wtorek, 8 lutego 2011

MIFFY

Miffy nigdy nie miała szczęścia do Polski.  A może to Polska nie ma szczęścia do Miffy? Najpierw bardzo długa nieobecność, potem w 2008 roku uroczyste i spóźnione wejście - wydanie książki, animacji, feta w ambasadzie holenderskiej.  I w sumie tyle.  Wydaje się, że króliczyca słabo sobie tu radzi.
Czy to kwestia minimalizmu, który nie przemawia do Polaków,  a może wysokiej ceny małej książeczki (16,90 pln)?  Dlaczego Polacy, w przeciwieństwie do Japończyków, nie zwariowali na punkcie białego stworka, wymyślonego pół wieku temu przez Dicka Brunę?



Dick Bruna (właśc. Hendrik Magdalenus Bruna) urodził się 23 sierpnia 1927 roku w Utrechcie w rodzinie wydawców.  A.W. Bruna & Zoon, firma należąca do ojca, była znaczącym graczem na rynku.  Miał szczęśliwe i dostatnie dzieciństwo.  Ono zawsze było dla niego źródłem inspiracji i siły, ono dało mu pewność, że idzie we właściwym kierunku, że wie, co dla dzieci jest ważne.  Otoczony pisarzami i grafikami, którzy bywali w domu rodzinnym w sprawach zawodowych, wiedział, że cokolwiek by się nie zdarzyło i tak znajdzie się w tym towarzystwie.  Choć nie w charakterze, który wydawał się jego ojcu oczywisty.  Nie został bowiem jednym z 'zoonów', którzy lata później przejęli schedę po ojcu.  Wydawaniem zajął się brat, a Dick skupił się na pisaniu, ilustrowaniu i projektowaniu.



Wiele o nim i jego pracy można dowiedzieć się z książki dick bruna.  Autorzy, Joke Linders, Koosje Sierman, Ivo de Wijs i Truusje Vrooland-Löb na 552 stronach w magicznym brunowskim formacie 15,5x15,5 zebrali zdjęcia z archiwum twórcy, okładki wielu jego prac, miejsca charakterystyczne dla Bruny, zawarli w książce zarówno suche fakty, jak i wnikliwą analizę twórczości, swoje na nią spojrzenie.  Co ciekawe zaserwowali nie tylko ciekawe kompendium wiedzy o autorze, ale przede wszystkim atrakcyjny album - także dla dzieci.  "Aktualnie" mieści się ona w pierwszej dziesiątce mojej dwuipółlatki.  Wzięła ją sobie, a na ustach miała zdobywcze 'moje!'.



Pierwsze książki Bruny były odkrywcze i wywrotowe - podstawowe kolory, proste kształty.  Połączenie zielonego z niebieskim było wg młodego grafika naturalne (często widzę zielone liście na niebieskim tle), dla Holendrów jednak nie do przyjęcia - to się po prostu "gryzło". Tak więc pierwsze osiągnięcia Bruny nie spotkały się z aplauzem rodaków.  Ale na rynku panowała wtedy prawdziwa posucha i wśród książek obrazkowych tamtych czasów nie było konkurencji.  Pomogła także intuicja twórcy i rozwijająca się technika wydawnicza.  Stworzenie produktu, który idealnie wpasowywał się w możliwości percepcyjne tysięcy małych czytelników - taki cel obrał sobie Bruna. 

Inspirował go przede wszystkim Legere i Matisse, także Miro i Mondrian.  Lubi słonia Babara Jeana de Brunhoffa (1899-1937), ceni twórczość Annie M.G. Schmit (1911-1995), znanej u nas przede wszystkim z książek o Julku i Julce oraz Erica Carle'a (1929) - z ostatnim czuje pokrewieństwo projektantów (who works with form and color).

