sobota, 16 kwietnia 2011

TUWIM

Dostałam wczoraj mail z Australii (ho! ho!).  No i obejrzałam najpierw książkę.  A raczej jej okładkę.  Potem kolejny odnośnik i klipik, a w nim 'jak pracuje Bob Staake'.  Potem jego stronę, a następnie najlepszą okładkę New Yorkera (17.11.2008).  Nawet okazało się, że ma 'całkiem fajną stronę facebookową'.  I ciągle nie byłam przekonana.  W końcu wyłuskałam tę animację.





Następnego dnia przyszły dwie książki "z platynowej kolekcji", do której do dzisiaj zupełnie nie mogłam się przekonać.  I to nie od wczoraj.  Z tego samego powodu, co do Boba Staake'a i szczególnie po obejrzeniu mistrzowskiego pokazu obsługi Photoshopa 3.0.   Ale w końcu się poddałam.  Dobra, napiszę o "platynowej kolekcji".

Tuwima maskarowano straszliwie przez ostatnie 20 lat.   Wydanie, które wypuściła w 2008 roku Wytwórnia było pierwszym zbiorem od czasów przemiany, w którym ilustracje godne były poziomu literackiego.  Sęk w tym, że nie każdemu tak nowoczesna odsłona znanych i kochanych wierszy przypadła do gustu.  I to rozumiem.  Problem w tym, że nie było sensownej alternatywy.  Wiersze dla dzieci, wydane niedawno przez wydawnictwo Wilga mogłyby wypełnić właśnie tę lukę, jednocześnie pokazując aspiracje wydawnictwa.




Dlaczego jednak buntuję się przeciwko ''platynie''?

Otóż ilustracje Macieja Szymanowicza najbardziej podobają mi się w wersji minimalnej.  Bez błysków i  ornamentów, czyli balastu 'uszlachetnionej' serii.  Także bez ostentacyjnego komputera.  I o ile 'tym tabletem musiała zawiadować jakaś ręka', buntuję się przeciwko 'maszynowatowości', czyli powtarzalności oczu, póz, min i kształtów.



Ale z drugiej strony ten Tuwim jednak najgorszy nie jest, a nawet zachęca gustowną okładką (opalizującą).  Dla tych, co desperacko pragną koloru, uśmiechów wprost, radości wynikającej z dostatku, w końcu -  r ó ż n o r o d n o ś c i .  Nie każdy chce mieszkać w domu Le Corbusiera, gdzie rządzi "rozmach surowego betonu i energia gołych żarówek"*.  Zatem - ciepło.  Lampa z abażurem frędzlowym, a że to XXI wiek, w środku świetlówka energooszczędna w gustownym owalnym kształcie.  Też lubię takie lampy.  W głębi duszy.  Tuwim Szymanowicza co prawda się błyszczy jak i poprzednie z serii, jest jednak wydany znakomicie i na wielce przyjemnym papierze (Sora Matt Olus v.1.25, 150 g) - poza tym spójny (choć można by się jeszcze zastanowić nad krojem pisma).   Doskonała propozycja także dla wszystkich, którzy powoli wchodzą na ścieżkę wtajemniczenia książkowego, dlatego warto przemyśleć tę książkę, jako opcję prezentową  nieprzekonanym. Zatem odrzucam uprzedzenia i mówię:  nie odrzucam tego Tuwima, nie skreślam i nie utylizuję, wręcz mówię:  warto.   Z wielu względów, jak widać.  Piękno przybiera tak wiele postaci, jak wiele jest wizji szczęścia*, rzekł Stendhal, a powtórzył De Botton.  Proste.

A więc - proste - wolę proste.  W tym momencie pozwolę sobie zamieścić ilustrację ze strony Macieja Szymanowicza:  zobaczcie, jak wygląda komputer okiełznany. 

Kapturek / il. Maciej Szymanowicz

I prostota nie jest jedyną zaletą tej ilustracji.  Także wysoki (współ)czynnik ludzki.  Więcej ciekawych odsłon na stronie autora.  W zasadzie na dwóch stronach autora.  Tej głównej i tej blogowatej o znamiennym tytule Lofix.  Na głównej komiks "świniak i kurak", publikowany w ogólnopolskim dzienniku.   Nie będę nadużywała pożyczania ilustracji i skieruję waszą ciekawość bezpośrednio na strony.  Poszperajcie! Warto.



Uważałabym jednak z takimi stwierdzeniami (za stroną wydawnictwa):  Rysuję tak, żebym sam był uradowany i to się chyba sprawdza.  W przypadku filmowców się nie sprawdza. Jak jest z ilustratorami?

Wiersze dla dzieci
Julian Tuwim
il. Maciej Szymanowicz
wyd. Wilga 2011
okładka twarda
format 21 x 26
stron 32

Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie tytułu.

PS. Podsunęłam Tuwima swojej niedługo-trzyletniej recenzentce o tajemniczym imieniu Flanta (w końcu 'ciuciuła' to jej ulubiony wiersz).  Jednak z nadzieją: że książka jej się spodoba i okaże się, że gust ma wielostronny.  Obejrzała co do strony (zuch, dziewczyna!) i szybko oddała.  "Nie", opowiedziała.  To dla tych, którzy interesują się tym, co moja córka na to.   Przyrzekam, że w tym czasie nie patrzyłam na nia krzywym wzrokiem.  Będę ją, w każdym razie, jeszcze z tym wydaniem konfrontowała.

PPS. Bob Staake rzeczywiście robi świetne okładki!

* Od kilku tygodni żyję pod elektryzującym wpływem książki Alaina De Bottona Architektura szczęścia  (o tym wkrótce).  To z niej pochodzą występujące w tekście cytaty.

4 komentarze:

Pani Zorro pisze...

Z ostatniej chwili, czyli 'Zdaniem Flanty': "Pchła Szachrajka" została przyjęta nadzwyczaj ciepło. :)

mala_forma pisze...

Z tydzień temu przeglądałam w księgarni książkę o cukierniku Boba Staake'a i też nie mogłam się określić z ilustracjami. Po zlinkowanej pokazowej animacji znacznie łatwiej :)

Pozwoliliśmy sobie pożyczyć od małej Flanty 'ciuciułę' :)

Pani Zorro pisze...

Byłaś w jakiejś niezłej księgarni! ;-)

mala_forma pisze...

To fakt, po trzech latach poszukiwań, mam już tutaj dwie niezłe księgarnie. W jednej z nich anglojęzyczne tytuły w ilościach śladowych :)