki przytulanki" (artykuł miał być zamieszczony w tygodniu (?) "W sieci").

Jak widać jest to sprawa ponad podziałami i łączy ludzi, którzy być może na co dzień nie zgadzają się w wielu kwestiach.

PODKREŚLĘ: to nie jest akcja PRZECIWKO tej, czy innej książce, tylko PRZECIWKO niepoważnemu traktowaniu kultury dla dzieci. Taki stan jest wynikiem procesów, które zachodziły w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Dotarliśmy do miejsca, w którym kultury dla dzieci nie traktuje się jako części kultury, czyli naszego dziedzictwa. Jest li i jedynie kolejnym produktem bezrefleksyjnej konsumpcji. Dzieci się nie poskarżą, nie wiedzą jeszcze, co to takiego ta "kultura" - skarżyć się możemy my, wszyscy, który zdajemy sobie sprawę z tego, jak taka kultura MOŻE WYGLĄDAĆ i być obecna w ogólnodostępnym dyskursie.

Pani Zorro pisze...

Zaczytani.