Nijnjte 1955

1955. Wakacje nad morzem i pierwsza Miffy (Nijnjte - Nina - Nin - Kleintjie - Minnin - Miffa).  Bezkształtna "bulba" - bliżej jej do rzeczywistego królika niż dzisiejszej ikonicznej króliczycy.
Zerwanie z realizmem było kolejnym krokiem na drodze rozwojowej artysty. 


Nowa Miffy pojawia się w 1963 roku.  Ma wszystko to, co składa się na jej wizerunek do dziś.  To już nie królik, lecz niemowlak (nieproporcjonalnie duża głowa) z uszami królika.  Zawsze patrzy na czytelnika, prosi o uwagę i opiekę, jest szczera. Prostota, która z jednej strony wyzwala, z drugiej jest ograniczeniem.  Wszelkie zmiany w nastroju Miffy, to prawie niezauważalne przekształcenia szczególików w obrazku.  Istotną składową opowiastek są jej parametry techniczne: format - 15,5 x 15,5 (kwadrat jest po prostu najdoskonalszym kształtem), bezszeryfowy krój pisma, zaprojektowany przez Willema Sandberga, brak wielkich liter (rozpraszają).
12 ilustracji po prawej stronie, tekst po lewej (czytają rodzice, siedząc po lewej), KOLORY i KSZTAŁTY.  Nad ich wiernością czuwa specjalnie powołane ciało, Mercis bv.

Literacko Miffy nie jest majstersztykiem językowym.  Najpierw pojawia się obraz, potem tekst.  Oczywiście każde słowo jest przemyślane, a całość przechodzi wielokrotne próby czytania.   4 wersy o monotonnej melodii, z których rymują się dwa to według Bruny mowa dziecka w nim.


Tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego Miffy jest dziewczynką.  Dick Bruna czasem z przekorą mówił, że łatwiej rysuje mu się spódniczkę.  Niektórzy dostrzegają w tym posunięciu tęsknotę za pierwiastkiem żeńskim - Bruna miał brata, dwóch synów. Córka urodziła się już po wymyśleniu króliczycy-niemowlaka.  Lakoniczne opowiastki nienachalnie promowały "właściwe zachowania" - mycie zębów, zdrowe odżywianie.  Miffy nigdy się nie przeciwstawia, zawsze dziękuje, pyta grzecznie o pozwolenie, grzecznie wita się z dorosłymi.  Oczywiście nigdy nie rzuca się na ziemię, nie złości i nie ciska zabawkami.  Dziewczynka idealna, taka, jaką chcieli ją widzieć w latach 60.  Dopiero w  1995, w książeczce miffy's tent króliczyca zdobywa się na protest - krzyczy, że chce rozstawić namiot, po czym rozbiera się do rosołu.  Ma wtedy 40 lat.  To wpływ... wnuka Dicka Bruny.  Cztery lata wcześniej grzeczna dziewczynka przeprowadza się do własnego domu (miffy's house), ale cały czas nosi śliniak do obiadu i kładzie się wcześnie spać.  Z wiekiem także nieznacznie zmniejsza się jej głowa.  W 2004 roku po raz pierwszy zakłada ogrodniczki (miffy's garden).

Ale chronologia nie ma tu właściwie najmniejszego sensu.  Książki mogą być czytane w dowolnej kolejności, bo i sam Bruna nie przywiązywał wagi do następstwa zdarzeń.  W 1996 roku babcia umiera (dear grandma bunny), po to żeby sześć lat później ożyć i zatańczyć z wnusią (miffy dances).


