Z tatą jest bardzo fajnie. O wiele fajniej niż z mamą.
Tata - wiadomo - uczy jeździć na a) rowerze, b) łyżwach, c) nartach, także pokazuje a) na czym polega życie, b) wszechświat, c) co to jest prawdziwa przygoda. Ponadto to i owo. Same banały. Oczywiście jestem uprzedzona z wiadomych przyczyn: zazdroszczę, że nie jestem mężczyzną i nigdy nie pokażę dzieciom męskiego świata (sic!). No i o dziwo, po tym 'pełnym wrogości wstępie', tu i teraz, polecę opowieść o tym, jak się spędza czas z dziećmi, ojcem będąc. Tato, popłyńmy na wyspę! przypadło mi do gustu nie dlatego, że w głębi duszy cieszyłam się z porażek gamoniowatego Pawła Różyczko z pewnej nadmorskiej miejscowości, ojca trojga dzieci - Olafa, Konstantego i Anny Marii, z założenia 'ciężko doświadczonego'. Humor Markusa Majaluoma jest po prostu pełen autoironii i ciekawych spostrzeżeń z życia wziętych podniesionych do potęgi n-tej. Czyli tak naprawdę dzień powszedni wielodzietnej energetycznej rodziny, która co rano dziwi się, że jeszcze nikt na świecie nie wpadł na pomysł wykorzystania dzieci jako naturalnych zasobów energii odnawialnej. Taka rodzina nieźle zaoszczędziłaby na opłatach (za energię w każdym razie).