środa, 8 września 2010

STARE ZABAWKI

Po co komu stare zmurszałe klocki, parchate misie i inne przedmioty z epoki kamienia łupanego (czytaj:  XX wieku)?  Można z nimi zrobić kilka fajnych rzeczy, a jak już nie wiadomo co, to po prostu postawić na półce i założyć hodowlę kurzu.  Czekając na rezultaty, można zacząć obgadywać:  że bardzo lubiłaś się nim bawić, że kiedyś pokłóciłaś się o nią z najlepszą koleżanką, że tata przywiózł ci to z NRD (przy okazji zahaczyć o dawny podział świata).   Więcej pomysłów tu.  Skąd mi się zebrało na te wspominki?  Nie była to wizyta w Muzeum Zabawek (Kielce), lecz na blogu Pikinini.  A tam, fajny konkurs, który zmusza do odkurzenia tego, co pozostało z dzieciństwa.  Jak się tak porządnie ruszy głową, okazuje się, że jest tego trochę.  Na zachętę wrzucam kilka swoich - stale obecnych w naszym otoczeniu.  Potem dorzucę jeszcze inne, np. resoraki, które 30 lat temu przywiózł mi ojciec z RFN-u, a którymi teraz bawi się mój syn.  Tylko zakradnę się do jego gawry...

Na pierwszy rzut nasza "najoczywistsza oczywistość", czyli Małpa Iwona, towarzyszka moja i Lalki Madgi (lalka Madga niestety nie dotrzymała do XXI wieku).  Jak wiadomo małpy skaczą niedościgle.  Tu przeskakują tak na oko ze trzydzieści pięć lat.  Po lewej Małpa w niemowlęctwie, po prawej dojrzała kobieta.  Nie powiem 'babcia', bo potomstwa się nie dochowała.  Ta po prawej to moja córka.


Gdy piszę te słowa, patrzy na mnie Czeburaszka.  Dla mnie Czeburaszka, dla was pewnie Kiwaczek.  Nigdy nie mogłam się pogodzić z podwójnym życiem Czeburaszki, ale czego oczekiwać po stworzeniu, które przyjechało do ZSRR w skrzynce z pomarańczami?  Czeburaszka wygląda jak nówka, ale ma trochę na liczniku.  30 lat i brak rączek, które ukręcił mój syn.


Syn ukręcił także głowę Wańce-Wstańce, ale w szpitalu dla zabawek, który od lat nieoficjalnie prowadzimy (inaczej trzeba by niezwłocznie wywalać współczesną chińszczyznę) przywrócono ją do życia.  Niedługo stuknie jej 40.  Na zdjęciu moja córka sprawdza, czy dobrze przykleiliśmy lali rączki...


Teraz prawdziwy rarytas w naszej kolekcji i jedna z nielicznych pamiątek, które pozostały mi po rodzicach mojego ojca.  Rosyjskie (już radzieckie?) bingo:  komplet zmurszałych kartoników (aż boję się ich dotykać - widać, co czas potrafi zrobić z kartonem) i drewnianych beczułek z numerami.  Niektóre numery wyjątkowo zmasakrowane.  Czyżby ktoś gryzł je nerwowo, drapał 33-kę, stukał 34-ką?  Dlaczego akurat nimi?



Ostatnią osobą grającą w tę grę był mój ojciec.  Znudzony oczekiwaniem na "swój szczęśliwy numerek" niezdarnie podpisał się aż trzy razy na karcie nr 13.  Stalówką maczaną w kałamarzu.  Nie dowiem się, co wtedy myślał.  Pewnie nic. Ciekawa jestem jakie były tego reperkusje?  Takie bingo musiało być w tamtych czasach rarytasem.  Mój ojciec miał zabawki iście 'waldorfskie' - kawałek patyka, drewniany samochodzik - pisząc swoje imię na kartoniku nr 13 dopuścił się świętokradztwa.



Lubię mieć tę szarą lnianą torebkę, bo w niej uwięziony jest duch czasów, których już dawno i po wielokroć nie ma.  Nie ma tamtych czasów, tamtych ludzi, tamtego kraju.  Niewiele wiem o tej grze, choć należała do mojego dziadka.  Kto ją kupił i po co?  Czy często w nią grali?  Dziadek zmarł zanim miałam okazję zapytać, ojca już nie zapytam.



Tymczasem zapraszam na konkursowego bloga do czytania wspominków innych oraz oglądania kolejnych zdjęć pozostałości po dzieciństwie.

9 komentarzy:

bloggerka: niespa pisze...

O! To wpis dla mnie! Jestem sentymentalna i trzymam niektóre zabawki do dziś. Ale, tu muszę się przyznać, nie dałam ich do zabawy swojej córce. Jeszcze nie...
Mam nie tylko zabawki, ale także różne przedmioty z dzieciństwa, którymi pewnie kiedyś się podzielę z czytelnikami mojego bloga.
Absolutnie mam sentyment do Kiwaczka. Puściłam tę bajkę mojej córce, która powiedziała: nie chcę Buriaszki. To takie śmutne.
Miała rację ;-)Sama piosenka w tej bajce jest tak smutna, że mozna się popłakać. Pisałam o tym na swoim blogu. Bajka ma dużo wersji: japońska, fińska, chińska itd. Zazdroszczę, że masz postać Kiwaczka z tamtych lat!

Pani Zorro pisze...

Moja przyjaciółka ma cudnego Kiwaczka, upolowanego na sławetnej wolskiej Olimpii (lumpo-bazar). Muszę go sfotografować. Oczywiście nie rozstanie się z nim nawet w imię przyjaźni. ;)

mala_forma pisze...

Też jestem w klubie miłośników staroci. Na działce, u mojej teściowej przetrwało większość zabawek mojego męża z lat 70-tych. Maskotki, samochody blaszane, domki, jest i pluszowy Kiwaczek :-) Nie mam sumienia ich zabierać, latem bawi się nimi nowe pokolenie kilkulatków. Zresztą działkowy pokój dziecięcy nadal ma klimat z tamtych lat, współczesne zabawki tam nie pasują.
Dwa lata temu w warszawskim Muzeum Narodowym była jakaś wystawa poświęcona zabawkom. Widziałam ostatnio w księgarni album z wystawy - w nim między innymi pierwowzór Superfarmera z lat 40-tych.
Bardzo fajny konkurs :)

bloggerka: niespa pisze...

Monika,
to ja poproszę o to zdjęcie Kiwaczka Twojej przyjaciółki ;-)

mala forma co to za album? Pamietasz tytuł?

Pani Zorro pisze...

Ja widziałam (zresztą w pacanowskiej księgarni) ten album, czyli "Dzieje pewnych zabawek". Wydany z okazji 30-lecia Muzeum Zabawek w Kielcach.

bloggerka: niespa pisze...

Dzięki! ;-)

mala_forma pisze...

Album który widziałam - Ale zabawki. O zabawkach starych i współczesnych.

mala_forma pisze...

Zorro - automatycznie i bezmyślnie wkleiłam linka do wydawcy albumu powyżej, ale teraz sobie myślę, że jeśli nie chcesz odnośników od siebie, to proszę wytnij :-)

Pani Zorro pisze...

Nie przeszkadza mi to. Szkoda, że za wysyłkę pobierają powalającą kwotę.