W Polsce, jak już wspomniałam, nie zanotowano miffomani.  Nie jesteśmy drugą Japonią. Od 2008 roku wydawnictwo Format wydało 7 książeczek.  Pojawiły się także dwie płyty DVD z animacjami.  Od niedawna można je oglądać w MiniMini.  Bardzo dobra propozycja dla maluchów.  Powiem więcej - nie wzgardzą nią także wrażliwe 6-latki.  Jedna z globalnych sieciówek proponuje także ubrania z wizerunkiem króliczycy Bruna.  Tylko dla dziewczyn.  Patrząc na króliczycę od strony marketingowej można by się zasugerować, że jest to "produkt" dla dziewcząt.  Doprawdy nie rozumiem, dlaczego.  Nie ma w niej słodyczy japońskiej kopii, Hello Kitty - nie ma spineczek, koralików, falbanek, słodkich dodatków i różowych ciuszków.  Jednak jest dziewczynką i to najwidoczniej nie pozwala jej się dostać na t-shirty przyszłych mężczyzn.  Najwyraźniej marketing nie jest przygotowany na przemyt króliczych dziewcząt do świata chłopców.  Jednak jak się rozejrzeć po poletku z bohaterkami książkowymi, wzrok od razu zatrzymuje się na Mysi.  Ta także rzadko gości na chłopięcych odzieniach, choćby były w rozmiarze 62 cm.  Jednocześnie często zasiada w sercach o kilka centymetrów wyższych.  Dziwne, dziwne, dziwne.



Oczywiście Miffy, choć "flagowa" nie jest jedyną produkcją Dicka Bruny, który na swój język wizualny przełożył klasykę (Kopciuszka, Królewnę Śnieżkę, Czerwonego Kapturka), wydał wiele książeczek do nauki, wprowadził misia Borisa, świnkę Porkie (Poppy), uczestniczy w wielu kampaniach, przygotowując plakaty, projektował okładki książek.  Eric Carle (a cenią się panowie nawzajem) rzecze o koledze po fachu:  a master at distilling complex concepts and images to almost nothing (str. 507).  To nie byłaby dobre hasło reklamowe w naszym kraju, gdzie wartość książki przelicza się na ilość słów i wielość kolorów.  Almost nothing?  Za 16,90?  Drogo. Ale warto mieć chociażby jedną.



I would love to be able to draw on those large sheets of paper like a small child, spontaneous and uninhibited. An adult starts drawing and hopes it will be good, that it will turn out to be a beautiful drawing. Children aren't like that, they begin and don't worry about the end result.  For my children's books I draw things from everyday life, things I like myself. It might just be that I still think a little like a child;  I believe I have a childish mind. (str. 467)

{Chciałbym móc spontanicznie i bez zahamowań rysować na olbrzymich kartkach papieru tak, jak małe dziecko. Dorosły zawsze ma nadzieję, że wyjdzie mu coś pięknego.  Dzieci nie dbają o efekt finalny.  W swoich książkach rysuję rzeczy codzienne, wszystko co lubię.  Może sam myślę jeszcze trochę jak dziecko;  wierzę, że myślę po dziecięcemu.}

 dick bruna
Joke Linders, Koosje Sierman, Ivo de Wijs, Truusje Vrooland-Löb
Waanders Publisher, Zwolle/Mercis Publishing 2006







Cały czas trwa konkurs dla przedszkoli! Trzeba upiec Miffy z ciasta lub masy solnej, zrobić zdjęcie dokumentujące uczestników i dzieło, po czym wysłać pod adres miffy@miffy.pl. Nagrodami są książeczki i gadżety z króliczycą. Szczegóły na stronie Miffy.  Trzeba tylko zdążyć do 16 lutego! 

3 komentarze:

poza rozkładem pisze...

U nas Miffy też się cieszy uwielbieniem (choć mnie trochę razi strona językowa).
Na początku - zarówno damskim, jak i męskim (!).

Chyba jednym z jej atutów było to, że dzieciom "wpadły w ucho" rymy (a jednak - wbrew mojej niewyrażonej opinii ;)
i mogły same "czytać" - i sobie, i nam.

Prostota kształtu i koloru jest chyba spełnieniem "ideału książki dla najmłodszych".

aneta pisze...

My mamy dużą Miffy z klapkami:))

Bernadeta pisze...

A u nas cisza. Znaczy się - ochów i achów nie ma. Też zastanawiałam się, dlaczego.